Totumfacki ministra Macierewicza, młody rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz budzi kontrowersje od początku swego publicznego istnienia, ale w ostatnich godzinach zdumiał nawet swoich największych zwolenników.
Chodzi oczywiście o jego nominację na członka Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Zapytany o to wprost powiedział, że kompetencje ma, bo z Antonim Macierewiczem od 10 lat współpracuje blisko (zatem zaczynał w wieku lat 16!) i jest lojalny. Pytany o wyższe wykształcenie powiedział, że kończy licencjat… Czegoś takiego dotychczas nie było, choć wydawać by się mogło, że w polskiej polityce już nic zaskoczyć nas nie może.
A pan – co na to? Jak pan to skomentuje?
Janusz Zemke, poseł do Parlamentu Europejskiego, były wiceminister obrony narodowej w rządzie Leszka Millera:
– Opadają ręce, szczerze mówiąc. Polska Grupa Zbrojeniowa ma Radę Nadzorczą na poziomie całej Grupy, a oprócz tego Rady Nadzorcze ma każda z 60 spółek tworzących Grupę. Otóż pan Misiewicz został członkiem Rady Nadzorczej całej Grupy, która odpowiada za funkcjonowanie 60 przedsiębiorstw zatrudniających bezpośrednio 18 tys. ludzi, przedsiębiorstw, z którymi kooperuje kilkaset zakładów, zatrudniających znacznie więcej osób. Pan Misiewicz nie ma żadnych merytorycznych kompetencji, dlatego, że to są przedsiębiorstwa, które zajmują się techniką wojskową. Tutaj właściwą kompetencją jest wiedza związana z tą techniką. Jeżeli więc kryterium ma być lojalność bez żadnych kompetencji, to wracamy do najgorszych czasów.
Ta decyzja ma jeszcze – moim zdaniem – drugi wymiar. Polega on na tym, że przecież nie tak dawno pan Macierewicz zmienił całe kierownictwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej, w którym to kierownictwie są teraz również – że tak powiem – gigantyczne kłopoty z fachowością. Wydawało się więc, że jak nie fachowcy, to przynajmniej lojalni. Widocznie jednak ci lojalni też budzą jakieś wątpliwości, skoro pan minister Macierewicz postanowił dać im nadzorcę politycznego – bo jest to nadzorca polityczny.
Jest jeszcze prawo, ustawa, wedle której należy mieć wyższe studia na takim stanowisku. Pan Misiewicz, bez zająknięcia mówi: kończę licencjat.
– To jest zupełna pogarda dla prawa, w sytuacji, gdy minister ma do dyspozycji w resorcie obrony narodowej kilkadziesiąt tysięcy osób bardzo dobrze wykształconych, znających technikę wojskową. Nie sięga jednak po nich, tylko sięga po człowieka, który mu zapewnia jedyną rzecz – bezwzględną lojalność.
Pan też miał do czynienia z wyzwaniami, które stawia współczesne wojsko. Trzeba było kupować samolot, wybrać transporter opancerzony, różnego rodzaju pociski. Wszystko to wymagało głębokiej wiedzy, tym bardziej, że zakupom zawsze towarzyszyły bardzo fachowe i niezwykle skomplikowane negocjacje offsetowe. Jak to wyglądało za waszych czasów – mówię „waszych”, bo mam w pamięci, że z ministrem Szmajdzińskim tworzyliście ściśle ze sobą współpracujący duet.
– Tego typu rzeczy w ogóle nie wchodziły w rachubę. Myśmy do Rad Nadzorczych kierowali przede wszystkim osoby, które się zajmowały polityką zbrojeniową i techniką wojskową. Szczerze powiem, że w ogóle na myśl nam nigdy nie przyszło, że w Radzie Nadzorczej może być człowiek, który nie ma żadnych studiów. Nie, to nie wchodziło w rachubę.
Niemniej po 1989 roku w obszarze wojska co chwilę właściwie dochodziło do podobnych zjawisk. Te nominacje i awanse po uważaniu, nie są niczym nowym, niestety. To nie jest tylko specjalność PiS, to jest specjalność całej prawicy. PiS podniosło tylko ten zwyczaj na skali bezczelności i tupetu.
