FELIETON – MY SOCJALIŚCI. Ostatnio wraca w opracowaniach polityków lewicy idea budowy lewicowej V RP. Nie jest ona nowa, natomiast wymaga zastanowienia, jako długofalowa idea cementująca lewicę różnych orientacji w ramach „długiego marszu”, który może już się właśnie rozpoczyna.
PiS po raz pierwszy objął władzę w Polsce po wygranych wyborach w październiku 2005 roku. Premierem został Kazimierz Marcinkiewicz, a w ustach Jarosława Kaczyńskiego pojawiła się idea budowy IV RP. Już wówczas Lewica pod przywództwem SLD próbowała otrząsnąć się po utracie władzy, czego do dziś niestety się nie udało zrobić. Próbowano jednak, co warto przypomnieć, konstruować nowe idee społeczne, analizować uciekającą rzeczywistość, pytać uczonych.
Późną wiosną 2005 roku odbyła się w starej siedzibie SLD na Rozbrat narada, w której wzięło udział kilkudziesięciu aktywistów różnych pokoleń i kilku ugrupowań: SLD, UP, PPS, ROG, OPZZ. Była też grupa lewicowych intelektualistów i dziennikarzy. Uczestnikom spotkania przyświecała potrzeba odpowiedzi na dwa pytania: jak zmobilizować i zorganizować lewicę, aby była skutecznym narzędziem w walce politycznej, jaka toczyła się zarówno w Sejmie, jak i na ulicach oraz drugie, jak ułożyć program lewicy, ażeby przekonał potencjalnych wyborców do siebie. Spotkanie to zapoczątkowało powstanie, kilka miesięcy później, koalicji Lewica i Demokraci.
Głos zabierali wówczas przedstawiciele ugrupowań i zaproszeni goście. Ciekawe wystąpienia mieli: prof. Paweł Bożyk, prof. Janusz Reykowski i Mieczysław Rakowski.
Pamiętam, że zabierałem wówczas głos jako przewodniczący RN PPS. Sformułowałem dwie tezy polityczne, z których jedna zmaterializowała się po dwóch latach a druga, zaliczona do utopii, wraca od czasu do czasu i wierzę, że nabiera nowego życia.
Pierwsza była taka: PiS objął władzę przy małym stosunkowo poparciu i stworzył niestabilną koalicję, która nie potrwa długo, w związku z tym konstrukcja pod nazwą „IV RP” zgłoszona w trakcie kampanii i przypomniana przez prezesa będzie tworem rachitycznym, który umrze śmiercią naturalną.
Druga teza: lewica powinna przemyśleć i ogłosić w odpowiedzi na inicjatywę PiS, ideę „V RP”, potraktować ją jako długofalową konstrukcję programową i konsekwentnie, w oparciu o nią, opracować i ogłosić program reform państwa, naprawiając m.in. błędy popełnione w pierwszych latach transformacji, w tym również własne błędy, na co czekało społeczeństwo.
Po mojej wypowiedzi usłyszałem kilka cierpkich uwag, prawie wszyscy bowiem wierzyli, że siła przekonywania lewicy przywróci ją do władzy i da możliwość jej sprawowania na zawsze. Jak widzimy, tak się nie stało, choć na wielki plus należy zapisać zakończenie negocjacji z Brukselą i podpisanie przez Leszka Millera aktu akcesyjnego do Unii Europejskiej. Naiwnością okazała się jednak wiara, że Bruksela otworzy lewicy furtkę do władzy. Stało się niestety inaczej, choć dobre samopoczucie do dziś jest w cenie.
Po 12 latach od tych zdarzeń zastanawiam się dziś nadal nad ideą V RP. Wydaje mi się, że lewica nie powinna o niej zapominać, chyba, że wymyśli coś lepszego, a na to chyba na razie się nie zanosi.
Idea ta ma w sobie wątek państwowy i wątek walki o świadomość Polaków. Może ona uwiarygodnić ruch lewicowy pod kątem poszanowania dla tradycji, nowych rozwiązań konstytucyjnych i jakości demokracji. Idea V RP daje możliwość poważnej rozmowy o państwie, jego porządku konstytucyjnym, o wolnościach i obowiązkach obywatelskich. Może przywrócić sens rozmowy o państwie obywatelskim, zdominowanym dziś przez interesy korporacji i rynek. Także o praktycznym wymiarze społecznej gospodarki rynkowej i sprawiedliwości społecznej.
Lewica, jako całość, może mieć szansę na powtórzenie sukcesu z 1997 roku, kiedy przyjęto obowiązującą dziś Konstytucję, która powstała przy wielkim zaangażowaniu ówczesnego lewicowego prezydenta i lewicowej koalicji.
Znaczna część polskiej lewicy może mieć kaca po nieopatrznym zaangażowaniu się w neoliberalizm i uległości wobec „niewidzialnej ręki rynku” czy idei Trzeciej Drogi, lansowanej przez Schrödera i Blair’a. Wydaje mi się jednak, że czas, aby zawierzyć i pójść drogami wytyczonymi znacznie wcześniej przez socjalistów. Znaki współczesności wskazują, że pomimo upływu czasu, aktualne są nadal twarde realia wyznaczane przez konflikt kapitał-praca.