Poniższy tekst jest przemówieniem Adriana Zandberga w Sejmie 12 kwietnia 2023 r. podczas debaty nad rządowym programem „Bezpieczny Kredyt 2 proc.”
Panie Marszałku, Wysoka Izbo! Jak byście Państwo zareagowali na widok faceta, który gasi pożar, polewając ogień benzyną? Myślę, że każdy postukałby się w czoło. A to właśnie dzisiaj proponuje rząd.
Od dwudziestu lat kolejne rządy robią zresztą to samo. Najpierw wlewacie miliardy złotych z budżetu do systemu kredytów, a potem z miną zdziwionego Pikachu patrzycie na rosnące ceny mieszkań. Wszyscy wiemy, dlaczego ta ustawa trafiła do Sejmu. Nie macie pomysłu na mieszkania, położyliście Mieszkanie Plus, więc jedyne co Wam zostało, to wciskanie ludziom kredytów. Stąd ta kredytowa licytacja pomiędzy PiS-em a Platformą. 2% czy 0%.
Słucham tej licytacji i mam narastające poczucie absurdu. Bo kłócicie się, czy lepiej ugasić pożar, wylewając na płomienie jedno wiaderko benzyny, czy dwa. To się nie uda! Niedługo minie dwadzieścia lat, jak ćwiczymy dopłaty do kredytów. „Rodzina na swoim”, „Mieszkanie dla Młodych”. Nazwy zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale filozofia była ta sama. I efekt był ten sam. Ceny mieszkań rosły i raty kredytów rosły.
Dopłaty do kredytów nie działały za pierwszego PiS-u. Nie działały za Platformy. I nie zadziałają teraz. Przeciętnie inteligentny szympans powinien się zorientować, że to bez sensu. Więc po co znowu robić to samo? Większości młodych Polaków nie stać dziś na mieszkanie. Nawet gdyby chcieli wziąć kredyt to bank im go nie udzieli. Żyją z rodzicami, na blokowiskach, które zostały nam po czasach PRL-u, albo w ciasnych mieszkaniach w nowym budownictwie.
Tak wygląda polska rzeczywistość. Trochę inaczej niż w reklamowych broszurkach, panie ministrze. A niestety, uzasadnienie pana ustawy wygląda, jakby ją panu podyktowali faceci od tych deweloperskich broszurek. Tu, w Sejmie, słyszałem wiele razy jak bardzo kochacie kapitalizm. Trochę się w związku z tym dziwię, że muszę tłumaczyć wam podstawy działania gospodarki rynkowej. Wydawałoby się, że to wiedza z liceum. No ale skoro trzeba, to trzeba.
Co się wydarzy, kiedy wpuścicie miliardy złotych na rynek. Tysiące klientów ruszą do deweloperów. Ale mieszkań wciąż będzie tyle samo. Podaż mieszkań nie jest elastyczna. Mieszkania to nie są kajzerki, nie da się włożyć do pieca dwa razy więcej ciasta i po godzinie wyjąc dwa razy więcej mieszkań. Co zrobią deweloperzy? Naprawdę nietrudno to przewidzieć. Rośnie popyt, to wzrośnie cena. W gospodarce kapitalistycznej chodzi o to, żeby kupić jak najtaniej i sprzedać jak najdrożej. Więc ceny za metr kwadratowy pójdą w górę. O ile? O tyle, ile państwo dopłaci do kredytu. I tutaj koło się zamknie. Deweloperzy podniosą marże. Kawalerka, które kosztowała 300 tysięcy, będzie kosztowała 500 tys. I jak ludzi nie było stać na mieszkanie bez dopłaty, tak nadal nie będzie ich stać na mieszkanie dopłatą.
Mieszkanie prawem, nie towarem
Komu tak naprawdę służą te dopłaty? To też już wiadomo, bo już to ćwiczyliśmy. Grube miliardy popłyną prosto na konta deweloperów. Zarobią też banki, które obsługują system kredytowy. Wszyscy zrzucimy się na ich obscenicznie wysokie zyski. Wydamy wielkie pieniądze z budżetu, a w efekcie kryzys mieszkaniowy będzie jeszcze ostrzejszy. W Polsce nie brakuje kredytów mieszkaniowych, tylko mieszkań. Żeby mieszkania były dostępne dla zwykłych ludzi, trzeba postąpić dokładnie odwrotnie, niż proponuje rząd. Trzeba zwiększyć podaż. Rynek tego nie załatwi. To już wiemy. Deweloperom po prostu się opłaca utrzymywać Polskę w permanentnym kryzysie mieszkaniowym.
Zamiast grać na ich zasadach, trzeba zmienić zasady gry. Do tej gry musi wejść państwo i samorządy. Tak, trzeba wydać na mieszkania duże pieniądze z budżetu. Ale trzeba to zrobić sensownie. Zamiast waszych dopłat, które spowodują wzrost cen mieszkań, Lewica proponuje prosty system: “państwo płaci, samorząd buduje”. Samorząd dostaje pieniądze na postawienie nowych osiedli. Wynajmuje ludziom mieszkania po stałym czynszu. Każdego, kto pracuje, stać wtedy na dach nad głową. W takim systemie obowiązuje uczciwa zasada: budynki wybudowane za państwowe zostają na zawsze w zasobie publicznym. Nie wolno ich sprywatyzować. Dzięki temu mieszkania posłużą kolejnym pokoleniom. Nie wymyślamy prochu na nowo. Podobny system zbudowali w Wiedniu austriaccy socjaliści. Tak budują dziś lewicowi samorządowcy. I tak może też działać w Polsce. Wasze dopłaty to gratka dla banków i deweloperów! Na naszym systemie skorzystają natomiast ci, którzy chcą kupić mieszkanie. Bo nasz program spowoduje, że ceny spadną. Mamy w Polsce piękną, choć trochę zapomnianą tradycję budownictwa społecznego. Przed wojną polscy socjaliści byli pionierami. Tu, w stolicy, powstała Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa. Do dzisiaj urbaniści stawiają ją za wzór. I takie może być też nowe, polskie budownictwo społeczne. Projektowane przez najlepszych architektów, zasilane energią odnawialną, dobre dla klimatu, na porządnie zaprojektowanych osiedlach, z porządną infrastrukturą, z terenami zielonymi. O tym warto rozmawiać! O prefabrykatach, o fabrykach domów, o technologiach, które pozwolą oszczędzać pieniądze i czas budowy. Mamy świetnych architektów, mamy sektor budowlany, który mógłby dobrze służyć społeczeństwu. Zamiast po raz kolejny powtarzać błędy z ostatnich dwudziestu lat, użyjmy go w końcu do tego, żeby rozwiązać kryzys mieszkaniowy. Będzie z tego więcej pożytku niż z odgrzewanego, nieświeżego kotleta, którego dzisiaj serwuje prawica.