Żeby dostawać sportową emeryturę, trzeba zdobyć medal na olimpiadzie, paraolimpiadzie albo igrzyskach głuchych. Świadczenie przysługuje już po ukończeniu 40 lat.
Medalista olimpijski może liczyć na sportową emeryturę po ukończeniu 40 lat, ale żeby ją otrzymać nie może być czynnym sportowcem. Musi też mieć polskie obywatelstwo i mieszkać w Polsce lub na terenie innych krajów UE. Jeśli zostanie skazany prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo, świadczenia zostaną mu odebrane. Emerytura olimpijska wynosi obecnie 2623,38 zł, ale na rękę, bo została za rządów PiS zwolniona z podatku dochodowego. Dla byłych sportowców przyzwyczajonych do znacznie wyższych apanaży takie „drobne pieniądze” są zbyt drobne i zewsząd z tego środowiska dochodzą jęki o podwyżkę. Ale ciche, żeby nie wkurzać tzw. zwykłych obywateli, bo przecież większość polskich emerytów chciałaby dostawać takie pieniądze.
Według danych sprzed dwóch lat sportowe emerytury pobierało 266 medalistów igrzysk olimpijskich, 241 paraolimpijczyków i 61 medalistów zawodów Przyjaźń 84 (to zawody, które zorganizowano, kiedy państwa bloku wschodniego zbojkotowały igrzyska w Los Angeles w odwecie za bojkot igrzysk Moskwa 80). Łącznie, na świadczenia dla tej grupy emerytów ministerstwo sportu wydało około 16 mln złotych. Nie budziłoby to kontrowersji gdyby nie fakt, że sportowcy coraz więcej zarabiają, a igrzyska olimpijskie coraz częściej są przez nich traktowane jako kolejne zawody, zresztą w ich opinie wcale nie najlepiej opłacane. I to trochę boli…