Do tej pory ideowi antykomuniści mogli podróżować warszawska komunikacją miejska na gapę.
Dzięki światłej decyzji Rady Warszawy od 5 maja „z 50-procentową zniżką mogą podróżować komunikacją miejską osoby związane z opozycją antykomunistyczną”.
Nareszcie, rzec można. Nareszcie wiem o co ta mityczna, sakralizowana już w IV RP, „opozycja antykomunistyczna” walczyła. A ścisłej co sobie wywalczyła.
Na pewno, zniżkę na bilety.
Z takiej zniżki żal nie skorzystać. Zwłaszcza, że nie znalazłem precyzyjnej definicji „osoby związanej z opozycją antykomunistyczną”.
Nie wiadomo też, kiedy miało nastąpić to „związanie z opozycją antykomunistyczną”?
Przecież w opozycji do komunizmu był polski policjant w II Rzeczpospolitej i polski ONR-owiec. A w czasie okupacji niemieckiej i radzieckiej byli też hitlerowcy, własowcy, banderowcy, liczni szmalcownicy.
Zauważmy, że wszystkie prawicowe, nierzadko bandyckie reżimy na świecie w XX wieku nie tylko „związane były z opozycją antykomunistyczną”, ale też wspierały te opozycje jak tylko mogły.
Zatem antykomunista z Chile, Indonezji, Wietnamu ma należne prawo do zniżki na warszawskie bilety.
Także wszyscy reprezentanci tzw. Państwa Islamskiego też przecież stanowią część wielkiej, światowej rodziny antykomunistycznej. Zapewne, zaproponowana im zniżka zachęci ich do odwiedzenia prześlicznej Warszawy. Przyjaznej i coraz tańszej.
W uchwale Rady Warszawy nie została również ściśle zdefiniowana „osoba związana z”.
Nie wiemy, jak silnie musi być „związana”, aby otrzymać prawo do zniżki. Ani też, jaka to musi być „osoba”.
Czy uprawniona jest tylko sama „osoba związana”, czy też jej rodzina, bliscy. Czy dopuszcza się konkubinaty i nieformalne związki partnerskie z osobą uprawnioną.
No i jak silnie ma ta „osoba” być związana, aby uzyskać uprawnienia?
Czy musi mieć legitymację dowodzącą tego „związania”, czy zaświadczenie od Rady Warszawy, czy kontroler biletów zadowoli się odpowiednim kwitem od proboszcza?
Od upadku tak zwanego „komunizmu” w Polsce minęło już prawie 28 lat. Z roku na rok dowiaduję się, że w tak zwanej „opozycji antykomunistycznej” było coraz więcej osób w naszym kraju.
Konsumując obecne polskie media, odnoszę wrażenie, że wszyscy w Polsce byli w „opozycji antykomunistycznej”, albo przynajmniej byli z „nią związani”. Silniej lub mocniej, ale zawsze jakoś tam. Każdy przecież jakiegoś antykomucha w rodzinie miał.
Dlatego uważam, że uchwalona przez Radę Warszawy zniżka dla „osób związanych z opozycją antykomunistyczną” należy się wszystkim.
Nie tylko banderowcom.