PGE Vive przegrało półfinałowe starcie z Telkomem Veszprem trzema bramkami
Zaskakujące wyniki padły w półfinałowych meczach rozegranego w Kolonii Final Four Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych. PGE Vive Kielce przegrało z węgierskim Telkomem Veszprem 30:33, a faworyzowana FC Barcelona Lassa uległa macedońskiemu Vardarowi Skopje 27:29. W meczu o 3. miejsce kielecki zespół przegrał z „Dumą Katalonii” 35:40.
Szczypiorniści PGE Vive fatalnie rozpoczęli starcie w węgierskim zespołem. Trzy lata temu wygrali z Telkomem Veszprem w finale i wywalczyli swój jedyny jak do tej pory triumf w Lidze Mistrzów EHF, ale w tej chwili Madziarzy dysponują odrobinę mocniejszym składem. A na pewno bardziej doświadczonym. Zaczęli mecz nie tylko bez bojaźni wobec rywali, ale też nie byli onieśmieleni atmosferą i ogromem mogącej pomieścić 20 tysięcy widzów kolońskiej Lanxess Areny. Kielczanie nie potrafili przez pierwsze sześć minut ani razu pokonać bramkarza węgierskiej drużyny. W końcu jednak się jakoś pozbierali i zaczęli odrabiać różnicę czterech goli, a tuż przed przerwą doprowadzili do remisu 13:13.
Niestety, po wznowieniu gry w szeregi ekipy mistrzów Polski ponownie wkradł się chaos i zanim opanowali sytuację, znów przegrywali czterema trafieniami. Szczypiorniści Telkomu wyciągnęli jednak wnioski z pierwszej odsłony spotkania i tym razem nie pozwolili kielczanom na zniwelowanie tej przewagi. Kapitalne zawody rozgrywał zwłaszcza ich bramkarz Arpad Sterbik, który do przerwy zanotował osiem udanych interwencji po rzutach graczy PGE Vive – Kulesza, Cindricia, Jurkiewicza, Dujshebajeva, Janca z karnego, Karalioka, Jachlewskiego i Aginagalde’a. Miał jednak pecha, bo w 20 minucie wpadł na niego rozpędzony w kontrataku Marko Mamić i tak niefortunnie nadepnął go na stopę, że golkiper Telkomu musiał zejść z boiska. To poprawiło sytuację kieleckiego zespołu, bo zmiennik Sterbika, Roland Mikler, nie bronił już tak skutecznie i dzięki temu PGE Vive doprowadziło do remisu.
W drugiej połowie na parkiecie działy się dziwne rzeczy. W 39. minucie czerwoną kartkę za atak na twarz Władysława Kulesza dostał słoweński zawodnik Telkomu Blagotinsek. Niestety, chwilę potem dwie minuty kary dostał Alex Dujszebajew i kielczanie w ataku pozycyjnym decydowali się na wycofywanie bramkarza. Problem w tym, że trzykrotnie ten manewr zakończył się dla nich stratą bramki i na tablicy wyników z 18:18 zrobiło się 18:22. Osiem minut przed końcem spotkania zespół PGE Vive tracił jednak do rywali tylko jednego gola, za sprawą znakomitych akcji Luki Cindricia, który sam zdobył pięć kolejnych goli i na dodatek wypracował dwa rzuty karne. Dwa kapitalne gole dołożył Blaż Janc i było tylko 27:28 dla Veszprem. Węgierski zespół nie dał się jednak zdominować i na trzy minuty przed końcem meczu prowadził 31:28, a minute później 32:28. Ostatecznie spotkanie kielczanie przegrali 30:33 i w niedzielę zamiast walczyć o drugi w historii triumf w Lidze Mistrzów, czekało ich starcie o brązowy medal.
W ekipie PGE Vive panowało przekonanie, że o trzecie miejsce w turnieju zagrają z Vardarem Skopje, ale w sobotę wieczorem w Lanxess Arenie doszło do niebywałej sensacji. Uważana przez większość ekspertów za murowanego faworyta tegorocznego Final Four FC Barcelona Lassa nieoczekiwanie przegrała z mistrzem Macedonii Północnej 27:29. Porażka był tym bardziej nieoczekiwana, że szczypiorniści „Dumy Katalonii”, wśród których był reprezentant Polski Kamil Syprzak, schodzili na przerwę z przewagą siedmiu bramek (16:9). Trener Vardaru Roberto Garcia Parrondo zdołał jednak natchnąć swoich podopiecznych wolą walki i po zmianie stron role się odwróciły. Na parkiecie rządziła macedońska drużyna, która ostatecznie zwyciężyła wynikiem 29:27.
W meczu o 3. miejsce PGE Vive zagrało zatem z „Duma Katalonii”. Hiszpański zespół mimo rozczarowania porażką z Vardarem, nie odpuścił potyczki o brązowy medal i pokonał kielczan 40:35. Tym samym mistrz Polski zajął w Kolonii ostatnie, czwarte miejsce.