’@EmreliMahir – Twitter
Piłkarze Legii mają teraz huk roboty. W minioną środę wygrali w Lidze Europy ze Spartakiem Moskwa, w niedzielę u siebie pokonali Górnika Łęczna w 8. kolejce ekstraklasy, a w środę w Suwałkach zagrają w I rundzie Pucharu Polski, w sobotę 25 września u siebie zagrają z Rakowem Częstochowa w 9. kolejce ekstraklasy, 30 września także u siebie w 2. rundzie LE zmierzą się z Leicester City, a maraton meczowy zakończą 3 października wyjazdowym spotkaniem z Lechią Gdańsk w 10. kolejce ekstraklasy.
Legia po raz pierwszy od lat w tej części sezonu musi grać na trzech frontach, bo jako jedyny polski zespół zakwalifikowała się do fazy grupowej europejskich pucharów. Na Ligę Mistrzów mocy nie starczyło, ale rywalizacja w drugich co do znaczenia rozgrywkach na naszym kontynencie, w Lidze Europy, jest bez wątpienia znaczącym osiągnięciem. Trener warszawskiej drużyny Czesław Michniewicz nadwyrężył mocno swoje relacje z właścicielem klubu Dariuszem Mioduskim upominając się o wzmocnienia kadry, ale per saldo to mu się opłaciło, bo pozyskani pod koniec sierpnia Kosowianin Lirim Kastrati i Ukrainiec Igor Charatin, za których w sumie „Wojskowi” zapłacili ponad dwa miliony euro, okazali się wartościowymi nabytkami. Z tej dwójki szybciej zaczął się spłacać reprezentant Kosowa, bo zdobyta przez niego bramka dała Legii wygraną w wyjazdowym spotkaniu Ligi Europy ze Spartakiem Moskwa (1:0), a co za tym idzie także premię finansową od UEFA za zwycięstwo w wysokości 630 tys. euro.
Michniewicz dysponuje więc w tej chwili wystarczająco liczną grupą zawodników, żeby rotować składem i nie eksploatować ponad miarę najlepszych graczy. W meczu ze Spartakiem zagrali: Artur Boruc – Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Maik Nawrocki – Mattias Johansson, Bartosz Slisz, Igor Charatin (59. Lirim Kastrati), Josue (90. Rafael Lopes), Luquinhas (83. Ernest Muci), Filip Mladenović – Mahir Emreli (82. Tomas Pekhart). Cztery dni później w meczu z Górnikiem Łęczna zespół Legii prezentował się tak: Artur Boruc – Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Maik Nawrocki – Lirim Kastrati (46. Kacper Skibicki), Josue (46. Igor Charatin), Bartosz Slisz (73. Jurgen Celhaka), Ernest Muci, Luquinhas (61. Rafael Lopes), Filip Mladenović – Tomas Pekhart (46. Mahir Emreli). W środowej potyczce w Pucharze Polski z II-ligowymi Wigrami Suwałki zapewne da odpocząć części tych zawodników i pośle do walki graczy z drugiego szeregu legijnej kadry – zapracować na swoje kontrakty będą mogli bramkarze Cezary Miszta lub Wojciech Muzyk, a w polu Izraelczyk Joel Abu Hanna, Mateusz Hołownia, Francuz Lindsay Rose, Portugalczyk Yuri Ribeiro, Ukrainiec Jehor Macenko, Kacper Kustosz, Kacper Skwierczyński i Szymon Włodarczyk. Nazwiska może wielkiego respektu w zawodnikach z Suwałk nie wzbudzą, lecz umiejętności rezerwowych graczy Legii powinny w zupełności wystarczyć na wyeliminowanie zespołu z trzeciego poziomu rozgrywek ligowych.
