Dziennik Trybuna rozmawia z posłem do Parlamentu Europejskiego, byłym wiceministrem Obrony Narodowej w rządzie Leszka Millera, sygnatariuszem Listu Otwartego w sprawie odwołania ministra Antoniego Macierewicza.
Podpisał pan ten list razem z Januszem Onyszkiewiczem, Bronisławem Komorowskim, Radosławem Sikorskim, Bogdanem Klichem i Tomaszem Siemoniakiem. Trochę dziwnie wygląda pan w tym towarzystwie.
Janusz Zemke: – Oczywiście mogłem uznać, że to nie moja bajka, że to jest bój między PiS a PO. Jednak z dwóch powodów nie mogłem tak postąpić. Po pierwsze pan Antoni Macierewicz zaatakował wszystko, co działo się w wojsku przez ostatnie 25 lat. Z tych 25 lat 8 lat należało do nas, do SLD. Tymczasem, zdaniem pana Macierewicza ostatnie ćwierćwiecze, to szkodzenie wojsku, przez co stan wojska jest straszny. Ponieważ koalicja, której byłem członkiem rządziła dwa razy, więc ten atak w pewnym sensie w nas jest też wymierzony.
A drugi powód?
– Otóż ja głęboko się nie zgadzam z metodą, jaką pan Antoni Macierewicz przyjął. On mówi, że zastał tylko gruzy, ale już po 6 miesiącach, dzięki swojemu nadludzkiemu wysiłkowi doprowadził wojsko do stanu dobrego. Ja już pomijam, że to jest stwierdzenie godne satyryka, ale przede wszystkim jest ono nieprawdziwe. Nadto pan Antoni Macierewicz złamał niepisaną zasadę, która polega na tym, że wojsko musi się ciągle zmieniać, że to jest proces, że każdy musi dokonywać zmian, dokonywać korekt tego rozwoju, bo to nie jest coś zrobionego i raz na zawsze skończonego. I nie można mówić, że dopiero od momentu, kiedy ja przyszedłem, coś pozytywnego zaczęło się wreszcie dziać. Taka filozofia jest fatalna dla państwa i straszna dla instytucji typu wojsko. Nie może być tak, że każdy nowy minister powie: zastałem gruzy. To, w jakim świecie żyjemy? Czy to, co robimy ma w ogóle jakikolwiek sens? Ja po prostu nie zgadam się z tą metodą.
A do tego dołożę ileś rzeczy, które mi się w wojsku nie podobają – na przykład czystki, które mają miejsce, poniżanie ludzi uczciwych, rzetelnie pracujących. Jako polityk muszę dać publiczny wyraz swojej niezgody na to. To jest nie do pomyślenia, żeby mścić się na ludziach za to, że kompetentnie pracowali. Na przykład w komisji wyjaśniającej katastrofę smoleńską. Dyrektora Instytutu Medycyny Lotniczej kieruje się do Żagania, a szefa Kliniki Psychiatrii z Bydgoszczy do Rzeszowa, bo śmiał wydać ekspertyzę, w jakim stanie psychicznym byli piloci, którzy odpowiadali za ten lot. Podobnie, lub gorzej, postąpiono z wieloma innymi ludźmi. Przykład gen. Packa jest tu bardzo wymowny.
Mówi pan o komendancie Akademii Obrony Narodowej.
– Poniżanie, wzywanie w nocy, wyrzucanie w atmosferze słabo zawoalowanych oskarżeń niemalże o szpiegostwo… To są rzeczy karygodne. To, że obecnie w wojsku nie ma prawa awansować żołnierz, który służył przed 1989 rokiem, to jest skandal! Uważam, że pan Antoni Macierewicz przekracza wszelkie granice, jeśli chodzi o dzielenie ludzi.
Inna sprawa – przemysł zbrojeniowy. Jestem bardzo ciekaw, co będzie się tam działo, gdy już wszystkie zmiany się dokonają. To znaczy, jak już fachowców zastąpią amatorzy. Do Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy, do Rady Nadzorczej wszedł właśnie miejscowy kurator oświaty. Z PiS, oczywiście. Pytam, co on wie o lataniu? A przecież te Rady za chwilę wymienią Zarządy, to przecież oczywista kolej rzeczy. Jak to jest „dobra zmiana”, to ja dziękuję.
