Zamieszki, do jakich doszło w Ełku pod barem z kebabem nie były trudne do przewidzenia. Nastroje rasistowskie są bowiem wśród Polaków powszechne, o czym mogliśmy się przekonać nie tylko w ostatnich dniach.
W sobotni wieczór mieszkańcy Ełku szykowali się do świętowania Sylwestra. Grupy młodzieży zebrały się w okolicach jednego z barów z kebabami, prowadzonego przez młodych mężczyzn pochodzących z Afryki Północnej (m.in. Tunezji i Algierii). Wielu Polaków lubi dania serwowane w takich niedużych barach, zwłaszcza, że są tanie. Według relacji prokuratury w barze doszło – z przyczyn jeszcze nie do końca jasnych – do kłótni. W pewnym momencie jeden z klientów baru, wziął z półki dwie butelki napoju i wyszedł nie płacąc. Rzucił się za nim właściciel i kucharz. Na ulicy doszło do bójki. 21-letni Daniel R. został przez jednego z właścicieli ugodzony nożem. Śmiertelnie. Drugi Polak wrzucił do baru petardę.
Tragiczny finał bójki wywołał gwałtowną reakcję młodzieży zgromadzonej w okolicach baru. Do już zebranych pod lokalem zaczęli dołączać ich koledzy. Zaatakowali lokal, wybijając w nim szyby. Doszło do zamieszek i interwencji policji – według relacji świadków, ta nie specjalnie kwapiła się z podjęciem działań. Bójki i gonitwy trwały przez kilka dni. Przez media społecznościowe przetoczyła się informacja, że w reakcji na to wydarzenie do miasta mają zjechać „posiłki” młodych narodowców z okolicznych miast. A północno-wschodnia Polska jest regionem, w którym tego rodzaju skrajnie prawicowe bojówki są dość liczne i silne. Do takiego „najazdu” nie dopuściła jednak policja, bo i ona ściągnęła do miasta dodatkowe siły.
Rasistowskie tło zamieszek
Zapewne rozwój wypadków miałby inny przebieg, gdyby do podobnego zdarzenia doszło pod innym lokalem, prowadzonym przez polskich właścicieli. Bo, że takie sytuacje zdarzają się w naszym kraju niemal nagminnie, nie trzeba nikogo przekonywać. Wydarzenia w Ełku przybrały jednak inny obrót przede wszystkim dlatego, że ich podłoże miało ewidentnie rasistowski charakter. To właśnie pochodzenie właścicieli lokalu stało się siłą ślepej agresji, jaka wstąpiła w żądnych zemsty młodych ludzi. Nie wzięła się ona znikąd i nie można jej sprowadzić wyłącznie do odruchu naturalnego oburzenia, jakie wywołała przypadkowa śmierć młodego chłopaka.
„Kilkanaście godzin temu w podkarpackiej wsi Polak katolik poderżnął żonie gardło – zamieszek nie było. Chwilę później, w Jeleniej Górze, pijany Ukrainiec – pewnie prawosławny – zabił samochodem dwie dziewczyny – zamieszek nie było. W czwartek, pod Mielcem chłopak zarąbał rodziców – zamieszek nie było. Też pewnie katolik, a na pewno Polak. W Ełku kucharze zabili chłopaka – zamieszki jak cholera. Może przy każdej zbrodni podawać narodowość i wyznanie?” – skomentował jeden z internautów, zwracając uwagę na rasistowskie tło zamieszek, do których doszło w Ełku.
W ciągu kilku godzin od tragicznego wydarzenia, w mediach – zwłaszcza społecznościowych, pojawiło się mnóstwo komentarzy na ten temat. Przytaczane relacje świadków różniły się, zwłaszcza, że pochodziły one od uczestników owych wydarzeń, którzy najprawdopodobniej próbowali usprawiedliwiać swoją agresję i wandalizm. Jak dowiadujemy się jednak od innego świadka tej sytuacji – nie uczestniczącego w zamieszkach – przebieg sytuacji był nieco inni niż to, o czym mogliśmy dowiedzieć się z większości mediów.
