Jeszcze dwa miesiące temu Korea Północna groziła bojkotem zimowych igrzysk, ale w styczniu jej przywódca Kim Dzong Un zmienił zdanie i w Pjongczangu jej sportowcy wystąpią wspólnie z ekipą Korei Południowej.
Nagłe ocieplenie w relacjach między Północą a Południem zaczęło sie w połowie stycznia tego roku, kiedy to doszło do pierwszego od ponad dwóch lat spotkania delegacji obu Korei w miejscowości Panmundżom w strefie zdemilitaryzowanej. Widocznym efektem wznowionych negocjacji była decyzja o wystawieniu wspólnej reprezentacji na zimowe igrzyska. W Pjongczangu wystąpi 22 sportowców z Korei Północnej. Będą rywalizowali w łyżwiarstwie figurowym, short tracku, narciarstwie alpejskim i biegowym oraz hokeju na lodzie. Reprezentanci obydwu krajów podczas ceremonii otwarcia igrzysk będą maszerować podczas prezentacji pod flagą zjednoczonej Korei.
Tuż przed rozpoczęciem igrzysk liczba przybyszy z Północy zaczęła jednak lawinowo rosnąć. W Pjongczangu pojawiła się liczący ponad dwieście dziewcząt zespół tancerek oraz wieloosobowa orkiestra dęta, ale największą niespodzianką była zapowiedź przybycia na ceremonię otwarcia igrzysk oficjalnej 22-osobowej delegacji polityków z Korei Północnej. Na jej czele ma stanąć przewodniczący Prezydium Najwyższego Zgromadzenia Ludowego Kim Yong Nam, ale nie on będzie w niej najważniejszą personą, tylko Kim Jo Dzong, siostra Kim Dzong Una, którą uważa się za drugą de facto osobę we władzach Korei Północnej. Potwierdza to informacja, że w sobotę ma się z nią spotkać prezydent Korei Południowej Mun Dze In.
Służby prasowe Korei Północnej posłały jednak też w świat wiadomość, że delegacja olimpijska nie ma w planach spotkania z przedstawicielami USA.