8 listopada 2024

loader

Wyspy mordobijskie

Przed piątkowym szczytem europejskim w Bratysławie „prezydent Europy”, Donald Tusk, prowadzi ostatnie rozmowy z przywódcami poszczególnych krajów. Spotkał się więc także z panią premier Beatą „dobrą zmianą” Szydło.

Lepiej, żeby się nie spotkał… A tak, to przyjechał, pogadał i zobaczyliśmy, jak bardzo pogłębia się dystans między naszą przaśno-kwaśno-kruchcianą polityką „Polski od morza do morza”, a polityką europejską. Przyjechał tu – jak sam powiedział – żeby rozmawiać o sytuacji Unii Europejskiej, która jest, jakby nie patrzeć, pogrążona w pewnym kryzysie. Problemy ekonomiczne, wielka fala migracji i w końcu „Brexit” sprawiały, że europejskim okrętem trochę kiwa. Donald Tusk – to także jego słowa – starał się przekonywać panią premier, że raczej nie należy wzmagać tego zjawiska, że o wiele lepiej – przede wszystkim dla Polski – jest dążyć do uspokojenia kursu i spokojnego wzmacniania polskiej pozycji. Tymczasem pani premier poinformowała go, że żadne takie, że Unia musi się zmienić i Polska jest gotowa takie zmiany zaproponować, jest gotowa wystąpić o zmianę traktatu europejskiego.
„Jesteśmy gotowi zaproponować zmiany w traktacie europejskim” – to zdanie-deklarację polscy oficjele wygłaszają ostatnio często i, powiedziałbym – buńczucznie. Zastanawiam się bowiem, jakie to atuty mamy po swojej stronie, żeby stawiać całą Unię wobec takiej perspektywy? Przecież, to, że premier Orban jest gotów razem z prezesem Kaczyńskim konie kraść, to trochę za mało, żeby przebudowywać europejski gmach. Na czym ta przebudowa miałaby polegać, też w gruncie rzeczy nie wiadomo. Przynajmniej Przewodniczący Rady Europejskiej nie potrafił powiedzieć, pani Szydło nie była ponoć w tej kwestii zbyt wylewna. Odradzał jednak „szarżowanie”, doradzał wstrzemięźliwość i nie krył, dlaczego. Jego zdaniem Polska nie ma teraz w Europie dobrej koniunktury. Wszelkie więc propozycje zmian składane przez kogoś skonfliktowanego z Unią, ostentacyjnie ją lekceważącego, mogą być dobrym pretekstem, dla tych, którzy rzeczywiście mogą przeprowadzić zmiany i to niekoniecznie w pożądanym przez panią Szydło kierunku. Jakby mimochodem Donald Tusk wyjaśnił, co ma na myśli.
Otóż, powiedział, bardzo dokładnie przeanalizowano przyczyny „Brexitu”. Odpowiedź jest znana i nie jest to odpowiedź dla Polski miła – oprócz kryzysu ekonomicznego i migracyjnego w rozumieniu migracji muzułmańskiej, wymienił też migrację wewnątrz europejską. Innymi słowy – Brytyjczycy mają dosyć polskiego zalewu, który ogarnął ich wyspy. Ostatnie incydenty mordobijskie są tego dowodem – na szczęście jeszcze odosobnionym, ale bez wątpienia są sygnałem czegoś znacznie poważniejszego. Mówiąc wprost – „Brexit”, to reakcja Brytyjczyków między innymi na polski potop. Jeśli więc rząd Beaty Szydło bardzo będzie upierał się przy zmianach traktatowych, to może się ich doczekać, choć wtedy będą to zapewne zmiany w niekoniecznie w pożądanym przez PiS kierunku. Europa chętnie trochę się z nas otrzepie.

trybuna.info

Poprzedni

Ciągle trzecia?

Następny

To była kompromitacja