W obozie legionistów wszystko w tej chwili jest podporządkowane występom w Lidze Europy, ale rywalizacji w krajowej lidze też nie mogą sobie odpuścić. Na razie „Wojskowi” są nisko w tabeli i mają dziewięć punktów straty do prowadzącego Lecha Poznań, lecz dwa zaległe spotkania – z Zagłębiem Lubin i Bruk-Betem Nieciecza. W przypadku wygrania obu tych meczów Legię od „Kolejorza” dzieliłyby tylko trzy punkty, a 16 października te dwa zespoły zmierzą się ze sobą na Łazienkowskiej. Z Górnikiem Łęczna wygrali 3:1, co może nie jest jakimś wielkim wyczynem, bo ekipa beniaminka ekstraklasy to jeden z kandydatów do spadku, lecz na razie w piłkarzach z Łęcznej jest jeszcze zapał do walki i dlatego nie jest wcale łatwo z nimi wygrać.
W miniony weekend wreszcie przebudził się też Raków Częstochowa, wicemistrz z poprzedniego sezonu. Trener Marek Papszun nie potrzebował zbyt wiele czasu żeby przestawić swój zespół „z trybu pucharowego” ponownie na „tryb krajowy”. W Mielcu częstochowianie rozbili Stal 3:0, co trzeba uznać za „pokaz mocy”, bo mielczanie w czterech poprzednich meczach zdobyli osiem punktów, wygrywając m.in z Wisłą Kraków i remisując z Piastem Gliwice. Raków ma do rozegrania także dwa mecze przełożone z powodu startu w kwalifikacjach europejskich pucharów – z Radomiakiem i Górnikiem Zabrze. W obu grając na swoim normalnym poziomie jest w stanie wygrać, a dokładając sześć punktów do obecnego dorobku ekipy trenera Papszuna winduje ją na pozycję wicelidera z jednym punktem straty do Lecha.
A to tylko pokazuje, jak na półmetku jesiennej rundy wygląda rzeczywisty układ sił w ekstraklasie.
W 8. kolejce padł rekord frekwencji w tym sezonie – na wszystkich dziewięciu meczach na trybunach zjawiło się 76 334 widzów. To najlepszy wynik od 21 miesięcy. Najwięcej kibiców pofatygowało się na stadion Lecha – 26 890. I chyba nikt z przybyłych nie żałował, bo „Kolejorz” rozgromił Wisłę Kraków 5:0. A przy okazji odebrał też wiślakom rekord frekwencji, ustanowiony na ich stadionie w 6. kolejce w spotkaniu z Legią (23 717).
Sporym zainteresowaniem cieszyły się też mecze w Warszawie i w Zabrzu, należy też zwrócić uwagę na frekwencję w Szczecinie. Po oddaniu kolejnych trybun, na mecz Pogoni z Cracovią przyszło 7 833 widzów. Na drugim biegunie Lubin oraz Gdańsk, gdzie stadiony świeciły pustkami. Zastanawiająca jest przede wszystkim frekwencja na meczach Lechii – średnia na mecz wynosi ledwie osiem tysięcy, a w spotkaniu 8. kolejki z Piastem nie przekroczyła nawet 6,5 tysiąca, co na obiekcie mogącym pomieścić 42 tysiące widzów sprawia przygnębiające wrażenie.
Po ośmiu seriach spotkań liderem pod względem średniej widzów na swoim stadionie jest krakowska Wisła z wynikiem 17 143. Druga lokatę zajmuje Lech Poznań (15 688), a trzecią Górnik Zabrze (14 827). Powyżej bariery 10 tysięcy mieszczą się jeszcze tylko Legia (12 262) i Śląsk Wrocław (11 781). Pozostałe 13 klubów póki co nawet nie dobija do tej granicy. Kolejne miejsca zajmują: Jagiellonia (8491), Lechia (8008), Pogoń Szczecin (6708), Cracovia (6588), Raków Częstochowa (5200), Radomiak Radom (4277), Bruk-Bet Nieciecza (4129), Piast Gliwice (3693), Stal Mielec (3261), Górnik Łęczna (3137), Zagłębie Lubin (2953), Warta Poznań (2343) i Wisła Płock (1375).
W sumie na trybunach stadionów klubów PKO Ekstraklasy w tym sezonie w 68 spotkaniach zasiadło 579 168 widzów, co daje średnią meczową 7517 widzów na jedno spotkanie. Szału nie ma, ale zważywszy na wciąż nękającą także nasz kraj pandemie koronawirusa, sam fakt, że ludzie chcą w ogóle odwiedzać stadiony zasługuje na podziw.