2 grudnia 2024

loader

Kompromitacja ma twarz Lewandowskiego?

fot. PZPN

Reprezentacja Polski przegrała w Kiszyniowie z Mołdawią 2:3 w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy, chociaż do przerwy prowadziła 2:0. Po meczu przed kamerami kajali się Jan Bednarek i Piotr Zieliński. Na konferencji gęsto tłumaczył się Fernando Santos. Pytanie gdzie był kapitan kadry Robert Lewandowski?

Podopieczni Fernando Santosa przystąpili do wtorkowego meczu w świetnych nastrojach, po zwycięstwie 1:0 w piątek w Warszawie w towarzyskim meczu z Niemcami. Gra Biało-Czerwonych w tym spotkaniu była fatalna. Ale wszyscy zgodnie powtarzali „wynik idzie w świat”. Bo prócz wyniku, podczas tego spotkania nie zgadzało się prawie nic. Niemcy prowadzili grę, zamknęli Polaków na ich połowie. Nie umieli jednak „zamknąć” żadnej akcji. Trzeba też oddać, że Wojciech Szczęsny był w tym meczu bezbłędny. W drugiej połowie z Mołdawią wypadł bardzo słabo. Ale po kolei.

Fernando Santos zjadł zęby na piłce i widział, jak wyglądał mecz z naszymi zachodnimi sąsiadami. Dlatego przestrzegał przed lekceważeniem spotkania w Kiszyniowie.  „Mołdawia będzie się bronić, zamykać wolne strefy na boisku. A my będziemy musieli znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Nie możemy pozwolić na to, żeby przeciwnicy nas skontrowali” – podkreślał Portugalczyk.

W pierwszej połowie meczu wszystko szło według planu. Polacy zdążyli strzelić dwie bramki. W tym czasie Mołdawianie nie zdołali podejść pod bramkę strzeżoną przez Wojciecha Szczęsnego. W zwycięstwo Mołdawian wiary nie dawali też bukmacherzy. Kurs na Polskę wahał się między 1.20 (Fortuna) do 1.22 (SUPERBET). Wygrana Mołdawii była premiowana kursem 13-14 do 1.

Ale druga połowa meczu przeszła do historii jako absolutna kompromitacja polskiej kadry. Wynik spotkania jest jednym z najbardziej wstydliwych w historii, biorąc pod uwagę lokaty Polaków i ich rywala w rankingu FIFA. Mołdawianie po meczu awansowali ze 171. miejsca na 163. Polacy spadli z 23 na 26 pozycję. „Słyszałem, że byli tacy, którzy przy stanie 2:0 dla Polski odpuścili dalsze oglądanie, a rano dowiedzieli się o przegranej. Trudno to wyjaśnić komuś, kto widział tylko pierwszą połowę” – podsumował ten blamaż Jan Urban trener Górnika Zabrze.

Zieliński i Bednarek

Po meczu odwagę, by powiedzieć kilka słów, miał winny straty pierwszego gola Piotr Zieliński. „Źle przyjąłem piłkę. Później chciałem ratować, ale nie udało się. Wcześniej Mołdawia nie miała za wiele do powiedzenia. Czekali na ten moment, który im sprezentowałem” – wyjaśnił pomocnik w rozmowie z reporterem TVP. „Rozmawialiśmy o tym, żeby być skoncentrowanym, bo to jeszcze nie koniec. Niestety zbyt łagodnie do tego podszedłem. Zanotowałem fatalną stratę. Rywale złapali wiatr w żagle. Jesteśmy zdruzgotani. Przykra sprawa. Jeszcze nie doświadczyłem czegoś takiego.” – dodał.

