Każdy dziesiąty dzień każdego już miesiąca to w naszym kraju dzień medialnej tragifarsy. A szczególnie dziesiąty dzień kwietnia.
Wtedy już od rana słyszę, że „naród polski pogrąża się w żałobie” po „największej w dziejach III Rzeczpospolitej katastrofie”. Żałobie szczególnie wyrażanej. Politycznymi demonstracjami i kontr-demonstracjami. Konfrontacjami kolejnych, odsłanianych lub przypomnianych, przyczyn katastrofy. Z roku na rok coraz bardziej kuriozalnych. Jak ta, obowiązująca od poniedziałku, teoria wielkiego wybuchu i pewnie zamachu, którą właśnie publicznie poparł pan Naczelnik Polski Jarosław Kaczyński.
To oznacza, że długo, długo, długo jeszcze nie będą upowszechnione racjonalne i rzetelne raporty wyjaśniające powody tamtej katastrofy lotniczej.
Długo jeszcze będziemy skazani na cykliczne „żałobne miesięcznice”, czyli wiece wyborcze PiS i PO. Na których nie wspomina się już, oprócz prezydenta Lecha Kaczyńskiego, o innych ofiarach tamtej katastrof. Na których liderzy PiS coraz więcej mówią o zbrodniach swych przeciwników politycznych, zwłaszcza tych z PO, niż smoleńskich ofiarach. I prezentują swe polityczne zamierzania. Chwalą się swymi sukcesami.
Podobnie jest na kontr-wiecach zwolenników PO. Więcej mówi się tam o narastającej paranoi Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenia, o zamachu na demokrację, niż o pasażerach i załodze prezydenckiego samolotu. I tu, i tam stale słyszymy o nienawiści i pogardzie, drugiej strony, rzecz jasna. I tu, i tam słyszymy kabotyńskie i zakłamane wezwania do zejścia z drogi nienawiści, wezwania do pojednania narodowego.
Wszystkie te „eventy” polityczne przez dzień cały transmitowane są przez wszystkie stacje telewizyjne i radiowe, i przez media internetowe też. I komentowane przez rzesze komentatorów ściągniętych tam. Wśród nich i ja też bywam.
Wygłaszane wtedy z wielką powaga komentarze od lat są podobne, niewiele do poznania przyczyn katastrofy i aktualnej rzeczywistości wnoszące. Bo rzetelnej dyskusji o katastrofie nie ma. Są jedynie komunikaty wysyłane przez walczące plemiona polityczne. I komentarze do tych komunikatów.
I tak, każdego dziesiątego dnia każdego miesiąca mamy odgrzewane kampanie wyborcze PiS i PO. Prowadzone za publiczne, czyli nasze pieniądze, pod przykrywką celebrowania „narodowej żałoby”. Cynicznymi zabiegami, jak msze święte, uprawdopodobniającymi rzekome celebrowanie i czczenie ofiar „największej w dziejach III RP katastrofy narodowej”.
Nie dziwmy się temu fałszowi, bo źródłem katastrofy i jego praprzyczyną też była kampania wyborcza.
W 2010 roku obie konkurujące formacje polityczne, rządząca PO i opozycyjne PiS zapragnęły wykorzystać rocznicę mordu katyńskiego do nabicia sobie społecznego poparcia w zbliżających się wyborach prezydenckich. Nic tak przecież w Polsce nie ożywia kampanii wyborczych, jak celebrowanie zasłużonych grobów. Jak trupy bohaterów narodowych.
Ekipa premiera Donalda Tuska okazała się sprawniejsza i szybsza. Poleciała do Smoleńska wyprzedając ekipę prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W Smoleńsku czekał na polskiego premiera Władimir Putin, wówczas premier Federacji Rosyjskiej. Stare, zapuszczone lotnisko potiomkinowsko odpicowano, aby car Władimir nie musiał się go wstydzić. Przywieziono też nowoczesny sprzęt i wykwalifikowana obsługę. Dodatkowo pogoda też wtedy zagłosowała za Tuskiem.
