Trener Legii Besnik Hasi przed rewanżową potyczką z FC Dundalk o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów dał odpocząć aż dziesięciu piłkarzom z podstawowego składu. Ich zmiennicy nie poradzili sobie jednak z Arką Gdynia.
Zespół mistrza Polski, choć w mocno rezerwowym składzie, miał na boisku znacznie więcej zawodników o uznanych nazwiskach niż rywale, ale najwyraźniej dla tych graczy rola dublerów wyznaczonych przez trenera do walki o ligowe punkty jest uwłaczająca. Innego tłumaczenia beznadziejnej gry legionistów w przegranym 1:3 meczu z Arką chyba nie ma, bo przecież żaden z nich nie może być jeszcze zmęczony sezonem. A trenują przecież tak samo jak ich koledzy, którzy w minioną środę w Dublinie wygrali z FC Dundalk 2:0 i przybliżyli warszawski klub do wymarzonego awansu do elitarnej Champions League.
Po meczu nerwy puściły nie tylko albańskiemu trenerowi legionistów, ale co gorsze dla piłkarzy także prezesowi klubu Bogusławowi Leśnodorskiemu, który na Twitterze napisał: „Kilku piłkarzy nie może grać już w tej drużynie”.
Trener Hasi do walki z Arką wystawił taki oto skład: Arkadiusz Malarz – Mateusz Wieteska, Maciej Dąbrowski, Jakub Rzeźniczak (46. Guilherme) – Michaił Aleksandrow, Michał Kopczyński, Stojan Vranjes (68. Vadis Odjidja-Ofoe), Kasper Hamalainen, Tomasz Brzyski – Jarosław Niezgoda (75. Sebastian Szymański), Aleksandar Prijović. Najgorsze recenzje w tym towarzystwie zebrali Rzeźniczak, Vranjes i Brzyski i było pewne, że w celach wychowawczych szefowie klubu rzucą ich na stos. Zwłaszcza Rzeźniczak na to zasłużył, bo zawalił pierwszą bramkę i grał potem tak beznadziejnie, że po przerwie już na boisku się nie pojawił. Pretensje do niego są zasadne, bo takiemu doświadczonemu piłkarzowi takie wpadki nie mogą się zdarzać.
Za Rzeźniczaka wszedł na boiska wracający do po kontuzji Guilherme i ta zmiana najlepiej pokazuje, jak bardzo zdesperowany był Hasi. Przed meczem albański szkoleniowiec twierdził, że nie będzie chciał ryzykować odnowienia kontuzji u Brazylijczyka, chyba że sytuacja go do tego zmusi.
Jeśli we wtorek legioniści, już w swoim najsilniejszym składzie, nie roztrwonią dwubramkowej zaliczki z Dublina i awansują do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a nikt czarnego scenariusza przecież nie zakłada, przez całą jesień stołeczny zespół będzie musiał godzić występy w europejskiej elicie z walką o ligowe punkty w ekstraklasie.
Polskie zespoły klubowe mają od lat problem z pogodzeniem tych obowiązków. Może Legii jako pierwszej uda się ta sztuka? Piłkarzy ma dosyć, może rzeczywiście wystarczy ich tylko odpowiednio zmotywować?