Pierwszym i najważniejszym skutkiem porozumień podpisanych 31 sierpnia 1980 roku była możliwość tworzenia niezależnych i samorządnych związków zawodowych.
Dzisiaj z utworzeniem związku zawodowego nie ma w Polsce najmniejszych problemów. Przynajmniej na papierze. Ustawa o związkach zawodowych z 1991 roku wymaga jedynie, aby chętnych do związku zawodowego było nie mniej niż 10 osób. Porównując ten wymóg do innych form aktywności obywatelskiej, to niewiele. Na przykład zarejestrowanie partii politycznej wymaga zebrania aż 1000 podpisów poparcia.
Jednak procedura zakładania zupełnie nowego związku zawodowego może być uciążliwa i wymagająca poniesienia kosztów związanych z przygotowaniem i zarejestrowaniem statutu związku w sądzie. Ale czy koniecznie musimy zakładać nowy związek zawodowy? I tak jest ich w Polsce już ponad 7 tysięcy. Dołączenie do istniejącego związku zawodowego i stworzenie komisji związkowej w zakładzie pracy jest prostsze. Potrzeba jedynie chętnych i uchwały na zebraniu założycielskim.
A jednak tych chętnych do związków zawodowych brakuje.
Coraz mniej
To zadziwiające, że Polska, która w latach osiemdziesiątych zaskoczyła świat (i ówczesne władze) powstaniem 10-milionowego związku zawodowego „Solidarność”, dziś zamyka europejskie statystyki uzwiązkowienia. Do związków zawodowych należy zaledwie 5 proc. Polaków, co w liczbach bezwzględnych daje niespełna 2 miliony obywatelek i obywateli. Licząc wyłącznie pracowników, możemy mówić o uzwiązkowienia na poziomie 11 proc. Jeden na dziewięciu należy do związków zawodowych. Mizernie!
Mniej związkowców w Europie jest tylko w Estonii i na Litwie. I we… Francji. O Francji za chwilę, bo to przypadek szczególny. Na czele statystyk niezmiennie od lat plasują się kraje skandynawskie: Finlandia, Szwecja, Dania. Tam poziom uzwiązkowienia sięga 70 proc. Jeśli w Polsce na dziewięciu pracowników jeden należy do związków, tam aż sześciu.
Na początku III RP było znacznie lepiej. W roku 1991 do związków zawodowych należało 4 razy więcej pracowników niż obecnie. Ale w kilku kolejnych latach ponad połowa związkowców oddała legitymacje. Nietrudno zgadnąć dlaczego? Czas przemian ustrojowych był śmiertelnym ciosem dla wielu przedsiębiorstw i branż. Zaś związki zawodowe nie potrafiły skutecznie chronić interesów pracowniczych.
Mały kontra duży
Na portalu rynekpracy.pl Marta Kowalówka porównała dwa krańcowo różne modele związków zawodowych: francuski i szwedzki. We Francji statystycznie związkowców jest najmniej w Europie. A jednak centrale związkowe należą do najbardziej wpływowych. Zaś związkowcy do najbardziej mobilnych. W akcjach protestacyjnych w 2010 roku brało udział od 1,5 mln (wg szacunków policji) do 3,5 mln osób (wg związkowców). Polscy związkowcy są zadowoleni, jeśli do Warszawy zjedzie kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski.
We Francji częstokroć nie ma organizacji związkowych w zakładach pracy. Związane to jest z rozbudowanym systemem partycypacji pracowniczej. W większych zakładach pracy powoływane są komitety przedsiębiorstw, w mniejszych – delegaci personelu. Instytucje te są powiązane ze związkami zawodowymi, ale formalnie nie stanowią zakładowych organizacji związkowych.
Odwrotnie jest w Szwecji. Tam najistotniejszą pozycję w relacjach z pracodawcami mają „doły”, czyli zakładowe organizacje związkowe. Rola central sprowadza się do koordynacji działań. Siła i liczebność szwedzkich związków zdeterminowana jest specyfiką prawa pracy w tym kraju. Większość spraw związanych ze stosunkami pracy zapisana jest w układach zbiorowych, a nie w prawodawstwie krajowym.
