Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało zmiany w Ordynacji Wyborczej. Mają one dotyczyć najbliższych wyborów samorządowych, które według kalendarza powinny się odbyć w przyszłym roku. Zdaniem polityków PiS, zapowiadane zmiany zagwarantują przejrzystość procesu wyborczego. Budzą jednak wiele wątpliwości.
Przedstawiciele PiS nawiązali do swojego postulatu sprzed ponad dwóch lat, proponując, by w lokalach wyborczych znalazły się przezroczyste urny oraz kamery, które dokumentowałyby przebieg głosowania. Co więcej, głosowanie miałoby być transmitowane na żywo za pośrednictwem Internetu. Politycy partii rządzącej twierdzą, że w ten sposób uda się uniknąć ewentualnych fałszerstw oraz nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w ubiegłych latach. Jako przykład podają wybory samorządowe z jesieni 2014 r.
Cuda nad urnami
Przypomnijmy, że przebieg oraz wyniki ostatnich wyborów samorządowych wzbudziły wiele kontrowersji oraz wątpliwości zarówno wśród startujących w nich polityków, obserwatorów, jak i ekspertów. Zaskoczeniem okazało się wyjątkowo duże poparcie dla Polskiego Stronnictwa Ludowego, które w wyborach lokalnych (w skali całego kraju) zdobyło ponad 20 proc. głosów, mimo że wcześniejsze badania sondażowe wskazywały, że ludowcy mogą liczyć na poparcie zaledwie 5-7 proc. wyborców. Swój wyjątkowo dobry wynik sami politycy PSL-u tłumaczyli specyfiką wyborów samorządowych oraz tym, że są oni po prostu dobrze rozpoznawalni w lokalnych społecznościach. Z kolei eksperci oraz działacze innych partii twierdzili, że przyczyną niespodziewanie wysokiego poparcia dla ludowców była specyficzna konstrukcja kart wyborczych, które miały formę książeczki. PSL jako partia wylosowało „jedynkę” podczas ustalania kolejności list wyborczych, na skutek czego wielu wyborców zakreślało kandydatów tej partii, nie zaglądając na dalsze strony tak skonstruowanej „książeczki wyborczej”. Zdaniem części specjalistów taka forma karty wyborczej wprowadzała w błąd i dawała fory tym ugrupowaniom, które wylosowały początkowe numery. Zwracano również uwagę na niedostateczną informację ze strony Państwowej Komisji Wyborczej odnośnie sposobu głosowania.
Zastrzeżenia co do przebiegu i wyników wyborów samorządowych z 2014 r. zgłosiły wówczas dwie największe wówczas partie opozycyjne – Prawo i Sprawiedliwość oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej. Warto przypomnieć, że to właśnie podczas tamtych wyborów PiS uruchomił działaczy swojego Ruchu Kontroli Wyborów (stworzonego w oparciu o aktywistów ruchu „Solidarni 2010”), których zadaniem było obserwowanie głosowania oraz zgłaszanie ewentualnych nieprawidłowości. Jak się okazało, tych była znaczna liczba i były one zgłaszane nie tylko przez wspomnianych sympatyków PiS, ale również zwykłych wyborców, zwolenników pozostałych partii. Zgłaszano między innymi takie zdarzenia, jak przepełnione urny już podczas wczesnych godzin po otwarciu lokali wyborczych. Po głosowaniu wiele wątpliwości wzbudziła też wyjątkowo duża liczba głosów nieważnych, co mogło mieć wpływ na wynik wyborów. W ocenie PKW, zgłaszane niemal masowo nieprawidłowości i zastrzeżenia odnośnie przebiegu głosowania nie miały jednak decydującego wpływu na ważność wyborów.
Pakiet demokratyczny według PiS
To właśnie liczne wątpliwości, jakie wzbudził przebieg wyborów samorządowych z 2014 r. skłonił w tym samym roku polityków PiS do opracowania i zaproponowania tzw. „Pakietu Demokratycznego”. Zawierał on szereg propozycji zmian w sposobie głosowania w taki sposób, aby akt wyborczy był bardziej transparentny. To wtedy PiS zaproponowało, aby – wzorem niektórych innych państw – wprowadzić Polsce obowiązek zainstalowania przezroczystych urn wyborczych, żeby w ten sposób uniknąć groźby fałszowania wyników, na przykład przez dorzucenie przez członków komisji wyborczych dodatkowych i wypełnionych już kart wyborczych. To, że takie sytuacje faktycznie miały miejsce udało się wykazać niektórym dziennikarzom. Drugim zabezpieczeniem przed ewentualnymi fałszerstwami miało być wprowadzenie obowiązku rejestrowania przebiegu głosowania za pomocą zainstalowanych w lokalach kamer. Pierwsza z propozycji została już jakiś czas temu wprowadzona do Ordynacji Wyborczej.
Z tego, co dotychczas wiadomo, zgłoszone kilka dni temu przez PiS propozycje zmian w Ordynacji Wyborczej nie ograniczają się jednak do tego rodzaju technicznych rozwiązań, których zasadność raczej nie powinna budzić wątpliwości, zwłaszcza, że obowiązują one od lat w wielu innych demokratycznych państwach. Nowością w propozycji zgłoszonej przez PiS są inne zmiany prawa wyborczego i to właśnie one wywołały największe dyskusje i kontrowersje.
Czyszczenie samorządów?
