NARODOWCY – Ksiądz Jacek Międlar, uważany za duszpasterza skrajnej prawicy, po raz kolejny dostał przyzwolenie na głoszenie rasistowskich haseł. Tym razem jego wypowiedzi zostały wręcz usprawiedliwione przez prokuraturę w Białymstoku, która umorzyła dochodzenie w tej sprawie.
Chodzi o kazanie, jakie ks. Międlak wygłosił 19 kwietnia w katedrze w Białymstoku, gdzie działacze Obozu Narodowo-Radykalnego obchodzili 82. rocznicę powstania swojej organizacji. Mówił on wówczas do narodowców m. in.: „Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (…) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm!” Wspomniał w tym kontekście o „żydowskim motłochu”.
Jaki kontekst?
Dla organizacji broniących praw człowieka było oczywiste, że takie słowa są nawoływaniem do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych i wyznaniowych, w związku z czym ich działacze złożyli doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez duszpasterza nacjonalistów. Podkreślali oni, że takie wypowiedzi to również publiczne znieważenie grupy ludności. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie dopiero po kilku miesiącach od słynnej mszy, pod koniec sierpnia. Dokładnie miesiąc później stwierdziła, że nie doszukała się w tych wypowiedziach niczego zdrożnego i swoje dochodzenie umorzyła.
Co więcej, z uzasadnienia Prokuratury Okręgowej w Białymstoku wynika, że nie tylko nie dopatrzyła się w jego ówczesnym wystąpieniu znamion przestępstwa, ale wręcz usprawiedliwia jego słowa. W komunikacie prokuratury możemy przeczytać, że „duchowny w swoim kazaniu odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości oraz wywodząc na tej podstawie wzory postępowania”. Trudno nazwać takie uzasadnienie o umorzeniu dochodzenia inaczej niż usprawiedliwienie dla słów, które dla każdego świadomego, średnio wrażliwego oraz znającego historię najnowszą człowieka nie są niczym innym niż nawoływaniem do nienawiści na tle narodowym i wyznaniowym. Zwłaszcza że padły one w bardzo określonym kontekście oraz okolicznościach, i nie było to bynajmniej odwołanie się do wydarzeń sprzed tysięcy lat ani „treści Biblijnych”, czego doskonałą świadomość mieli zebrani tego dnia w białostockiej świątyni działacze ONR.
Przypomnijmy, że słowa te padły podczas mszy, urządzonej specjalnie dla działaczy ONR – organizacji, która wprost nawiązuje do swojej poprzedniczki, założonego w 1934 r. (w II RP) Obozu Narodowo-Radykalnego. Był to szczególny okres w historii Europy, gdzie m. in. na skutek wielkiego kryzysu ekonomicznego do władzy zaczęły dochodzić różne odłamy skrajnej prawicy, od włoskich faszystów po nazistów w Niemczech. W 1934 r. Niemcy mieli za sobą już ponad rok doświadczeń rządów Adolfa Hitlera, którego jednymi z pierwszych decyzji było zamykanie w obozach oraz fizyczna likwidacja przeciwników politycznych oraz przedstawicieli narodowości, uznanych przez nową władzę za „element obcy rasowo”, z Żydami na czele. Czym to się skończyło kilka lat później wie każdy, kto zna historię. Ówczesny ONR wprost nawiązywał do programu oraz praktyk rządzącej w III Rzeszy NSDAP. To właśnie działacze ONR organizowali w latach 30. XX w. nagonki, pogromy oraz getta ławkowe na polskich uczelniach, nie kryjąc swojego antysemityzu oraz nienawiści do demokratów i wszelkiej lewicy. Nie ulega wątpliwości, że słowa ks. Międlara należy wpisywać w ten właśnie kontekst, a nie „historie biblijne”, jak twierdzi białostocka prokuratura. O ile młodych działaczy obecnej skrajnej prawicy można podejrzewać o niezbyt staranną edukację, to już od pracujących w prokuraturze prawników wypada oczekiwać dobrej znajomości historii najnowszej.
Dwie miarki
Na tym usprawiedliwianie słów Międlara przez prokuraturę się nie skończyło. W decyzji o umorzeniu postępowania stwierdzono, że podczas słynnego kazania skrajnie prawicowy ksiądz przypomniał przypadki, gdy działacze ONR w czasie wojny ratowali Żydów i to, zdaniem prokuratury, ma oznaczać, że nie miał on na celu nawoływania do nienawiści. Wygląda na to, że prokuratorzy – których zadaniem jest ściganie przestępstw – w tym konkretnym przypadku weszli w rolę adwokatów kontrowersyjnego duchownego. Dodatkowo, prokuraturze nie udało się potwierdzić, że podczas przemarszu działaczy ONR ulicami Białegostoku wznoszono okrzyki „a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”, mimo iż nagrania z tej imprezy można było bez trudu znaleźć w Internecie.
