Wszystkie działania, które mają zwiększyć bezpieczeństwo Polski warto popierać. Pytanie jednak, czy udział w programie Nuclear Sharing faktycznie zwiększa to bezpieczeństwo?
Prezydent Andrzej Duda uważa, że Polska powinna zwiększyć bezpieczeństwo nuklearne. „Rozmawialiśmy z amerykańskimi przywódcami o tym, czy Stany Zjednoczone rozważają możliwość udziału Polski w programie Nuclear Sharing. Temat jest otwarty” – powiedział prezydent Andrzej Duda w rozmowie z Tomaszem Sakiewiczem dla „Gazety Polskiej”. Prezydent sugeruje, że wobec rosyjskiego zagrożenia atakiem jądrowym, Polska powinna myśleć o parasolu nuklearnym. Wcześniej 15 maja 2020 ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher zamieściła na Twitterze wpis sugerujący, że składowana w Niemczech broń jądrowa (20 bomb lotniczych B61 w bazie Büchel) mogłaby trafić do Polski.
Problem w tym, żeby mogło dojść do rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce, konieczne byłoby odrzucenie strategicznego porozumienia z Rosją. W akcie stanowiącym NATO-Rosja, który został podpisany w 1997 r., znalazła się deklaracja, że „NATO nie ma zamiaru, planu ani powodu”, by rozmieszczać broń nuklearną na terytorium nowych państw członkowskich, oraz że nie ma potrzeby zmieniania swojej polityki nuklearnej. Pomimo agresji Rosji na Ukrainę dokument ten wciąż jest uznawany za podstawę relacji NATO-Rosja zarówno przez USA, jak i Europę Zachodnią. Podejmowane przed szczytem NATO w Madrycie działania na rzecz jego wypowiedzenia zakończyły się fiaskiem. Porozumienie, niestety, nadal obowiązuje.
Z drugiej strony Sekretarz generalny NATO uznał w 2021 roku, że gwarancje dla Rosji są nieaktualne. Stoltenberg powiedział w Berlinie, że jego zdaniem przyjęty w 1997 r. Akt Stanowiący NATO-Rosja, w którym NATO zobowiązało się m.in. do nierozmieszczania broni jądrowej w nowych krajach członkowskich, nie funkcjonuje. Podobnego zdania jest też część ekspertów, tym bardziej że liczne dowody wskazują na to, że Rosja łamie porozumienie. Wypowiedź sekretarza generalnego NATO nie jest jednak stanowiskiem wszystkich sojuszników (do porozumienia mocno przywiązana jest niemiecka klasa polityczna) i nie unieważnia Aktu.
Ale to jeszcze nie koniec problemów. Aby Polska mogła przejąć rolę kraju-uczestnika porozumienia NATO Nuclear Sharing, musiałaby zainwestować w samoloty i infrastrukturę naziemną. Warszawa musiałaby w odpowiednim terminie, czyli do 2030 r., wprowadzić do służby samoloty F-35A zdolne do przenoszenia broni jądrowej i wyszkolić pilotów. Jako alternatywa w grę wchodziłoby też dostosowanie oprogramowania misji na posiadanych przez Polskę samolotach F-16 wraz ze szkoleniem załóg i obsługi. Polskie siły powietrzne brały wcześniej udział w ćwiczeniach nuklearnych NATO, ale samoloty odgrywały rolę myśliwców eskorty, a nie nosicieli. W razie przeniesienia broni do Polski potrzebna byłaby też budowa składu w południowo-zachodniej Polsce (poza zasięgiem rosyjskich pocisków balistycznych Iskander) i zabezpieczenie go przed atakiem z powietrza.
Obiektywne przeszkody blokujące ewentualne wejście Polski do porozumienia nuklearnego NATO są bardzo poważne. Realizacja wizji wyrażonej przez prezydenta Dudę wywołałaby w NATO napięcia, które mogłyby doprowadzić do dalszego osłabienia więzi sojuszniczych, politycznej jedności, a także wiarygodności konwencjonalnej obrony. Sugestia przeniesienia bomb jądrowych do Polski wydaje się więc raczej formą nacisku na Niemcy niż realną ofertą dla Warszawy. Eksperci są zgodni, że z punktu widzenia militarnego, USA nie potrzebuje przetrzymywać taktycznej broni nuklearnej na terenie Europy, po to aby skutecznie objąć ją tzw. nuklearnym parasolem ochronnym.
Balistyczne pociski międzykontynentalne wraz z amerykańskim lotnictwem strategicznym w zupełności starczą. Czyli po co to całe zamieszanie z amerykańskimi atomówkami w Europie? Szef sejmowej komisji obrony zdradza, że jeżeli doszłoby do udziału w programie Nuclear Sharing, Polska nadal nie będzie właścicielem broni nuklearnej i nie będzie w stanie podjąć autonomicznej decyzji ws. użycia jej. „System polega to na tym, że nasi piloci na odpowiednio dostosowanych samolotach F-16 ćwiczą atak taktyczną bronią nuklearną (…) w razie gdyby doszło do takiej potrzeby, do wojny, nasi piloci mogą brać udział w takiej akcji, ale o tym oczywiście będą decydować Amerykanie” – powiedział Michał Jach. Czyli Nuclear Sharing oznaczałoby, że mamy na swoim terytorium amerykańskie głowice jądrowe, będące praktycznie w pełni pod kontrolą Waszyngtonu. Jednocześnie jako państwo jesteśmy pierwszym celem Rosji w wypadku eskalacji nuklearnej, ale nie możemy użyć broni według własnej woli. Podsumowując: mamy wszystkie minusy posiadania broni nuklearnej, bez oczywistych plusów. Na dziś program Nuclear Sharing to więcej pytań niż odpowiedzi.