Ostro krytykowanemu w Niemczech po meczach półfinałowych z Realem Madryt w Lidze Mistrzów Robertowi Lewandowskiemu puściły nerwy.
Bayern przegrał w Realem Madryt rywalizację o awans do finału Ligi Mistrzów, więc w tym sezonie bawarski potentat ma do zdobycia już tylko jedno trofeum – Puchar Niemiec, bo mistrzostwo ligi zapewnił sobie już dawno temu. Finałowa potyczka o Puchar Niemiec z Eintrachtem Frankfurt odbędzie się jednak dopiero 19 maja, nie było zatem żadnego powodu, żeby trener Bayernu Jupp Heynckes musiał oszczędzać Lewandowskiego. Zwłaszcza, że on chciał grać, bo chociaż tytuł króla strzelców ma już od dawna w kieszeni, to zależy mu na przekroczeniu granicy 30 goli, po raz trzeci odkąd gra w Bundeslidze. A to byłby historyczny wyczyn dorównujący osiągnięciu legendarnego Gerda Muellera, który także trzykrotnie przekroczył barierę 30 trafień w sezonie. Poza tym Lewandowski wciąż liczy się jeszcze w rywalizacji o „Złotego Buta”. W tym wyścigu ze swoimi 29. trafieniami jest trzeci, za Leo Messim (32) i Mohamedem Salahem (31), ale jak ma ich dogonić, skoro Heynckes nie daje mu grać. Nic dziwnego, że nie podał mu ręki schodząc z boiska w meczu z FC Koeln. Miał prawo strzelić focha.