Po dwóch nieudanych próbach Zbigniew Boniek chyba stracił wiarę, że zdoła zmienić w statucie PZPN zapis pozwalający pełnić funkcję prezesa związku tylko przez dwie kadencje. Znalazł jednak sposób na utrzymanie dominującej pozycji w polskim futbolu. Podjął starania o fotel członka Komitetu Wykonawczego UEFA.
Jedynym do tej pory Polakiem w Komitecie Wykonawczym UEFA był Ryszard Rylski. Zasiadał w tym gremium w latach 1956-64 oraz 1966-68 i zostawił po sobie dobre wspomnienie. W 2011 roku stanął w szranki poprzednik Bońka na fotelu prezesa PZPN Grzegorz Lato, król strzelców mistrzostw świata w 1974 roku, a zatem pod względem piłkarskich dokonań postać równie nietuzinkowa jak obecny sternik polskiego futbolu. Lato nie miał jednak u swego boku zbyt lotnych doradców, bo trudno za takich uznać twórców jego wyborczego programu, w którym powoływał się na m.in. na Jana Pawła II. Zważywszy na fakt, że Lato miał już wtedy w swoim życiorysie senatorską kadencję z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ta wolta światopoglądowa w niczym mu nie pomogła. w głosowaniu Lato zajął przedostatnie miejsce. Zdobył więcej głosów jedynie od przedstawiciela Malty Normana Darmanina Demajo.
Jego porażka została przyjęta w Polsce z mściwą satysfakcją, bo też PZPN pod rządami Laty miał nad Wisłą fatalną prasę i był znienawidzony przez kibiców, a tej zbiorowej niechęci nie było w stanie złagodzić nawet sprawnie przeprowadzony w naszym kraju, także przecież dzięki Lacie i jego ekipie, turniej Euro 2012.
Raz zdobytej władzy nie oddam
Boniek opuścił Polskę latem 1982 roku jako piłkarz przechodząc z Widzewa Łódź do Juventusu Turyn za rekordową w ówczesnych realiach polskiego futbolu kwotę 1,8 mln dolarów. Po trzech sezonach gry w turyńskim klubie przeniósł się do AS Roma i w tym zespole w 1989 roku w wieku 32 lat zakończył sportową karierę. Do Polski nie zamierzał wracać i przez kilka następnych lat próbował przebić się w Italii jako trener. Nie powiodło mu się jednak w tym fachu tak jak chciał i w 1994 roku dość nieoczekiwanie pojawił się w ojczyźnie z nowym pomysłem na życie. Zaczął robić intratne z początku interesy w dziedzinie praw telewizyjnych, ale gdy na polskim rynku pojawili się mocniejsi od niego gracze, wycofał się z tej branży. Zdążył jednak przez pięć lat wejść na tyle mocno w piłkarskie środowisko, że pokusił się o pierwsze podejście do zdobycia fotela prezesa PZPN. Miał jednak wtedy jeszcze słabą pozycję w układach i musiał przehandlować swoje poparcie na korzyść Michała Listkiewicza w zamian za funcję wiceprezesa ds. marketingu. Akurat zbiegło się to w czasie z pierwszym od 1986 roku awansem reprezentacji Polski do finałów mistrzostw świata, więc jemu przypadły wszystkie zasługi wynikające z faktu pojawienia się przy kadrze Jerzego Engela zastępu sponsorów. Potem jednak Boniek zapragnął raz jeszcze spróbować trenerskiego chleba i został selekcjonerem kadry biało-czerwonych, ale szybko jednak z tej posady zrezygnował. Stanowiska wiceprezesa mu już jednak Liskiewicz nie przywrócił, za co wiele lat później, gdy Boniek już władzę zdobył, zapłacił banicją ze struktur PZPN. Potem Boniek raz jeszcze podjął próbę zdobycia władzy w 2008 roku, ale przegrał wtedy z Grzegorzem Lato. Dopiero w 2012 roku piłkarskie środowisko uznało, że tylko Boniek będzie w stanie zmienić wizerunek PZPN i oddało mu pełnię władzy, choć wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że słynny „Zibi” wprowadzi dyktatorskie rządy.
Na co mu ten Komitet?
Trzeba uczciwie przyznać,e pod rządami Bońka PZPN z czarnej owcy polskiego sportu przeobraził się w organizacje stawianą innym za wzór. Niestety, mimo niewątpliwych zasług dla piłkarskiej społeczności, która wreszcie może spokojnie korzystać z prosperity i korzystać z uroków życia pełnymi garściami, owa społeczność w swej znakomitej większości już nie może doczekać się końca drugiej kadencji Bońka i jego odejścia w cień. A tego właśnie obecny prezes bardzo nie chce, bo szkoda mu będzie wygodnego i wolnego od trosk finansowych życia na koszt PZPN. Oczywiście może namaścić jakiegoś godnego zaufania następcę i przy jego boku zapewnić sobie posadę wiceprezesa od czegoś tam, ale w piłkarskim światku sojusze są nietrwałe, a wdzięczność ludzka bardzo ograniczona. Dlatego potrzebuje być w Komitecie Wykonawczym UEFA, bo to zagwarantuje mu nie tylko lojalność pozostawionych w Warszawie następców, ale też otworzy przed nim zupełnie nowe perspektywy biznesowe.
Konkurenci do posady
Wybory do Komitetu Wyborczego odbędą się 5 kwietnia podczas kongresu UEFA w Helsinkach. Rywalizować będzie 12 działaczy, czterech z nich odpadnie. Każda z 54 federacji ma po jednym głosie w tajnym głosowaniu. Boniek ponoć ma poparcie ze strony Austrii, Czech, Liechtensteinu, Słowacji i Szwajcarii oraz części krajów skandynawskich. Czy to wystarczy w starciu z innymi kandydatami?. Oto z kim Bońkowi przyjdzie walczyć: John Delaney (dyrektor wykonawczy Irlandzkiej federacji piłkarskiej), David Gill (wiceprezes angielskie FA, członek Komitetu Wykonawczego UEFA), Elkan Mammedow (sekretarz generalny federacji piłkarskiej Azerbejdżanu), Karl-Erik Nilson (prezes szwedzkiej federacji), Servet Yardimici (wiceprezes tureckiej federacji), Michael van Praag (aktualny wiceprezydent UEFA), Reinhard Grindel (prezes niemieckiej federacji), Michele Uve (sekretarz generalny włoskiej federacji), Kieran O’Connor (wiceprezes walijskiej federacji), Siergiej Jegorow (prezes kazachskiego klubu Szachtior Karaganda), Marios Lefkarititis (Cypryjczyk, członek Komitetu Wykonawczego UEFA).