2 grudnia 2024

loader

Amerykański finał

Tego chyba nikt się nie spodziewał. W tegorocznej edycji wielkoszlemowego Australian Open w finale turnieju kobiet znalazły się aż po raz pierwszy od 2003 roku legendarne już amerykańskie siostry Serena i Venus Williams.

Za sprawą sióstr Williams oraz młodszej od nich o dekadę Coco Vandeweghe po raz pierwszy od 16 lat w półfinale Australian Open zagrały trzy Amerykanki. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w 2001 roku, kiedy to na kortach Melbourne Park triumfowała Jennifer Capriati pokonując w finale Szwajcarkę Martinę Hingis, zaś w najlepszej czwórce zagrały jeszcze Lindsay Davenport i właśnie Venus Williams.
W drodze do półfinału tegorocznej edycji Australian Open Serena i Venus eliminowały kolejne rywalki bez straty seta. Młodsza z sióstr nie zwolniła tempa także w półfinale rozbijając bez trudu największą rewelację turnieju, 35-letnią Chorwatkę Mirjanę Lucić-Baroni 6:2, 6:1. Venus miała trudniejszą przeprawę z młodsza od siebie o 12 lat Vandeweghe, z którą musiał stoczyć zacięty trzysetowy pojedynek. Ostatecznie wygrała 6:7(3), 6:2, 6:3 i po raz pierwszy od 2003 roku zagra o zwycięstwo w tym wielkoszlemowym turnieju. Czternaście lat temu jej przeciwniczką także była jej młodsza siostra, z którą wówczas przegrała. Jak będzie tym razem?

Więcej do zyskania ma Serena

To nie pierwszy wielkoszlemowy finał z udziałem sióstr Williams (czekający ich finał będzie ich dziewiątym wspólnym w turniejach Wielkiego Szlema). W przeszłości były zastrzeżenia co do przestrzegania przez nie w takich pojedynkach zasad sportowej walki. Trudno powiedzieć czy tym razem któraś „odpuści”, ale więcej do zyskania ma niewątpliwie Serena. Po pierwsze, jeśli zwycięży, zdobędzie 23. wielkoszlemowy tytuł w karierze i tym samym w liczbie zdobytych wyprzedzi w klasyfikacji wszech czasów niemiecka tenisistkę Steffi Graf. A po drugie, odzyska po niespełna półrocznej przerwie pierwsze miejsce w rankingu WTA, spychając z pozycji liderki ubiegłoroczną triumfatorkę Australian Open Angelique Kerber.
Dla Venus już sam awans do wielkoszlemowego finału jest ogromnym sukcesem, chociaż w jej przypadku trudno powiedzieć, że to już szczyt aspiracji. Doświadczona tenisistka w najlepszej „czwórce” imprezy tej rangi znalazła się po raz 21, zaś tytuł w tych prestiżowych zawodach zagra po raz 15. Ostatnio osiągnęła finał w 2009 roku. Triumfów wielkoszlemowych w singlu ma siedem, ale jeszcze ani razu nie wygrała Australian Open. W tej imprezie w finale wystąpi po raz drugi. Poprzednio miało to miejsce… 14 lat temu, gdy w decydującym meczu przegrała z Sereną.
„Każdy ma taki moment, gdy to dla niego świeci słońce. Mój trwa trochę dłużej. Jestem ogromnie szczęśliwa, że w sobotę po drugiej stronie kortu stanie Serena” – zapewniała Venus. Obiektywnie oceniając jej szanse na pokonanie siostry nie są duże. Grały ze sobą w różnych turniejach już w sumie 27 razy, z czego 16 pojedynków wygrała Serena. One też była lepsza w sześciu z ośmiu pojedynków stoczonych przez siostry w finałach wielkoszlemowych. Wszystko zatem przemawia za tym, że w sobotę znów wygra młodsza.
W rywalizacji mężczyzn furorę wśród kibiców robi „Maestro” Roger Federer, który po półrocznym rozbracie z tenisem z powodu kontuzji wypadł ze światowej czołówki i w tegorocznym Australian Open został rozstawiony dopiero z numerem 17. W półfinale 35-letni Szwajcar zmierzył się z młodszym o pięć lat rodakiem Stanem Wawrinką, turniejową „czwórkę”, pokonując go po ponad trzygodzinnej morderczej walce 7:5, 6:3, 1:6, 4:6, 6:3. W starciach tych dwóch tenisistów był to ich pierwszy pięciosetowy pojedynek. W 22 potyczkach starszy z Helwetów triumfował 19 razy.

Wielki powrót Federera

Tym samym Federer po raz 28. w karierze awansował do wielkoszlemowego finału. Były lider rankingu ATP o zwycięstwo w Australian Open zagra po raz szósty, a w turniejach Wielkiego Szlema już po raz 28. Lubiany przez fanów tenisa na całym świecie „Maestro” ma w dorobku 17 wielkoszlemowych tytułów, w tym cztery wywalczone na kortach Melbourne Park.
Wawrinka nie ma takich wybitnych osiągnięć, ale to zdobywca trzech tytułów wielkoszlemowych, a pierwszy z nich wywalczył właśnie w 2014 roku Melbourne.Rok później dotarł do półfinału, a w najlepszej czwórce w turniejach Wielkiego Szlema plasował się już ośmiokrotnie. „Nie mogę być bardziej szczęśliwy niż teraz. Pod koniec wszystko wydarzyło się tak szybko, że musiałem sprawdzić wynik” – przyznał Federer, najstarszy tenisista w finale Wielkiego Szlema od czasu Kene Rosewalla, który doszedł tak daleko w US Open w 1974 roku, mając 39 lat. „W najśmielszych marzeniach nie sądziłem, że zajdę w Australii tak daleko” – cieszył się Federer, którego w finale czeka potyczka z Hiszpanem Rafaelem Nadalem lub Bułgarem Grigorem Dimitrowem.
W tym roku nasi tenisiści nie dali nam na kortach Melbourne Park powodów do radości. Ale w finałowych potyczkach będzie polski akcent za sprawą naszych juniorek Igi Świątek i Mai Chwalińskiej, które po zwycięstwie nad Anri Nagatą i Thasaporn Naklo awansowały do finału gry podwójnej. O tytuł zagrają z Carson Branstine i Biancą Andreescu.

trybuna.info

Poprzedni

Dopingowa bomba pod Boltem

Następny

Zakrzewski znowu pisze…