OCHRONA ZDROWIA. Od poniedziałku działaczki sekretariatu ochrony zdrowia NSZZ „Solidarność” okupują budynek Ministerstwa Zdrowia. Żądają natychmiastowego spotkania z premier, Beatą Szydło.
Do okupacji siedziby ministerstwa doszło po nieudanych rozmowach w ramach Zespołu Trójstronnego przy ZM. Rozmowy te dotyczyły m. in. podwyżek dla wszystkich grup zawodowych w systemie ochrony zdrowia. A z tym jest problem, mimo obietnic złożonych zarówno przez poprzedniego szefa resortu zdrowia, prof. Mariana Zembalę, jak i obecnego ministra, Konstantego Radziwiłła. Związkowcy postanowili upomnieć się o realizację tych obietnic.
Wieloletnia walka
Przypomnijmy, że walka o podwyżki w systemie ochrony zdrowia trwa w Polsce od kilkunastu lat. Co roku jesteśmy świadkami tego rodzaju walki (negocjacji) w wykonaniu środowiska lekarzy, z których znaczna część podpisuje indywidualne kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wrzenie w środowisku lekarskim zaczyna się zwykle na przełomie roku, gdy przychodzi do negocjacji nowych warunków na następny rok. Od wielu lat lekarze potrafią skutecznie wywalczyć coraz wyższe kontrakty dla siebie i prowadzonych przez siebie indywidualnych praktyk medycznych, a także coraz wyższe płace, jeśli np. pracują na etatach na szpitalach. W efekcie doprowadziło to do rosnącego rozwarstwienia w wynagrodzeniach pracowników medycznych, zwłaszcza między lekarzami a pielęgniarkami i położnymi, a także pozostałym personelem medycznym. Walczące o podwyżki wynagrodzeń pielęgniarki i położne od lat zwracają uwagę, że ich miesięczne wynagrodzenia bywają niższe niż wynagrodzenia lekarzy za jeden dyżur.
Niemal dziesięć lat temu, doszło do jednego z najgłośniejszych protestów środowiska pielęgniarek i położnych, które wówczas – zdesperowane – również postanowiły rozpocząć okupację, tyle że jednego z pomieszczeń w Kancelarii Premiera, gdzie latem 2007 r. udały się na rozmowy w sprawie podwyżek płac. Tak się składa, iż wówczas był to rząd koalicji PiS-LPR-Samoobrona, a na jego czele stał Jarosław Kaczyński. Podobnie jak teraz, zdesperowana grupa przedstawicielek pielęgniarskich związków zawodowych postanowiła nie opuszczać budynku do czasu podjęcia przez stronę rządową wiążących decyzji w sprawie podwyżek płac dla tej grupy zawodowej. Pod budynkiem KPRM wyrosło miasteczko namiotowe, które szybko zyskało nazwę Białego Miasteczka – od koloru fartuchów, jakich używają pracownicy ochrony zdrowia. Powstało ono 19 czerwca, po tym, gdy ówczesny szef rządu Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z przedstawicielkami środowiska pielęgniarek i położnych. Trwało do 15 lipca, a więc blisko miesiąc.
Dziewięć lat temu pomieszczenia Kancelarii Premiera zaczęły okupować cztery przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Obecnie w budynku Ministerstwa Zdrowia pozostały cztery przedstawicielki Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność” z jego przewodniczącą, Marią Ochman, na czele.
Podwyżki dla wszystkich
– Nie opuścimy budynku do czasu spotkania z premier rządu – zapowiadają zdesperowane związkowczynie z „Solidarności”. Nie ukrywają one, że są rozczarowane przebiegiem rozmów z urzędnikami Ministerstwa Zdrowia, które trwały do późnych godzin nocnych. Działaczki „Solidarności” od wielu miesięcy zabiegają o podwyżki płac dla przedstawicieli wszystkich grup zawodowych zatrudnionych w systemie ochrony zdrowia. Ich zdaniem, wywalczone w ubiegłym roku podwyżki jedynie dla pielęgniarek i położnych – co było efektem zabiegów OZZPiP – nie rozwiązują problemu, ponieważ pominięto szereg innych grup zawodowych, takich jak radiolodzy, laboranci czy fizjoterapeuci, których praca również jest zbyt nisko wyceniana, ale są oni równoprawnymi członkami zespołów medycznych, bez których trudno o sprawne funkcjonowanie placówek medycznych. Działaczki i działacze „Solidarności” od początku nie kryli swojej krytyki wobec porozumienia, zawartego jesienią ubiegłego roku przez OPZZPiP z ministrem Zembalą.