A jaki jest polski model związków zawodowych?
Kupą, mości Panowie
Jeśli jednym słowem scharakteryzować polskie związki zawodowe, to najbardziej adekwatne jest określenie: liczebność. Posunięta aż do granic absurdu. Rekordzistą jest PKP Cargo. Kilka lat temu doliczono się w tym przedsiębiorstwie 283 organizacji związkowych. W górnictwie działa ponad 240 związków związkowych. Nieco lepiej jest na Poczcie Polskiej, gdzie funkcjonuje 75 związków zawodowych.
Pomijam fakt, że kilkadziesiąt organizacji związkowych w jednym przedsiębiorstwie oznacza konieczność zatrudnienia kilkudziesięciu etatowych działaczy związkowych oraz zapewnienia związkowcom pomieszczeń biurowych. Ale trudno sobie wyobrazić skuteczne negocjacje pomiędzy pracodawcą i pracownikami reprezentowanymi przez kilkadziesiąt podmiotów.
Cytowana przeze mnie Marta Kowalówka kreśli taki obraz polskich związków zawodowych: „choć związki zawodowe w Polsce są jednymi z najmniej licznych w Europie, są zdecydowanie za bardzo spluralizowane na poziomie zakładowym i za mało wpływowe na poziomie centralnym”.
A jakimi widzą związki zawodowe Polacy?
Nie wiem
W czerwcu CBOS zapytał w badaniu sondażowym o opinie na temat funkcjonowania związków zawodowych. Wnioski są ciekawe, aczkolwiek nie nastrajają optymistycznie. Ponad połowa badanych (57 proc.) odpowiedziała, że w ich zakładach pracy nie ma żadnej organizacji związkowej. Najgorzej wypadła branża budowlana, gdzie badanie statystyczne określiło uzwiązkowienie na poziomie zera procent. Równie źle jest w handlu i usługach, uzwiązkowienie wynosi tam 3 proc. A przecież właśnie w tych branżach działalność związków zawodowych byłaby szczególnie pożądana. W marketach nagminnie łamane są prawa pracownicze, a na budowach zdarza się najwięcej wypadków przy pracy.
Polacy są sceptyczni co do skuteczności związków zawodowych funkcjonujących w ich zakładach pracy. Prawie połowa badanych (43 proc.) wybrała odpowiedź „starają się, lecz niewiele im wychodzi”. Drugie miejsce (34 proc.) zajęła odpowiedź „nie widać efektów ich działalności”. Summa summarum, prawie osiemdziesiąt procent pracowników twierdzi, że działania zakładowych organizacji związkowych są nieskuteczne.
W pytaniu o ocenę działalności central związkowych hitem była odpowiedź „trudno powiedzieć”. Dwie trzecie Polaków po prostu nie wie, czy takie centrale związkowe jak NSZZ „Solidarność”, OPZZ oraz Forum Związków Zawodowych działają źle, czy dobrze. Krzywa dowodząca braku zainteresowania działalnością związków zawodowych rośnie z roku na rok.
Jak odwrócić ten niekorzystny trend?
Rewolucja związkowa?
Media okrzyknęły mianem „rewolucji związkowej” zapowiadane przez rząd zmiany w prawie pracy i działalności związków zawodowych. W zakładach pracy, w których nie działają związki zawodowe, załoga miałaby prawo wybierania swojego delegata. Posiadałby on uprawnienia podobne do tych, jakie ma zakładowa organizacja związkowa. Delegat utrzymywałby jednocześnie kontakt z wybraną centralą związkową.
Drugą opcją byłaby możliwość zwrócenia się załogi o skierowanie do zakładu pracy zewnętrznego przedstawiciela z centrali związkowej.