Ale są i inne przypadki. Dla przykładu – tydzień temu w zakładach zbrojeniowych w pewnym mieście, w sobotę, na tle sprzętu wojskowego odbywały się lekcje dla dzieci ze szkół o żołnierzach wyklętych. Rozmawiałem z jednym z prezesów: Co u pana słychać? – Ciężko pracowałem… Byłem przekonany, że są jakieś ekstra zamówienia… – Nie, mówi on. Mieliśmy obowiązek przeprowadzić lekcję o żołnierzach wyklętych. Panie ministrze, tu najstarsi ludzie nie pamiętają czegoś podobnego… Chyba, że w latach 50. Za koreańskiej wojny. Otóż ja się z tym wszystkim głęboko nie zgadzam.
Jednak mimo wszystko stając – w wyniku poczucia solidarności i własnej wewnętrznej uczciwości – w jednym szeregu z panami ministrami Onyszkiewiczem, Komorowskim, Klichem i Siemoniakiem, siłą rzeczy dzielił pan z nimi ich błędy. Przerosty administracyjne w centralnych instytucjach wojskowych, awanse „po uważaniu”, kombinacje wokół budżetu wojska, który nominalnie, zgodnie z ustawą, (autorstwa SLD zresztą) wynosił 2 proc. PKB, ale po cichu stanowił rezerwę pieniężną ministra finansów, bo on z góry wiedział, że nie będzie wykonany w stu procentach – wszystko to i jeszcze więcej symbolicznie pan też bierze na siebie, choć wasz rząd nie miał z tym nic wspólnego. Stając obok kolegów ministrów, staje pan obok moździerza Rak – bez amunicji. Czy pan wyobraża sobie, co by się działo, gdyby pana niewątpliwy sukces – transporter opancerzony Rosomak – pojawił się w armii bez amunicji? Otóż stając obok swych poprzedników z UW i następców z PO, staje się pan udziałowcem ich grzechów, choć wcześniej był pan najbardziej zdecydowanym i kompetentnym krytykiem takich praktyk.
– Ja nigdzie nie powiedziałem, że wszystko, co Antoni Macierewicz mówi, to jest nieprawda. Ja mówię tak: wojsko miało problemy i ma problemy. Tylko, że albo nowe kierownictwo będzie zajmowało deptaniem tych, którzy byli przed nimi, albo zajmie się rozwiązywaniem problemów. Otóż – jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów – póki co dostrzegam tylko czystki kadrowe.
Przecież sygnatariusze tego listu i koledzy pana Macierewicza z prawicy, robili to samo. Może delikatniej, ale to samo. Czystki były równie skuteczne, a sięgały nawet cmentarza, bo to przecież pan Siemoniak wespół z prezydentem Komorowskim rozpoczęli ustanowioną odpowiednim przepisem segregację nieboszczyków na słusznych i niesłusznych.
– Ja w ogóle nie zamierzam bronić wszystkich działań i decyzji ludzi, którzy byli przed nami i są po nas. Przykładów, o jakich pan mówi jest sporo. Natomiast to, co się teraz dzieje, jest jakby w innej skali. To, co robi obecny szef MON polega na pełnym dezawuowaniu tego, co się działo przed nim i na silnym zideologizowaniu wojska.
A jak wojsko się na to reaguje?
– Wojsko milczy. Jak długo? Minister przewiduje, jak wiadomo, takie działania, które mają przyspieszyć awanse w sposób gwałtowny.
Jak w Armii Czerwonej po wykończeniu Tuchaczewskiego…
– Właśnie, to są działania charakterystyczne dla czasu, jakbyśmy byli w stanie wojny. To, po co się uczyć, po co latami nabywać coraz wyższe umiejętności? Wystarczy „do dacha walić” i kiwać głową na „tak jest”!
Jaki będzie koniec?
– Koniec będzie taki, że będziemy mieli bardzo skłócone społeczeństwo, a wewnątrz wojska będą bardzo głębokie podziały. Bo jeśli ktoś będzie awansował o kilka stanowisk, a ktoś nie tylko dlatego, że się za wcześnie urodził, to będzie to powodowało narastanie zupełnie zrozumiałych problemów. To się zawsze kończy marnie.
Dziękujemy za rozmowę
Komentarz
Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych:
Minister Macierewicz deklaruje, że wiele zrobi, na razie zrobił dobry ruch z pozwoleniem na dłuższą służbę szeregowcom, którym kończyły się 12 letnie kontrakty. Diagnoza Macierewicza o psuciu polskiej obronności przez poprzednie ekipy jest słuszna. W dużej części trzeba się zgodzić z diagnozą Antoniego Macierewicza. Nie wszystko jest [jednak] w siłach zbrojnych złe, żeby można było używać tak dobitnych sformułowań. Trzeba się zgodzić, że zdolności bojowe wojsk operacyjnych są słabe, bo przez lata te zdolności obcinano, szczególnie robił to minister Klich.
Radio Wnet