Rywalizujący w klasie lekkich pojazdów SSV (UTV) Marek Goczał wygrał drugi etap Rajdu Dakar. „To był bardzo długi dzień” – powiedział zwycięzca na mecie odcinka w Aluli. Z kolei Jakub Przygoński (Mini) stracił do zwycięzcy Katarczyka Nassera Al-Attiyaha (Toyota) ponad sześć godzin i praktycznie nie ma już szans, aby walczyć o czołową lokatę na mecie imprezy.
Cieszę się, że jesteśmy bezpiecznie na mecie, bo to był bardzo trudny dzień – chyba najdłuższy dzień w naszej przygodzie z Dakarem. Dawno nie widziałem, żeby tyle samochodów stało na odcinku. Ta próba wywróciła klasyfikację generalną do góry nogami. Nam udało się przejechać ten oes bez większych problemów. Jechaliśmy dzisiaj bardzo ostrożnie” – podkreślił Marek Goczał.
Drugi etap prowadził z Sea Camp do Al-Ula i liczył 589 kilometrów, z czego 430 kilometrów stanowił odcinek specjalny – w większości górzysty i kamienisty.
„To był dopiero mój drugi dakarowy odcinek, ale myślę, że wszyscy – nawet ci bardziej doświadczeni zawodnicy – mogą powiedzieć, że to był taki prawdziwy, dakarowy odcinek z krwi i kości. To była na pewno najdłuższa i najtrudniejsza próba w moim życiu. Teren był różnorodny – cały czas mieliśmy różne rodzaje i wielkości kamieni. Już na 12. kilometrze wyprzedzała nas jedna z Toyot z wyższej klasy. Chcieliśmy zjechać, zrobić jej miejsce i wtedy przebiliśmy dwa koła. Nie mieliśmy więcej zapasowych, więc musieliśmy uważać. Teraz pora trochę się schować i później znowu zaatakujemy” – podsumował syn Marka, Eryk Goczał, który stracił do ojca 24.18 i w klasyfikacji generalnej spadł na czwarte miejsce.
„Koszmarnie trudny odcinek za nami. Zaraz po starcie złapaliśmy od razu dwa kapcie. Miałem ogromne problemy z opanowaniem samochodu, po chwili okazało się, że mamy problemy z drążkiem kierowniczym i to on powoduje całe to zamieszanie. Naprawiliśmy samochód dopiero za strefą tankowania. Przez ponad 200 kilometrów musieliśmy uważać na kamienie, jechaliśmy z małymi prędkościami, a i tak było bardzo trudno. Etap kończyliśmy już całkowicie po ciemku, bez świateł. Niesamowita historia… ale jesteśmy na mecie, a strata nie jest bardzo duża. Jutro walczymy dalej” – skomentował Michał Goczał, młodszy brat Marka, do którego stracił blisko 35 minut.
Z powodu upadku i kontuzji barku musiał się wycofać motocyklista Maciej Giemza.
Problemy na trasie nie ominęły także jadącego samochodem Mini Jakuba Przygońskiego, który stracił do zwycięzcy etapu Katarczyka Nassera Al-Attiyaha ponad sześć godzin i praktycznie nie ma już szans, aby walczyć o czołową lokatę na mecie imprezy.
„Mieliśmy dużo awarii, co chwilę przecinaliśmy opony. Cały czas pracowaliśmy, ale 200 kilometrów przed metą już nie mogliśmy dalej jechać i musieliśmy poczekać pięć godzin na ciężarówkę serwisową. Walka o podium się dla nas zakończyła, ale jedziemy dalej. Musimy się odbudować psychicznie, żeby ciągle zdobywać doświadczenie” – powiedział Przygoński.
We wtorek uczestnicy Dakaru pokonali trasę z Aluli do Hail (669,15 km/447 km). Ten odcinek zakończył się po zamknięciu tego wydania Dziennika Trybuny.
BN