Po raz kolejny organy ścigania, w przypadku zawiadomień dotyczących działalności skrajnej prawicy, powołały się na konstytucyjną zasadę wolności słowa stwierdzając dodatkowo, że „nie każde wyrażanie dezaprobaty jest wzywaniem do nienawiści”. Co ciekawe, na podobną wyrozumiałość nie mogą jakoś liczyć działacze organizacji anarchistycznych i lewicowych, którzy w ostatnich miesiącach nie uniknęli wyroków za głoszone przez siebie hasła czy działania. Jakich przestępstw dopuścili się młodzi lewicowcy, którzy mają na swoim koncie wyroki skazujące? Anarchiści otóż bronią lokatorów przed nielegalnymi eksmisjami na bruk, a że podczas tego rodzaju akcji dochodzi do starć z policją, był to wystarczający pretekst, by skazać kilku z nich na trzymiesięczne areszty, które niedawno zostały im przedłużone o kolejne miesiące. Działaczom Komunistycznej Partii Polski zasądzono grzywny za artykuł krytykujący system kapitalistyczny. Jeden z młodych działaczy partii „Zmiana” zaliczył w domu poranną wizytę policji a następnie wywiezienie na komisariat m. in. dlatego, że na swoim profilu społecznościowym umieścił symbol sierpa i młota. Są to tylko głośniejsze przypadki, które opisywaliśmy na łamach „Dziennika Trybuna”. W tych przypadkach wina (?) aktywistów lewicy nie budziła wątpliwości.
O ile symbol sierpa i młota – który jest symbolem sojuszu robotniczo-chłopskiego i nie kryje się za nim nawoływanie do nienawiści – skłania polskie organy ścigania do podjęcia natychmiastowych kroków, to już posługiwanie się symbolem swastyki, która większości kojarzy się jednoznacznie, takich reakcji ze strony organów ścigania nie wywołuje. A wręcz przeciwnie. Trzy lata temu ta sama prokuratura w Białymstoku oceniła, powołując się na opinię biegłego, że swastyka nie jest symbolem faszyzmu ani nazizmu, lecz „hinduskim symbolem szczęścia” i na tej podstawie odstąpiła od ścigania młodych narodowców, którzy epatują tym symbolem na swoich imprezach a wręcz posługują się nim publicznie.
Protest SLD
Swojego oburzenia na decyzję białostockiej prokuratury w sprawie wypowiedzi ks. Międlara nie kryją działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej. „SLD z zaniepokojeniem przyjmuje informacje, iż prokuratura w uznała, że podczas białostockich uroczystości z okazji 82. rocznicy powstania Obozu Narodowo-Radykalnego nie doszło do przestępstwa z nienawiści. Nasze wzburzenie budzi szczególnie uzasadnienie dla tej decyzji” – oświadczyli działacze partii.
Przedstawiciele Sojuszu ocenili, że „przyzwolenie na takie działanie płynie jednak z tzw. góry. Rząd Beaty Szydło stara się nie zauważać postępującej fali rasizmu i ksenofobii w Polsce. Partia rządząca nie piętnuje przemocy na tle rasowej, zarówno tej fizycznej, jak i tej werbalnej”. Jest to szczególnie niepokojące w sytuacji, gdy w ostatnich latach mamy do czynienia z wyraźnym wzrostem w Polsce przemocy na tle rasowym – przypomnieli.
Nie ma tygodnia, by media nie donosiły o tego rodzaju wydarzeniach. W dodatku, dochodzi do nich w sytuacji, gdy Polska nawet nie zaczęła przyjmować szukających schronienia w Europie uchodźców z ogarniętych wojną krajów Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu. Ofiarami napaści fizycznych i innego rodzaju przemocy padają więc głownie ci obcokrajowcy, którzy w Polsce mieszkają od wielu lat i wyróżniają się po prostu innym odcieniem skóry bądź specyficznym strojem. Takiej przemocy doświadczają też dzieci obcokrajowców, urodzone już w Polsce i czujące się Polakami. „Oczekujemy od premier Beaty Szydło oraz podległych jej ministrów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości zdecydowanych działań mających przeciwdziałać rosnącej przemocy na tle rasowym w Polsce.” – zaapelowali politycy SLD.
Decyzja białostockiej prokuratury o umorzeniu postępowania w sprawie kazania ks. Międlara to kolejny już sygnał ze strony władz państwowych, że tego rodzaju słowa, a także zachowania mają przyzwolenie ze ich strony. W krajach Unii Europejskiej normą jest natomiast, że władze różnych szczebli dokładają wszelkich starań, aby takie zachowania potępiać zaś obywateli edukować, aby nie byli podatni na ksenofobiczne i rasistowskie hasła. Po swoim słynnym wystąpieniu w Białymstoku – a nie było ono pierwszym utrzymanym w tym tonie – ks. Międlar został napiętnowany przez przełożonych Zgromadzenia Księży Misjonarzy, dostał też zakaz publicznych wystąpień. Nic sobie jednak z tego zakazu nie robił. Kilka dni temu ogłosił on na swoim profilu społecznościowym, że występuje ze Zgromadzenia, a być może wkrótce porzuci stan duchowny. Od tego momentu będzie mógł bez przeszkód głosić nienawiść i rozpocząć nowy etap – przywódcy narodowców, ale być może już nie tylko duchowego.