Relacja świadka: „ciapku, na kolana i do pana”
Daniel Janczyk był tego dnia jednym z wielu klientów ełckiego baru z kebabem. Z jego relacji, którą podzielił się na swoim profilu w jednym z portali społecznościowych wynika, że agresja wobec prowadzących lokal obcokrajowców nie była spontanicznym incydentem, lecz narastała z godziny na godzinę. Co więcej, nie zdarzyła się w tym miejscu po raz pierwszy.
Janczyk zaznaczył na wstępie, że był i pozostaje przeciwnikiem przyjmowania przez Polskę muzułmańskich uchodźców, opowiada się za zwalczaniem terroryzmu i nie usprawiedliwia zabójstwa dokonanego na 21-letnim Danielu. Dodał jednak, że zdecydował się opisać sytuację poprzedzającą owe wydarzenia, ponieważ przeraziły go rasistowskie komentarze na ten temat.
„Feralnego dnia około godziny 20:00, a więc na kilka godzin przed zabójstwem, byłem w tym kebabie. Wchodząc, powiedziałem „dzień dobry”, na co pracownicy z uśmiechem mi odpowiedzieli. Zamówiłem jedzenie na wynos i czekałem na jego odbiór w pomieszczeniu. Było wiele osób, pracownicy uwijali się nie nadążając z zamówieniami, jednak muszę przyznać, że obsługa była kulturalna i spokojna. Oczekując na posiłek, w kebabie znajdowało się kilku pijanych mężczyzn. Oni jednak, kultury za wiele w sobie nie mając, posyłali raz po raz obraźliwe słowa w kierunku pracowników. Jakie? A no np.: „Dawaj, kurwo, te jedzenie, tylko nie pluj, bo ci tym mordę wysmaruję”, albo „Ciapku, na kolana i do pana” – relacjonuje.
Świadek skandalicznego zachowania pijanych młodych Polaków dodaje, że przez długi czas obsługujący ich obcokrajowcy udawali, że nie słyszą zaczepek, tylko w milczeniu pracowali dalej. W tym samym czasie pod kebabem wybuchały co chwila petardy – tak ełcka młodzież szykowała się do przywitania Nowego Roku. „W pewnej chwili zauważyłem, że jeden z pracowników, nie wytrzymując już chyba nerwowo tej sytuacji, wyszedł na zaplecze, skąd powrócił dopiero po dłuższej chwili. Najwidoczniej musiał ochłonąć. Dali mi jedzenie, życzyli smacznego z uśmiechem na twarzy, mimo iż byli mocno podenerwowani zachowaniem pozostałych klientów. Wyszedłem” – kończy opis sytuacji, której był świadkiem.
Dodaje, że nie był zdziwiony dalszym przebiegiem wypadków, których zapalnikiem stała się wrzucona do lokalu petarda. Zauważa jednocześnie to, czego nie dostrzegło wielu innych komentatorów: „w przeciwieństwie do większości z Was, nie widzę w mordercy obcokrajowca, Araba, lecz człowieka, któremu, obrażanemu i szykanowanemu, puściły nerwy. Zrozumcie też, że ja go nie bronie, absolutnie, stwierdzam wyłącznie fakty. Rozumiem doskonale, że łatwiej przyjąć postawę, w której Polacy są męczennikami a obcokrajowcy – najeźdźcami i agresorami. Jednak, jak to w przyrodzie, akcja rodzi reakcję – nie byłoby zaczepek, nie byłoby tak tragicznego końca. W związku z tym, ja wole się nie oszukiwać i widzieć świat, nasz polski świat, w barwach rzeczywistych” – ocenia.