Pierwszą z nich jest propozycja ograniczenia możliwości sprawowania urzędu lub mandatu do dwóch kadencji z rzędu. Krytycy takiego rozwiązania alarmują, że prawdziwym celem ograniczenia jest chęć „wyczyszczenia” miast z prezydentów i burmistrzów, którzy są wybierani na tę funkcję niezmiennie od wielu lat. Tak się składa, że w przypadku największych miast (jak np. Warszawa, Wrocław, Poznań czy Gdańsk) są to samorządowcy związani bądź kojarzeni z Platformą Obywatelską. Wielu z nich cieszy się niesłabnącą popularnością wśród mieszkańców i – jak twierdzą niektórzy – takie ograniczenie byłoby dla PiS jedyną możliwością przejęcia władzy w tych ośrodkach, ponieważ w rywalizacji wyborczej kandydaci partii Jarosława Kaczyńskiego nie mieliby szans. Warto przypomnieć, że tego rodzaju ograniczenie obowiązuje w przypadku Prezydenta RP, a także w wielu innych krajach.
Nie brakuje jednak zdecydowanych zwolenników propozycji ograniczenia liczby sprawowanych kadencji na różnych szczeblach zarówno odnośnie samorządowców, jak i parlamentarzystów. Wielu ekspertów podkreśla, że zbyt długie sprawowanie mandatu bądź zajmowanie urzędu z wyboru może powodować odrywanie się elit politycznych od społeczeństwa. W przypadku samorządowców zarzut ten dotyczy także tworzenia się lokalnych „układów” skupionych wokół włodarzy. W przypadku zaś całej klasy politycznej od dawna zwraca się uwagę na niebezpieczeństwo powstania specyficznej grupy, bądź wręcz klasy społecznej, która na skutek długoletniego korzystania z przywilejów wytwarza własne interesy, które niekonieczne muszą być zbieżne z interesami wyborców. Bywa wręcz, że utrzymanie płynących ze sprawowania władzy przywilejów staje się dla przedstawicieli elit politycznych celem samym w sobie. Wspominał o tym już Max Weber w słynnej pracy „Polityka jako zawód i powołanie” (1924). Nie jest więc wykluczone, że postulat ograniczenia kadencyjności (w przypadku różnego rodzaju szczebli władzy) znajdzie duże poparcie społeczne, choć nie dziwi, że sami zainteresowani wyrażają z tego powodu zrozumiały niepokój.
Najwięcej wątpliwości budzi wprowadzenie tej zasady w praktyce. Jak dotąd nie wiemy, czy ograniczenie liczby sprawowanych kadencji miałoby zacząć obowiązywać dopiero od chwili jego uchwalenia, czy też objęłoby osoby dotychczas sprawujące swoje mandaty. W tym drugim przypadku wątpliwości te są jak najbardziej zasadne, mogą bowiem naruszać jedną z podstawowych zasad demokratycznego państwa prawnego, mówiącą o tym, że prawo nie działa wstecz.
Krojenie mapy
Kolejnym postulatem zgłoszonym przez PiS są zmiany dotychczasowych granic okręgów wyborczych. Pozornie wydaje się to rozwiązaniem czysto organizacyjnym, w rzeczywistości jednak może mieć istotny wpływ na wynik wyborów. Jak wiadomo – i dotyczy to nie tylko Polski – w niektórych regionach kraju bądź okręgach wyborczych dominują zwolennicy ściśle określonych opcji politycznych. Taka „geografia wyborcza” jest nam przedstawiana chociażby przy okazji omawiania wyników kolejnych wyborów, gdy na mapie Polski wyraźnie widać różnice w preferencjach politycznych. Manipulacje okręgami wyborczymi, nawet przez – wydawałoby się – drobne przesunięcia granic okręgów wyborczych, mogą mieć niebagatelny wpływ na ostateczny wynik elekcji. Wielokrotnie zdarzało się, że pod koniec kadencji Sejmu posłowie zgłaszali podobne propozycje, starając się w ten sposób wpłynąć na korzystniejszy dla swoich partii wynik wyborczy. Jeżeli więc mielibyśmy doszukiwać się próby przygotowania przez PiS korzystnego dla siebie gruntu przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, to właśnie w przypadku tego rodzaju zmian.
Zgłoszenie przez partię rządzącą propozycji wprowadzenia zmian w Ordynacji Wyborczej akurat w tym momencie może być nieprzypadkowe. Gdyby miała wejść ona w życie, pierwszymi wyborami, których by dotyczyła, byłyby wybory samorządowe. Teoretycznie powinny się one odbyć na jesieni 2018 r., nie jest jednak wykluczone, że dojdzie do nich wcześniej. Obecnie PiS ma większość parlamentarną oraz swojego prezydenta, zaś tym szczeblem, który pozostał mu do „odbicia” są właśnie samorządy. Od wielu miesięcy PiS niezmiennie przoduje w wynikach sondaży poparcia dla partii politycznych, jednak w miarę sprawowania władzy to poparcie może spadać, ponieważ proces stopniowej utraty popularności przez rządzących jest zjawiskiem naturalnym.
Nie można wykluczyć, że PiS będzie dążyć do przyspieszenia daty wyborów samorządowych, dopóki może liczyć na wysokie poparcie, co dodatkowo wzmacnia słabość oraz rozbicie opozycji. Nieoficjalnie mówi się, że zaplanowane na 2018 r. wybory samorządowe zostaną pod byle pretekstem przyspieszone. Pada nawet data 15 maja tego roku, do kiedy to PiS planuje takie wybory przeprowadzić. Na potwierdzenie tego przypuszczenia wskazuje chociażby fakt, że już w tym miesiącu PiS powołał swoich pełnomocników wyborczych na okoliczność wyborów samorządowych, a prezes Jarosław Kaczyński intensywnie objeżdża teren i na zamkniętych zebraniach spotyka się z działaczami kierowanej przez siebie partii.