Piłkarze Legii Warszawa ledwie tydzień cieszyli się z prowadzenia w ekstraklasie. Fotel lidera po porażce z Koroną Kielce 2:3 musieli oddać ponownie Górnikowi Zabrze, który na własnym stadionie pokonał Jagiellonię Białystok 3:1.
Bohaterem w zespole prowadzonym przez trenera Marcina Brosza znów był rewelacyjny Igor Angulo. Hiszpański napastnik zdobył dwie bramki i ma już w dorobku 18 goli. Jeśli utrzyma taką skuteczność do końca rozgrywek, ma duże szanse zaatakować strzelecki rekord polskiej ligi ustanowiony w 1927 roku przez legendarnego napastnika Wisły Kraków Henryka Reymana (37 goli). Na razie osiemnaście trafień Angulo zapewniło mu awans do czołówki klasyfikacji „Złotego Buta”. W Kielcach natomiast zmierzyły się dwie niepokonane ostatnio drużyny – Korona nie przegrała od siedmiu spotkań, a Legia zaliczyła serię pięciu zwycięstw z rzędu, która wywindowała ja na czoło ligowej tabeli.
Pełne trybuny w Kielcach
Warszawianie w pierwszym kwadransie przeważali na boisku, a prym w ich szeregach wiódł Guilherme, któremu właściciel Legii Dariusz Mioduski za przedłużenie kontraktu obiecuje zarobki na poziomie pół miliona euro za sezon. Filigranowy Brazylijczyk wart jest takich pieniędzy tylko wtedy, gdy dopisuje mu zdrowie i znajduje się w najwyższej formie, czyli rzadko. W Kielcach grał jednak wybornie i pchał ataki legionistów do przodu, lecz do końca spotkania nie dotrwał z powodu kontuzji. Stopniowo do głosu zaczęli jednak dochodzić gospodarze, napędzani zwłaszcza przez rodowitego warszawianina Mateusza Możdżenia.
W końcu nawet świetnie broniący Arkadiusz Malarz okazał się bezradny i zaczął wpuszczać gole. Korona pokonując Legię zepchnęła warszawski zespół z pozycji lidera, a sama wskoczyła na trzecie miejsce. Postawa kieleckiej ekipy jest wielkim zaskoczeniem, bo przed sezonem skazywano ja na walkę o utrzymanie. Warto odnotować nadzwyczajną frekwencję na kieleckim stadionie – ponad 15 tysięcy widzów. Pierwszy nowoczesny obiekt piłkarski w naszym kraju jak rzadko kiedy zapełnił się więc niemal do ostatniego miejsca.
Zespół Cracovii w meczu z Lechią Gdańsk trzymał swoich kibiców w napięciu do ostatnich sekund. Przy stanie 1:1 i już w doliczonym czasie gry w polu karnym upadł pomocnik „Pasów” Javi Hernandez. Arbiter Piotr Lasyk przerwał grę i postanowił skorzystać z systemu VAR. Po analizie zapisu wideo podyktował rzut karny dla Cracovii, który na zwycięskiego gola dla gospodarzy zamienił Krzysztof Piątek. Po meczu trener krakowskiej drużyny Michał Probierz stwierdził, że jest zadowolony z wyniku bo wcześniej jego podopieczni zmarnowali 15 punktów przez gole, które dali sobie wbić w końcówkach spotkań.
Koniec paliwa w Sandecji?
Straszne baty zebrała w Gdyni waleczna dotąd drużyna beniaminka z Nowego Sącza. Sandecja przegrała z Arka 0:5 i całkiem niewykluczone, że ta porażka oznacza koniec entuzjazmu w ekipie beniaminka, a na tym właśnie paliwie jechał dotąd ten zespół po niespodziewanym awansie do ekstraklasy. Tworzą go jednak w większości przeciętni albo mocno już wyeksploatowani zawodnicy, cudów spodziewać się po nich nie można, zwłaszcza gdy klubowa kasa zaczyna świecić pustkami.
W Poznaniu Lech z trudem pokonał płocką Wisłę po golach Macieja Makuszewskiego i Christian Gytkjar. Honorowe trafienie dla „Nafciarzy” uzyskał Bośniak Semir Stilić, który wiele lat temu piłkarską markę w naszej ekstraklasie wyrobił sobie właśnie w zespole „Kolejorza”.
Zmiana trenera w Zagłębiu Lubin
W derbach Dolnego Śląska rozegranych tym razem we Wrocławiu lepszy okazał się Śląsk, który wygrał z Zagłębiem 1:0 po goli strzelonym przez obrońcę Piotra Celebana w ostatnich sekundach spotkania. Mało kto przypuszczał, że za tę porażkę utratą posady zapłaci trener Piotr Stokowiec, a tak właśnie stało się w poniedziałek. Władze Zagłębia nie zdzierżyły serii pięciu meczów bez zwycięstwa i mimo wcześniejszych deklaracji, że jego pozycja jest niezagrożona, wręczyły mu wypowiedzenie. Stokowiec prowadził ekipę „Miedziowych” od maja 2014 roku. Wywalczył z nią awans do ekstraklasy i zdobył brązowy medal mistrzostw Polski, ale nie przebił się z nią przez eliminacje Ligi Europy.
W poprzednim sezonie Zagłębie pod jego wodzą zajęło jednak dopiero dziewiąte miejsce, a teraz po 17. kolejkach jest na ósmej pozycji. Po raz ostatni „Miedziowi” wygrali 15 października, pokonując u siebie Górnika Zabrze 3:2. Zagłębie za kadencji Stokowca rozegrało 146 meczów – wygrało z nich 68, 36 zremisowało, a w 42 doznało porażek. Bilans bramkowy też jest niezły – 214:150. Jego następcą w lubińskiej ekipie został 38-letni Mariusz Lewandowski, 66-krotny reprezentant Polski w latach 2002-2013, dla którego będzie to debiut w roli trenera. Z tego choćby względu decyzja działaczy Zagłębia jest co najmniej zdumiewająca.
Najsmutniej w 17. kolejce było jednak w Szczecinie, ale nie z powodu postawy piłkarzy Pogoni i Piasta Gliwice, bo oni strzelili w sumie cztery gole. Mecz dwóch ostatnich zespołów w tabeli zakończył się wynikiem 2:2, lecz obejrzało go zaledwie 1611 widzów, najmniej w całej kolejce. Taka frekwencja jest gorsza nawet od tej na meczach w Niecieczy, gdzie swoje mecze rozgrywają Bruk-Bet Termalika i gościnnie Sandecja.