Rasizm nasz powszechny
Incydent, który wydarzył się w sylwestrowy wieczór pod barem z kebabem Ełku mógł się wydarzyć w każdym innym mieście, może w nieco innych okolicznościach. To była wyłącznie kwestia czasu. Niemal powszechny w polskim społeczeństwie rasizm wylał się – głównie za pośrednictwem Internetu – przy okazji dyskusji o ewentualnym przyjęciu przez Polskę uchodźców z Bliskiego Wchodu i Afryki Północnej. Europa z problemem masowego napływu uchodźców zaczęła borykać się wtedy, gdy w Polsce mieliśmy rok wyborczy, co siłą rzeczy zmusiło walczących o głosy polityków do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Niemal wszyscy, niezależnie od barw partyjnych, opowiadali się wówczas mniej czy bardziej stanowczo przeciwko przyjęciu przez Polskę uchodźców, głównie muzułmanów. Polaków straszono nie tylko groźbą ewentualnych zamachów terrorystycznych, z którymi kojarzą się wyznawcy islamu, ale również podkreślano różnice kulturowe i religijne między Polakami a uchodźcami.
W takiej narracji prym wiodły partie prawicowe, ze zwycięskim Prawem i Sprawiedliwością na czele. Przypomnijmy, że sam prezes PiS, Jarosław Kaczyński „ostrzegał” przed przyjmowaniem przez Polskę muzułmańskich uchodźców mówiąc wręcz, iż zagrożeniem z ich strony mogą być różnego rodzaju nieznane w naszym regionie choroby i pasożyty. Ówczesne wystąpienie szefa PiS nasuwało jednoznaczne skojarzenia z podobnymi wypowiedziami, jakie kilkadziesiąt lat temu padały ze strony nazistów pod adresem Żydów, co stało się pożywką do coraz powszechniejszych pogromów i ataków antysemickich w przedwojennych Niemczech.
Z czasem histeria antymuzułmańska zaczęła się w Polsce rozkręcać, co można było zauważyć w komentarzach, szczególnie tych anonimowych. Nie brakowało jednak i takich, którzy swoje przepełnione nienawiścią i rasizmem komentarze zamieszczali pod swoimi nazwiskami, czując najwyraźniej, że na prezentowanie takich postaw mają w naszym kraju coraz większe przyzwolenie.
W takich właśnie okolicznościach – kiedy polskie społeczeństwo stanęło przed realnym wyzwaniem konieczności udzielenia pomocy „obcym” – mogliśmy się przekonać, jak w praktyce wyglądają skutki wpływu kościoła katolickiego na postawy Polaków. Nie ulega bowiem wątpliwości, że deklarowane oficjalnie miłosierdzie i miłość bliźniego nijak się ma do tego, co konkretni księża głoszą z ambon swoim wiernym. A jest to sianie nienawiści i niechęci do wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób odstają od „normy” Polaka-katolika, czy jest to wyznawca innej religii (islamu, judaizmu, prawosławia…), czy ateista. Nic dziwnego, że środowiska narodowców – np. działających w takich organizacjach jak Obóz Narodowo-Radykalny czy Młodzież Wszechpolska – mogą liczyć na współpracę i wsparcie nie tylko lokalnych księży, ale i biskupów, którzy wręcz wyspecjalizowali się ostatnio w usprawiedliwianiu ich przepełnionych agresją i nienawiścią akcji.
Ostrzegaliśmy
Przypomnijmy, że na łamach „Dziennika Trybuna” wielokrotnie ostrzegaliśmy przed coraz powszechniejszym przyzwoleniem na tego rodzaju zachowania i tolerowanie zachowań rasistowskich i ksenofobicznych.
