8 listopada 2024

loader

Emocje sięgają zenitu

Przedostatnia kolejka nie rozstrzygnęła walki o mistrzowski tytuł. Czołowy kwartet w komplecie wygrał swoje mecze i utrzymał w tabeli status quo. W grupie spadkowej też jest gorąco, bo zdegradowany już Ruch Chorzów żąda powtórki meczu z Arką Gdynia.

Wydarzenia w 36. kolejce zdominował skandaliczny błąd sędziego Tomasza Musiała, który w meczu Arki Gdynia z Ruchem Chorzów (1:1) uznał wyrównującą bramkę dla gdynian zdobytą ręka przez Rafała Siemaszkę. Po tym remisie „Niebiescy” stracili definitywnie szanse na utrzymanie w ekstraklasie. Szef Kolegium Sędziów Zbigniew Przesmycki nie zamierza jednak karać swojego człowieka. „Czy Musiał pił w sobotę wieczorem, albo czy ktoś widział go u bukmachera, jak obstawia wynik meczu? Oczywiście, że nie, a błędy zdarzają się najlepszym. Owszem, nie zauważył ewidentnej ręki, to nawet nie podlega dyskusji. Ale analizując miejsce na boisku, w którym się akurat znajdował przy strzale Siemaszki to już nie jest takie oczywiste. Również arbiter liniowy miał zasłonięte pole widzenia przez wbiegającego na tzw. krótki słupek obrońcę Ruchu” – tłumaczył w mediach Przesmycki. I od razu jasno dawał do zrozumienia, że nie przewiduje żadnej kary dla krakowskiego arbitra. „A jakie konsekwencje są wyciągane wobec zawodników, którzy zawalają mecze swoich drużyn? Tomek ma za sobą bardzo dobry sezon, wciąż się rozwija i jest ceniony przez zawodników. Nie zobaczył oczywistej sytuacji, którą powinien był widzieć, ale takie rzeczy, jak pokazuje życie, zdarzają się nawet najlepszym” – twardo przekonuje Przesmycki.

W Chorzowie chcą powtórki

Jego argumenty nie przekonały jednak działaczy Ruchu, bo chorzowski klub powołując się na art. 17 Regulaminu Rozgrywek Piłkarskich o Mistrzostwo Ekstraklasy złożył oficjalny protest do Komisji Ligi. „Niebiescy” domagają się anulowania wyniku spotkania z Arką i żądają powtórzenia meczu w najbliższym możliwym terminie. Ich protest nic nie da, co dość jednoznacznie zdążył już w mediach ocenić prezes PZPN Zbigniew Boniek. „Nie rozumiem, dlaczego piszą do PZPN?. To strata czasu. Rozgrywki prowadzi Ekstraklasa SA. PZPN zapewnia obsadę sędziowską, nadzoruje ligę, ale rozgrywkami zarządza Ekstraklasa. Gdyby Ruch po meczu z Arką się umówił i wspólnie napisali do Ekstraklasy w tym duchu: Jest nam przykro, bo sędzia się pomylił uważamy, że należy spotkanie powtórzyć, to być może Ekstraklasa by na to przystała. PZPN nic do tego nie ma. Taki powtórnie rozegrany mecz byłby może nawet dobrym przykładem, tylko uwaga: co by było, gdyby w 90. minucie sędzia przegapił rzut karny? Też powtarzamy mecz? Nie dajmy się zwariować. Rozumiem rozgoryczenie Ruchu, bo stracił bramkę, która nie powinna zostać uznana. Stało się, jest wszystkim bardzo przykro. Gdyby Ruch z Arką wspólnie wystąpiły do Komisji Ligi o powtórne rozegranie meczu, to PZPN może to tylko przyjąć do wiadomości. Na dłuższą metę nie jest to jednak żadne rozwiązanie, bo mecz Legia – Lech, w którym Hamalainen strzelił bramkę ze spalonego, też powinien zostać powtórzony. Takich spotkań byłoby więcej, a zatem powtórki to nie jest właściwa droga” – zapewnia Boniek.
Ta sprawa szybko się jednak nie skończy, a całkiem niewykluczone, że po ostatniej kolejce pojawią się w niej nowe wątki, bo w strefie spadkowej szanse na utrzymanie w ekstraklasie mają jeszcze Górnik Łęczna i Arka Gdynia, a że jeden z tych zespołów będzie musiał dołączyć do Ruchu Chorzów, na pewno kontrowersji nie zabraknie.

Kto wyląduje poza podium?

W grupie mistrzowskiej niezadowolonych będzie więcej, bo przecież przed ostatnią kolejką szanse na mistrzostwo wciąż mają cztery zespoły – Legia, Jagiellonia, Lech i Lechia, a przecie tytuł może zdobyć tylko jeden z nich. W trzech klubach nastroje będą więc fatalne, a w jednym, tym który zajmie ostatecznie czwarte miejsce – wręcz wisielcze, bo ta lokata w tym sezonie nie zapewnia gry w kwalifikacjach Ligi Europy. Winowajcami tego niekorzystnego układu są gracze Lecha, którzy mogli zwolnić miejsce gdyby wygrali w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia. Ale przegrali i teraz muszą walczyć ze wszystkich sił, żeby ten sezon nie zakończył się dla klubu katastrofą.
W ekipie „Kolejorza” nie dzieje się jednak ostatnio najlepiej. Trener Nenad Bjelica ma poważny problem, bo jego personalne wybory znacząco rozmijają się z sugestiami zgłaszanymi mu przez starszyznę drużyny. Ponoć przed meczem z Wisłą Kraków (2:1) w szatni Lecha doszło do karczemnej awantury między chorwackim szkoleniowcem a kapitanem zespołu Łukaszem Trałką, który zbyt emocjonalnie domagał się wstawienia do podstawowego składu najskuteczniejszego strzelca zespołu Marcina Robaka oraz skrzydłowego Szymona Pawłowskiego. Bjelica nie ugiął się jednak przed dyktatem weteranów i awanturującego się Trałke pozbawił nie tylko kapitańskiej opaski, ale posadził go na ławce rezerwowych w towarzystwie Robaka i Pawłowskiego. Jak wieść niesie szkoleniowiec w tym sporze ma poparcie większości graczy „Kolejorza”, a także władz klubu, co w praktyce oznacza, że skonfliktowany z nim tercet rutyniarzy latem będzie musiał poszuka sobie innego pracodawcy. Chyba że Lech zajmie czwarte miejsce. Bo po takiej „wtopie” to być może Bjelica będzie musiał odejść.

trybuna.info

Poprzedni

Po blamażu na Torwarze

Następny

Szczególny obraz świata „Gazety Wyborczej”