Pracodawcom bardziej podoba się rozwiązanie, w którym to załoga wybiera swojego delegata związkowego. Związkowcom mniej, gdyż obawiają się, iż wybrani delegaci nie zawsze będą osobami rzeczywiście niezależnymi od pracodawcy. Woleliby, aby to centrale związkowe delegowały do zakładów swoich przedstawicieli. To rozwiązałoby przy okazji problem funkcjonowania związków zawodowych w firmach, w których pracownicy obawiają się angażowania w pracę związkową. Komentując propozycje zmian, Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ mówi: „postulujemy, aby pracodawca współfinansował funkcjonowanie delegata centrali w zakładzie”. O takim rozwiązaniu nie chcą z kolei słyszeć pracodawcy.
Widzę zupełnie inne niebezpieczeństwo w delegowaniu wysłanników central związkowych do zakładów pracy: przeniesienia działalności politycznej na teren tychże zakładów pracy. Niejednokrotnie przekonaliśmy się, że NSZZ „Solidarność” prowadzi działalność polityczną, bliską działalności jednej partii politycznej. Byłoby niedobrze, gdyby namiestnicy Piotra Dudy trafili do tysięcy polskich firm. Ale może właśnie o to chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu. O wprowadzenie tylnymi drzwiami PiS-u do zakładów pracy.
Związkowy PIP
O kilku ciekawych propozycjach zmierzających do wzmocnienia roli związków zawodowych napisał na łamach „Dziennika Gazeta Prawna” Piotr Szumlewicz, ekspert i doradca Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Piętą achillesową nadzoru i kontroli przestrzegania prawa pracy są ograniczone możliwości Państwowej Inspekcji Pracy. Rocznie PIP kontroluje niespełna 5 proc. przedsiębiorców, więc statystyczna kontrola przypada raz na 20 lat. Szumlewicz proponuje, aby etatowym związkowcom przyznać wszystkie kompetencje inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy, łącznie z możliwością karania pracodawcy. Dla zapewnienia większej niezależności związkowców-inspektorów, byliby oni wynagradzani z budżetu państwa, a nie z kasy przedsiębiorstwa, jak to jest obecnie.
1 proc. na związki
Kolejną propozycją, zawartą w tekście „Związki zawodowe. Nowe otwarcie”, jest zaliczenie związków zawodowych do grona organizacji pożytku publicznego uprawnionych do otrzymywania 1 proc. podatku dochodowego odpisywanego przez podatników w zeznaniach rocznych PIT. Takie rozwiązanie nie tylko poprawiłoby stan kasy związkowej, ale jednocześnie zmobilizowało związkowców do skuteczniejszego działania.
Ponadto, powinna istnieć możliwość odliczenia składek związkowych pracowników od podstawy opodatkowania. Zwłaszcza że taką możliwość mają pracodawcy, w odniesieniu do składek na rzecz organizacji pracodawców, które w części mogą być zaliczane do kosztów uzyskania przychodów.
Szumlewicz proponuje również oddanie w ręce związkowców zakładowych funduszy świadczeń socjalnych. To właśnie związki zawodowe powinny podejmować decyzje o sposobie wydatkowania środków z ZFŚS. Dzisiaj decyduje o tym pracodawca, jedynie konsultując swoje decyzje ze związkami zawodowymi.
Związki nasze
„Związki zawodowe są w odwrocie” – napisał miesiąc temu portal Obserwatorfinansowy.pl. „Związki zawodowe to relikt minionej epoki i totalny przeżytek” – przytacza komentarze internautów portal naTemat.pl. To nieprawda! W czasach rosnących w siłę ponadnarodowych korporacji, silne związki zawodowe są równie potrzebne jak sto lat temu. A może nawet bardziej. Bo dzisiejsze metody wyzysku pracowników stały się bardziej wyrafinowane niż działania kapitalistów z przełomu XIX i XX wieku.
Poza tym, związki zawodowe zaliczamy do organizacji pozarządowych, będących fundamentem społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwa obywatelskiego, które jest najlepszym gwarantem demokracji. W sierpniu 1980 roku pracownice i pracownicy wywalczyli prawo do tworzenia wolnych związków zawodowych. Dzisiaj musimy o te związki dbać. I pilnować, by były coraz silniejsze. Wolne. I niezależne. Bo widząc autorytarne zapędy niektórych polityków prawicy, mogą pomóc. W obronie demokratycznej Polski.
Historia zatacza koło.