– Oczywiście nie będę bronił wszystkich decyzji, które zapadały wcześniej, także, że tak powiem z naszego okresu. Bronił jednak będę tezy, że za naszej kadencji zasadą żelazną były kompetencje.
Nie mam na myśli eseldowskiego okresu w MON. Za wami przemawiają czyny, czyli F-16, Rosomak, Spike – największe, najkosztowniejsze przetargi zbrojeniowe przeprowadzone bez najmniejszego zarzutu. Do tego wzrost eksportu zbrojeniowego, wręcz odbudowa tego przemysłu. Mam na myśli doświadczenia rządów prawicowych, które – co tu dużo mówić, od początku wojsko traktowały jako wyjątkowy łup. Wyjątkowy, bo łakomy finansowo, a przy okazji taki barwny, obrosły tradycją, otoczony szacunkiem społecznym…
Ja mówię o tym, że dzieło pana Macierewicza uprawiane jest na przygotowanym wcześniej przez jego prawicowych kolegów gruncie – przez pana Parysa, pana Szeremietiewa, Szczygłę, Okońskiego, Onyszkiewicza, Komorowskiego, Klicha…
Polityka pana Macierewicza nie wzięła się w wojsku znikąd.
– Bez wątpienia były różne błędne decyzje. Natomiast dziś mamy do czynienia z hucpą na skalę przemysłową. Głównym terenem, gdzie ta skala ma praktyczne zastosowanie jest właśnie przemysł. Czyli obszar, gdzie to powinno być bardzo profesjonalne…
A jest parodią profesjonalizmu?
– Na przykład prezesem spółki produkującej broń w Radomiu zostaje człowiek, który zajmował się gospodarką odpadami komunalnymi, prezesem zakładów w Jelczu, który to zakład produkuje wojskowe, specjalistyczne pojazdy zostaje człowiek, który był szefem domu kultury, oczywiście radny PiS-u. Takich rzeczy jest bardzo dużo.
I druga sprawa – rewolucja w wojskach specjalnych. Jednego dnia pracę tracą dowódca największej jednostki tego typu – Gromu i szef Inspektoratu Sił Specjalnych.
– Nie znam prawdziwych powodów jednoczesnej dymisji dwóch najważniejszych osób w Polskich Siłach Specjalnych. To jest wizytówka naszego wojska, która jest ciągle w walce. Nie wiem, jakie są prawdziwe powody. Normalnie odejście powinno być połączone z jednoczesnym powołaniem nowego dowódcy, a tak nie jest. Ale jestem tu ostrożny, bo nie mam większej wiedzy. Powiedziałbym tylko, że sposób tej zmiany może wyłącznie mnożyć pytania.
To tylko pogłębia wszystkie złe informacje o polityce kadrowej ministra Macierewicza, które wypływają z wojska – na przykład w ostatnich dniach zwolnienie dentystki wojskowej, oficera z Gdyni, matki i żony i wysyłanie jej do Opola na stanowisko nielekarskie.
– Takich decyzji było przecież więcej, właściwie, ciągle jakaś podobna zapada.
One w pierwszym rzędzie obejmowały osoby, które pracowały na rzecz komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Tych ludzi wyrzucano z marszu i hurtowo – z Warszawy do Żagania, z Bydgoszczy do Rzeszowa. Prokuratorów wyrzucano w podobny sposób, oficera psychologa skierowano na dowódcę czołgów. To były dość niskie akty zemsty, chodziło o to, żeby kogoś upokorzyć. Myślę, że zmiany w jednostkach specjalnych są zapowiedzią czegoś większego.
Na koniec muszę powiedzieć, że nie wszyscy odbierają te zmiany źle. Gołym okiem widać, jak niektórzy nogami przebierają. Jestem pewny, że znajdą się chętni do skorzystania z takiej sytuacji i bez namysłu zajmą stanowiska wyrzuconych. Wojsko i takie tradycje kultywuje.
– Ależ oczywiście, że będą chętni.
Dziękuję za rozmowę