Wtórował mu Jan Bednarek. „Chcieliśmy zagrać drugą połowę na stojąco. Myśleliśmy, że ten mecz dogra się sam do końca – jeszcze 45 minut i jedziemy na wakacje. Natomiast przeciwnik był głodny zwycięstwa i strzelił nam trzy gole, co jest nie do zaakceptowania. Każdy z nas musi spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie kilka gorzkich słów. To nasza wina” – powiedział obrońca Southampton, dla którego mecz z Mołdawią był 50. występem w kadrze.

Do Zielińskiego przylgnęła już dawno (i słusznie) łatka zawodnika, który w Napoli gra fenomenalnie. Ale gdy tylko zakłada trykot z polskim herbem – nogi odmawiają mu posłuszeństwa.  Bednarek sam chyba nie wie jak to zleciało? 50. meczów w kadrze. Niedługo trafi do klubu wybitnego reprezentanta – mimo, że do wybitnego poziomu potrzebowałby drabinę albo dźwigu z podnośnikiem.

Ale brawo, że ci dwaj panowie mieli jaja wyjść, powiedzieć kilka słów i przeprosić. 

Wielki piłkarz, żaden kapitan

Zieliński i Bednarek mogą uczyć takiego zachowania „kapitana” kadry. Bo Robert Lewandowski po raz kolejny pokazał, że nie nadaje się na lidera. Żaden z niego kapitan. I wie to każdy trener, który nie dał mu tej opaski. Czy nawet nie rozważał jego kandydatury. Tak było i jest kolejno: w Lechu, Bayernie i Barcelonie. 

Niestety Robert dostał ją w kadrze pod nieobecność prawdziwego lidera – Jakuba Błaszczykowskiego. I już nie oddał. I w czasie swojego „panowania” zdążył zwolnić swoim słynnym już ośmiosekundowym milczeniem Jerzego Brzęczka. Nie był też zadowolony z taktyki, jaką na czas mistrzostw świata w Katarze obrał Czesław Michniewicz. Jego udział w aferze premiowej też nie jest tajemnicą.  „Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami” – podsumował Łukasz Skorupski w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego. 

Krzysztof Stanowski wyjaśnił, że kadrowicze nie chcieli rozmawiać właśnie z Lewandowskim.  „Wydaje mi się, że mógłby powiedzieć (Skorupski – przyp. red.), z którymi piłkarzami niektórzy tak bardzo nie chcieli rozmawiać i powiedzieć, że chodziło o… Roberta Lewandowskiego. On chciał tę premię dzielić w ten sposób, żeby najwięcej pieniędzy przypadło zawodnikom, którzy grają w podstawowej jedenastce, a nie tym którzy nie grają”.

Lewandowski genialnym piłkarzem jest. I kropka. Ale jego zdolności „scalania zespołu”, bycia liderem, kimś, kto w kluczowych i często trudnych momentach dźwiga na barkach odpowiedzialność to nieporozumienie. On tych umiejętności po prostu nie ma. Niestety kibice i dziennikarze zdają się tego nie dostrzegać. Wizerunek RL9 jest niemal nieskazitelny. To zjawisko świetnie podsumował Jerzy Brzęczek.

„O zasługach Roberta nie musimy mówić, ale powinniśmy zdać sobie sprawę, że Robert nie jest sam na boisku. Jest jedenastu zawodników plus ci wszyscy, którzy są bardzo ważni na ławce i na trybunach. Nie wiem, czy niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ale gdy wygrywamy, to jest „brawo Robert”, a gdy przegrywamy, to zawsze drużyna i selekcjoner są nie tak. Myślę, że to dla pozostałej grupy nie jest zbyt zachęcające i pozytywne.

Po porażce z Macedonią Polska spadła na czwartą pozycję w grupie E. Po trzech meczach ma trzy punkty. Prowadzą Czechy – 7, przed Albanią – 6 i Mołdawią – 5. Wtorkowy rywal biało-czerwonych rozegrał jednak o jedno spotkanie więcej.

Bartłomiej Nowak

Poprzedni

Życie z porfirią

Następny

Spy’s playground – od Chillonu do Miłobędzkiej