Panu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu od początku wiatr wiał w oczy. Jego kanceliści nie załatwili asysty rosyjskiego prezydenta Dimitrija Miedwiediewa. Zresztą, od czasów wojny rosyjsko-gruzińskiej obaj prezydenci nie przepadali za sobą. W Rosji znane już były marne sondaże przedwyborcze prezydenta Kaczyńskiego, nie rokujące nadziei na jego reelekcję. Rosyjskie elity polityczne traktowały prezydenta Kaczyńskiego jak politycznego zdechłego psa, lekceważyły go. Władze rosyjskie sprawnie wykorzystały zapisy protokołu dyplomatycznego i obniżyły rangę tej jednodniowej wizyty polskiej delegacji. Nie przysłano dodatkowego sprzętu, nie wzmocniono obsługi lotniska.
Ponieważ katyńska wizyta prezydenta Kaczyńskiego miała propagandowo „przykryć” poprzednią wizytę premiera Tuska, to pijarowcy pana prezydenta postanowili z jego świty uczynić reprezentację najważniejszych instytucji w państwie polskim. Skoncentrowano w jednym samolocie elitę polityczną, dowództwo wojska, hierarchów kościołów, reprezentacje kombatantów. Już tym łamiąc obowiązujące wszystkich nas prawo. Sam lot też od początku był źle przygotowany. Wystartowano z prawie godzinnym opóźnieniem. Piloci nie mieli prawa wystartować i w Smoleńsku wylądować. Ale była to już kampania wyborcza. A w Polsce, w czasie kampanii wyborczej elity polityczne unieważniają każde obowiązujące nas prawo.
Prezydent Kaczyński musiał wylądować w Smoleńsku, wbrew wszystkim racjonalnym przeszkodom. Bo musiał „przykryć medialnie” poprzednią, też kampanijną i medialną, wizytę premiera Tuska. Takie są prawa mediokracji.
I rzeczywiście – przykrył.
Dziś rzadko kto pamięta o wizycie Tuska w Smoleńsku. Katastrofa smoleńska i comiesięczne wiece upamiętniające ją „przykryły medialnie” też mord katyński. Dziś celebrowane w mediach miesięcznice śmierci prezydenta Kaczyńskiego wyparły też pamięć o rocznicy i ofiarach mordu katyńskiego z wiosny 1940 roku.
Można rzec, że zakładany w kwietniu 2010 roku zabieg propagandowy udał się. Szkoda tylko, że kosztem aż tylu ofiar.
Wiecownicy z PiS i PO oprócz przerzucania się winą za smoleńską katastrofę zawsze też nawołują do pojednania i zgody narodowej. Symbolem jej i początkiem zakończenia tej „żałoby narodowej” miałby być pomnik wystawiony ofiarom katastrofy. Tak zwłaszcza postulują komentatorzy związani z PiS.
Dzisiaj nie wierzę w taki pomnik pojednania. Bo nawet, jeśli oba walczące plemiona polityczne zgodzą się co do miejsca ustawienia pomnika, to spór trwać będzie nadal. O kształt pomnika, a zwłaszcza kształt prezydenta Kaczyńskiego. I przede wszystkim o napis na pomniku.
Czy będzie to: „Zamordowanym skrycie przez Rosję”?
Czy: „Ofiarom Donalda Tuska i jego arabskich siepaczy”?
Czy może: „Ofiarom kampanii prezydenckiej wyborczej”?
Albo ten najprawdziwszy: „Ofiarom wojny politycznej PO z PiS”?
Niestety, dopóki życiem politycznym w Polsce rządzić będą walczące ze sobą plemiona polityczne PiS i PO, to o mitycznej „zgodzie narodowej” mowy nie ma. I ciągła kampania wyborczą, ten polityczny szoł medialny będzie szedł dalej.
Zwłaszcza, że dla wielu zawodowych magików od oszukiwania „ciemnego ludu” taka nieprzerwana, cykliczna „żałoba narodowa” to nieprzerwane źródło pieniędzy, zaszczytów i celebryctwa.
Można w naszym kraju wyrywać kasę metodą „na wnuczka”, można też metodą na „żałobę narodową”.