Po wczorajszej wizycie brytyjskiej premier Theresy May wiele sobie obiecywali i rządzący i liberalna opozycja. W sumie ucieszyła i jednych i drugich. Bo to co liberałów i konserwatystów łączy to antyrosyjska fobia.
– Nasza wspólna historia oparta jest również na wspólnych wartościach, wspólnych interesach i stanowi doskonały przykład tego, jak wiele możemy osiągnąć łącząc nasze siły nie tylko, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa, ale również jeśli chodzi o budowanie dobrobytu dla naszych krajów i narodów – powiedziała Theresa May konferencji prasowej ze swoim polskim odpowiednikiem, Mateuszem Morawieckim. Okrągłe słowa, których Polacy zawsze chętnie słuchają. I czasem im się je mówi, bo czasem się komuś do czegoś przydają. A Theresie May mogą. Bo brytyjska premier, nisko oceniana za sposób prowadzenia negocjacji w sprawie Brexitu i krytykowana za rozmontowywanie polityki społecznej drogę ucieczki znalazła w coraz bardziej natarczywym podnoszeniu zagrożenia ze strony Rosji. A wiadomo – do podjęcia tego tematu polskich rusofobów nie trzeba zachęcać. Wystarczy powiedzieć kilka ciepłych słów i pokazać „ruskiego”.