W piątek 1 września reprezentacja Polski zmierzy się w Kopenhadze z Danią w ramach eliminacji do mistrzostw świata w Rosji. Dla gospodarzy będzie to „mecz o życie”, bo tylko zwycięstwo pozwoli im zachować jeszcze szanse na awans do mundialu. Dlatego nawet Robert Lewandowski obawia się tej konfrontacji.
W ubiegłym roku biało-czerwoni pokonali Duńczyków na Stadionie Narodowym w Warszawie tylko 3:2, chociaż po hat-tricku Roberta Lewandowskiego prowadzili w 46. minucie już 3:0. Trzy minuty później Kamil Glik wbił gola samobójczego, a dwadzieścia minut później Yussuf Poulsen zdobył bramkę kontaktową. Duńczycy do ostatniego gwizdka mieli wyraźną przewagę, ale choć zaciekle dążyli do wyrównania szczęście tego dnia było po stronie wybrańców Adama Nawałki.
Nawet Bendtner jest groźny
Lewandowski najwyraźniej jednak dobrze zapamiętał starcie z „Duńskim dynamitem”, bo przed wylotem do Kopenhagi na spotkanie rewanżowe nie krył uznania dla klasy rywali. „Zdajemy sobie sprawę, że będzie to dla nas być może najtrudniejszy mecz w tych eliminacjach. Duński zespół zwłaszcza u siebie gra bardzo dobrze. Nie sugerujmy się miejscami naszych zespołów w rankingu FIFA. To, że zajmujemy piąte miejsce w rankingu FIFA, nie znaczy, że czujemy się piątą drużyną świata. Faworytem w tym momencie są Duńczycy” – stwierdził kapitan biało-czerwonych już na pierwszej konferencji prasowej podczas przedmeczowego zgrupowania.
Duński zespół to trudny przeciwnik. Trener Age Hareide ma do dyspozycji zawodników występujących na co dzień w zespołach z czołowych lig europejskich. W jego kadrze są graczy z Leicester City, Chelsea Londyn, Werderu Brema, FC Sevilla czy Borussii Moenchengladbach. Z ligi duńskiej Hareide powołał tylko dwóch zawodników – bramkarza Frederika Roennowa i Williama Kvista. W ostatniej chwili sięgnął też po jednego z najbardziej znanych duńskich piłkarzy ostatnich lat Niklasa Bendtnera. 29-letni napastnik zastąpił w kadrze kontuzjowanego zdobywcę bramki w Warszawie Yussufa Poulsena. „Nicklas wygląda dobrze. Podoba mi się to, co pokazuje na zgrupowaniu. Znam wielu ludzi w Rosenborgu, którzy także potwierdzają, że wrócił do wysokiej formy” – uzasadnił swoją decyzje norweski selekcjoner Duńczyków.
Dawny gwiazdor Arsenalu Londyn trochę spokorniał w surowych realiach Rosenborga Trondheim, więc pewnie nie będzie się publicznie dąsał, jeśli Hereide postawi w ataku na Nicolaia Jorgensena czy Andreasa Corneliusa, ale jeśli w piątek dostanie szansę choćby w końcówce meczu, może być przez swoją motywację do powrotu na szczyt piekielnie niebezpieczny. Największą gwiazdą w ekipie Hareide jest jednak obecnie Christian Eriksen z Tottenhamu Hotspur. W duńskiej drużynie znaczy mniej więcej tyle, ile w naszej Lewandowski.
Muszą wygrać ten mecz
„W pierwszym meczu z Polakami zaczęliśmy trochę naiwnie i zapłaciliśmy za to utrata trzech goli. Ale już w Warszawie mimo porażki to mój zespół znacznie dłużej utrzymywał się przy piłce niż rywale. Teraz musimy zniwelować walory Polaków i znaleźć równowagę między grą w ofensywie i defensywie. To jednak oczywiste, że grając u siebie będziemy musieli częściej atakować, bo naszym celem jest przecież zwycięstwo” – podkreśla selekcjoner duńskiej reprezentacji.
Najbliżsi rywale biało-czerwonych nie mają zresztą większego wyboru, bo są pod ścianą. Po sześciu kolejkach spotkań zajmują z dorobkiem 10 punktów trzecie miejsce w grupie E, tracąc do prowadzącej Polski sześć „oczek”, ale drugiej w tabeli Czarnogórze ustępują tylko gorszym bilansem bramkowym. Bezpośredni awans do przyszłorocznego mundialu zdobywa jednak tylko zwycięzca grupy, co oznacza, że Duńczycy muszą za wszelką cenę pokonać reprezentację Polski. W przypadku porażki a nawet remisu ich szanse na przegonienie biało-czerwonych w tabeli grupy E spadną praktycznie do zera.
Najlepszą obroną jest atak
Duńskie media podgrzewają atmosferę i wskazują słabe punkty drużyny Nawałki. Dziennik „Ekstra Bladet” zwraca uwagę, że nie wszyscy polscy piłkarze mogą być w pełni skupieni na reprezentacji, bo w ostatnich godzinach okienka transferowego liczą jeszcze o zmianę klubu. Jako przykład Wymieniają przede wszystkim Kamila Grosickiego, który marzy o powrocie do Premier League, ale też Łukasza Teodorczyka kuszonego przez tureckie kluby czy znanego im z duńskich boisk Kamila Wilczka, który stracił miejsce w podstawowym składzie Broendby Kopenhaga i chętnie zmieniłby pracodawcę.
Nasz zespół nie ma noża na gardle i może sobie pozwolić nawet na porażkę, byleby tylko w poniedziałek w Warszawie wygrał z Kazachstanem. Trzeba jednak wierzyć, że piłkarze wybrani przez Adama Nawałkę podejmą wałke z Duńczykami choćby po to, żeby ustanowić nowy rekord wszech czasów reprezentacji Polski w liczbie spotkań bez porażki. W tej chwili drużyna Nawałki ma na koncie trzynaście takich występów i dzieli sie pierwszym miejscem z ekipą Jerzego Engela. Jeśli w piątek nie przegra w Kopenhadze, Lewandowski i spółka zostaną samodzielnymi liderami, a na dodatek będą mogli jeszcze wyśrubować to osiągnięcie w poniedziałkowej potyczce z zespołem Kazachstanu.
Każda seria kiedyś się kończy, miejmy jednak nadziej, że w tym przypadku kadra Adama Nawałki pozostanie niepokonana do końca tych eliminacji. Po spotkaniach z Danią i Kazachstanem czekają ją jeszcze w październiku potyczka z Armenią na wyjeździe oraz rewanż z Czarnogórcami na Stadionie Narodowym.