Opisywaliśmy sytuacje, gdy nie tylko obywatele, ale również władze – lokalne i centralne – nie tylko nie reagowały, ale wręcz zdawały się usprawiedliwiać tego rodzaju postawy. Wystarczy przypomnieć uniewinnienie przez sąd działaczy ONR, którzy publicznie używają symbolu swastyki. Zdaniem białostockiego sądu, nie ma w tym nic nagannego, bowiem swastyka to po prostu „hinduski symbol szczęścia”. Z podobną pobłażliwością spotkała się ubiegłoroczna impreza działaczy ONR w Białymstoku, podczas której wznoszono hasła antysemickie. W listopadzie 2015 r. na wrocławskim rynku niejaki Piotr Rybak spalił publicznie kukłę Żyda, za co został skazany przez sąd na 10 mies. bezwzględnego więzienia. Kilka dni temu prokuratura (!) odwołała się od tego wyroku postulując obniżenie kary za ten czyn. Bezkarny za głoszenie nienawiści na tle narodowym i religijnym może czuć się również słynny, były już ksiądz Jacek Mędlar, wobec którego kilka tygodni temu umorzono śledztwo z doniesienia, jakie zgłosili działacze organizacji antyrasistowskich. Ten ostatni swoje niedawne przemówienie (11 listopada 2015 r.) niemal w całości poświęcił rzekomemu zagrożeniu ze strony „zalewających Polskę islamistów” głosząc na wiecu hasło: „Nie islamska, nie laicka, wielka Polska katolicka”, by rok później otwarcie nawoływać do zrobienia porządku z „żydowską zarazą”.
Tego samego dnia, gdy w Ełku setki młodych sfrustrowanych ludzi demolowało lokal z kebabem (rzekomo w reakcji na śmierć kolegi), w Lubinie (Dolnośląskie) doszło do dewastacji innego baru z kebabem, prowadzonego przez przybyszy z Bangladeszu. Dzień wcześniej w Katowicach zaatakowano Muzułmańskie Centrum Kultury.
Rzecznik Praw Obywatelskich alarmuje, że w wciągu ostatniego roku doszło w Polsce do trzykrotnego wzrostu rasistowskich ataków skierowanych przeciwko muzułmanom.
W ostatnich miesiącach nie ma tygodnia, by media nie donosiły o atakach na tle rasistowskim czy religijnym w różnych miastach Polski. Ich ofiarami padają najczęściej osoby o ciemniejszej karnacji bądź wyróżniające się strojem, który sugeruje, że są wyznawcami innej religii (głównie islamu). Wielu z nich to studenci, naukowcy i zwykli pracownicy, a także obywatele Polski, którzy żyją w naszym kraju od wielu lat. Obiektem pogardy i nienawiści można stać się w Polsce bez względu na to, czy jest się egipskim dyrygentem, irackim doktorantem, pakistańskim przedsiębiorcą, portugalskim turystą, czy wietnamskim właścicielem budki na bazarze. Wystarczy odróżniać się odcieniem skóry. Albo mówić w obcym języku w miejskiej komunikacji.
Kogo chroni państwo?
Mimo alarmujących doniesień na temat narastającej agresji na tle rasistowskim i ksenofobicznym, zarówno policja, jak i władze państwowe nie podejmują praktycznie żadnych działań, aby im zapobiegać zaś sprawców ścigać. Nie robi tego również kościół. Wręcz przeciwnie. Ludzie o takich poglądach czują coraz większe przyzwolenie nie tylko na głoszenie antysemityzmu i rasizmu, ale wręcz na czystą przemoc. Czują się coraz bardziej bezkarni.
Ewidentnym dowodem na taką postawę polskiego rządu jest wypowiedź szefa MSW, Mariusza Błaszczaka, który zamieszki w Ełku skomentował, że zdewastowanie lokalu z kebabem w tym mieście było „zrozumiałe”.
Nie można się więc dziwić, że przedstawiciele społeczności, które mają coraz bardziej uzasadnione powody do strachu o swoje bezpieczeństwo i życie, będą starali się bronić przed tego rodzaju atakami na własną rękę. Od wielu miesięcy przekonują się oni, że w takich sytuacjach nie mogą liczyć na ochronę i pomoc ze strony polskiego państwa, którego urzędnicy, jeśli kogoś chronią, to rasistów i rosnące jak grzyby po deszczu bojówki neofaszystowskie. Mówiąc wprost – w ten sposób polskie władze dają milczące przyzwolenie na rasistowskie pogromy, do których może dojść w naszym kraju, a czego preludium mogliśmy mieć właśnie w Ełku. Niestety, jak uczy historia (choć uczy nie wszystkich) są władze, dla których taki sposób kanalizowania społecznego niezadowolenia jest na rękę.