8 listopada 2024

loader

Falstarty Lecha i Legii

Ze zmiennym szczęściem rozpoczął rozgrywki ekstraklasy nasz pucharowy kwartet. Legia przegrała w Zabrzu z Górnikiem 1:3, a Lech ledwie zremisował z Sandecją 0:0. Lepiej wypadły Arka i Jagiellonia, które wygrały swoje mecze.

Po niespodziewanej porażce w pierwszym ligowym meczu z Górnikiem Zabrze w obozie legionistów nastroje były podłe, ale bez objawów paniki. „Czasem jedna porażka, jeśli wyciągnie się z niej odpowiednie wnioski, więcej może nauczyć drużynę niż pięć wygranych z rzędu” – skwitował sprawę trener „Wojskowych” Jacek Magiera. Na wnikliwe analizy nie ma czasu, bo już w środę jego zespół zagra rewanżowe spotkanie w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z fińskim IFK Mariehamn.

Lekki niepokój na Łazienkowskiej

Legioniści są pewniakami do awansu, bo w pierwszym meczu wygrali z mistrzem Finlandii 3:0, ale łatwość z jaką ograła ich młoda i niedoświadczona drużyna z Zabrza, mająca w składzie trzech młodzieżowców i ośmiu debiutantów w ekstraklasie, mimo wszystko zasiała w ich sercach lekki niepokój. Głównie w kontekście kolejnych spotkań czekających ich w drodze do wymarzonej Ligi Mistrzów, a wszystko wskazuje, że następnym rywalem Legii będzie mistrz Kazachstanu FK Astana. „Musimy wyciągnąć wnioski z przegranego spotkania w Zabrzu. To oczywiste, że jesteśmy rozczarowani tą porażką, bo nie tak chcieliśmy rozpocząć ligowe rozgrywki. Przed meczem w Zabrzu wiedzieliśmy, że rywale będą szukać szczęścia w szybkich kontratakach i ze stałych fragmentów gry, ale pokpiliśmy sprawę przez brak koncentracji, bo przecież straciliśmy bramki właśnie po takich akcjach przeciwników. A przegrywając 0:3 trudno już odmienić losy meczu, zwłaszcza jak się ma w głowie myśl, że za kilka dni trzeba będzie być może wypruć żyły w ważniejszym meczu. W drugiej połowie mieliśmy jednak bramkowe sytuacje, sam nie wykorzystałem dwóch. Po prostu zabrakło szczęścia, ale na pewno nie zagraliśmy w Zabrzu tak, jak powinniśmy” – przyznał szczerze fiński napastnik „Wojskowych” Kasper Hamalainen.
Honorowego gola dla Legii strzelił w Zabrzu pozyskany latem albański napastnik Armando Sadiku i być może to właśnie ten piłkarz rozwiąże nękający Legię od dawna problem z obsadą linii ataku. Na testy medyczne do Warszawy szefowie stołecznego klubu zaprosili 27-letniego Włocha z Juventusu Turyn Cristiana Pasquato. To środkowy pomocnik, który ma w ekipie Jacka Magiery zastąpić sprzedanego do Olympiakosu Pireus Belga Vadisa Odjidję-Ofoe. Na razie trudno przewidzieć czy zastąpi, bo choć w jego CV ma wpisaną przynależność do Juventusu, to w pierwszej drużynie mistrzów Włoch rozegrał jednak zaledwie jeden mecz, a przez większość kariery przebywał na wypożyczeniach m.in. w Lecce, Torino, Udinese, Modenie, Pescarze i rosyjskim Krylja Sowietow Samara. Ponoć to pracowity i skromny człowiek, nawet utalentowany, a w zrobieniu większej kariery przeszkodził mu brak wiary w siebie. Oby tę wiarę odnalazł na Łazienkowskiej. W drugą stronę do Turynu powędrował z Legii 17-letni chorwacki napastnik Sandro Kulenović, ale będzie trenował nie z pierwszą drużyną „Starej Damy”,, tylko w jej juniorskich zespołach. Widać jednak ktoś w Juventusie dostrzegł w tym młodym zawodniku coś, czego nie dostrzegli trenerzy warszawskiej Legii.

Samokrytyczny Nenad Bjelica

Piłkarze Lecha nie zachwycili w dwóch ostatnich meczach, bo przegrali 2:3 w kwalifikacjach Ligi Europy z norweskim FK Haugesund, a w niedzielę w pierwszej w tym sezonie ligowej potyczce ledwie bezbramkowo zremisowali z beniaminkiem ekstraklasy Sandecja Nowy Sącz. Na Bułgarskiej natychmiast zrobiło się nerwowo, co dało się wyczuć w wypowiedziach chorwackiego trenera lechitów Nenada Bjelicy. „Wiem, że w Lechu wszystko musi być perfekcyjne na dziś, na jutro. Ale nie da się przygotować drużyny w jeden tydzień, może potrafią to Ancelotti lub Mourinho, ja jednak przygotowuję zespół na cały rok i moi piłkarze nie mogą być w optymalnej formie już w czwartym tygodniu przygotowań, bo później będą mieli problemy. Z Sandecją zaczęliśmy niedobrze, graliśmy za wolno, ale potem było już dużo lepiej i moja drużyna miała wyraźną przewagę. Tylko co z tego? Jak nie strzelasz goli, to nie wygrywasz meczów” – narzekał Bjelica na pomeczowej konferencji. Zapewnił jednak, że to przejściowy stan, bo za tydzień, dwa jego podopieczni zaczną grać lepszy futbol. Problem w tym, że będąc w słabszej dyspozycji lechici muszą odrobić straty z pierwszego meczu z FK Haugesund. Kibice im nie darują, jeśli tego nie zrobią.

Spokój w Gdyni i Białymstoku

Takich napięć nie ma jak na razie w ekipach Arki Gdynia i Jagiellonii Białystok. Gdynianie zaczęli ligowy sezon od zwycięstwa, pokonując u siebie Śląsk Wrocław 2:0. Oba kluby są mocno wspierane finansowo z miejskich budżetów, ale to chyba wszystkie podobieństwa między nimi. Forma piłkarzy Arki jest obiecująca w kontekście czekających ich wkrótce potyczek w Lidze Europy, prawdopodobnie z duńskim FC Midtjylland (wygrał pierwszy mecz na wyjeździe z Ferencvarosem 4:2). Nie powinniśmy też chyba obawiać się o postawę graczy Jagiellonii, bo wygrywając w Niecieczy z Bruk-Betem pokazali, że stać ich na wyeliminowanie azerskiego FK Qabala, z którym na wyjeździe zremisowali 1:1.

trybuna.info

Poprzedni

Kubot balował z Federerem

Następny

Współczesność „Bez dogmatu”