Tuż przed wyborami parlamentarnymi rząd PO-PSL zagwarantował pielęgniarkom i położnym znaczącą podwyżkę wynagrodzeń, ale rozłożoną na cztery raty po 400 zł. Wkrótce po podpisaniu porozumienia, okazało się, że nie do końca odpowiada ono oczekiwaniom tego środowiska zawodowego. Jednym z problemów okazało się to, że pieniądze na podwyżki zostały przekazane do swobodnej dyspozycji dyrektorom placówek medycznych, zaś ci dysponowali z nimi faktycznie w dość dowolny sposób i zamiast podwyżek dla wszystkich, dostawały je tylko wybrane przedstawicielki tej grupy zawodowej.
Rozliczają PiS z obietnic
Właśnie ten problem, o którym przedstawiciele „Solidarności” mówią od samego początku, miał być jednym z przedmiotów negocjacji z obecnym rządem. Rządem, przypomnijmy, którego zaplecze z PiS swój sukces wyborczy w znacznym stopniu zawdzięcza właśnie wsparciu ze strony działaczy „Solidarności”.
Jak informują protestujący obecnie związkowcy, ich akcja to wyraz protestu wobec ewidentnych zaniechań kierownictwa resortu zdrowia w sprawach kluczowych dla pracowników i pacjentów. – Mamy pełną świadomość że po ośmiu latach dewastacyjnej polityki kolejnych rządów PO-PSL nie nastąpi radykalna zmiana na lepsze. Nie formułujemy postulatów nie możliwych do realizacji, oczekujemy jedynie realizacji programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości oraz obietnic złożonych naszemu środowisku w exposeé pani premier – stwierdzili związkowcy w swoim oświadczeniu.
Działacze „Solidarności” domagają się m.in. gwarancji podwyżek dla wszystkich grup zawodowych w systemie ochrony zdrowia, radykalnego przyspieszenia prac nad ustawą o minimalnym wynagrodzeniu, zwiększenia finansowania Państwowego Ratownictwa Medycznego i utrzymania dotychczasowych zadań Państwowej Inspekcji Sanitarnej. „Nie możemy dłużej godzić się z sytuacją w której zatrudnieni w placówkach ochrony zdrowia ze względu na warunki płacowe dzieleni są na mocarzy i nędzarzy. Nikomu nie odmawiamy prawa do wysokich zarobków, ale zróżnicowanie wysokości płac nie może być patologią. Oczekujemy rozpoczęcia faktycznego rozwiązywania naszych problemów. Zamiast pustych słów i gry na czas – realnych decyzji i konkretnych terminów ich realizacji” – postulują związkowcy” – oświadczyli związkowcy.
Natychmiastowe spotkanie z premier Szydło
W poniedziałek szefowa sekretariatu ochrony zdrowia „Solidarności”, Maria Ochman oświadczyła, że w tej chwili ich głównym postulatem jest natychmiastowe spotkanie z premier Szydło. Wygląda jednak na to, że szybko do tego nie dojdzie, bowiem związkowcom zaproponowano takie spotkanie dopiero za tydzień, w najbliższy wtorek. Nie wiadomo, czy okupujące salę w MZ związkowczynie zdecydują się do tego czasu w niej pozostać, czy też dadzą wiarę zapewnieniom przedstawicieli rządu. Wziąwszy pod uwagę złe doświadczenia pracowników medycznych z innymi rządami, nie można wykluczyć, że nie dadzą za wygraną i będą starały się przyspieszyć postulowane spotkanie.
– Przyszliśmy w poniedziałek na rozmowy w dobrej wierze, starając się wyegzekwować to, co nam obiecano. Tymczasem potraktowano nas „na odlew”. Minister Radziwiłł poinformował, że na przyszły rok jest dosłownie zero na podwyżki. Ewentualnie możemy na coś liczyć dopiero od 2018 r. – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Trybuna” Maria Ochman z „Solidarności”. – Nie planowałyśmy takiego protestu, on wyszedł spontanicznie. Im szybciej dojdzie do rozmów, tym lepiej. Zdajemy sobie sprawę, jak bardzo zajęta jest pani premier, ale też nie możemy już dłużej czekać, bo sytuacja pracowników ochrony zdrowia jest dramatyczna – podkreśla. Działaczka dodaje, że w związku z lekceważeniem postulatów pracowników ochrony zdrowia przez kolejny rząd, nastroje wśród pracowników bardzo szybko się radykalizują.
Na najbliższą sobotę, 24 września, przedstawiciele wszystkich środowisk medycznych zapowiedzieli ogólnopolską demonstrację na ulicach Warszawy. Mają w niej uczestniczyć działacze niemal wszystkich działających w systemie ochrony zdrowia związków zawodowych.
Warto przy okazji przypomnieć, że niezadowolenie z działań obecnego rządu wyraża już kolejna branża zrzeszona w „Solidarności” – związku wspierającego PiS. Od kilku miesięcy wrze wśród górników, niezadowoleni z planów reformy są również zrzeszeni w „S” nauczyciele. Jeśli rząd nie potraktuje poważnie postulatów pracowniczych, drogi PiS i „Solidarności” mogą się rozejść. A to nie wróży dobrze rządzącym, bo to nie pierwsze pęknięcie w obozie władzy.