W środę zespół Legii zmierzy się na wyjeździe z Dundalk FC w pierwszym meczu IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Forma legionistów, którzy przegrali dwa ostatnie spotkania, z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski i Górnikiem Łęczna w ekstraklasie, nie napawa optymizmem.
Legia Warszawa stoi przed być może niepowtarzalną szansą zakwalifikowania się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W losowaniu piłkarze warszawskiej drużyny mieli mnóstwo szczęścia trafiając na zajmujący dopiero 350. miejsce w klubowym rankingu UEFA Dundalk FC. Zespół mistrza Irlandii jest najniżej notowaną w tym zestawieniu drużyną spośród wszystkich uczestników 4. rundy eliminacji, a zatem na słabszego rywala legioniści trafić już nie mogli. Dla porównania, sami w owym rankingu są klasyfikowani na miejscu 84.
Tę przewagę trzeba jednak jeszcze potwierdzić na boisku, a z tym podopieczni trenera Besnika Hasiego mogą mieć problem, jeśli w Irlandii zagrają na poziomie zaprezentowanym w ubiegłotygodniowych starciach z pierwszoligowym Górnikiem Zabrze w 1/16 finału Pucharu Polski (2:3 po dogrywce) oraz w sobotnim spotkaniu 5. kolejki ekstraklasy z Górnikiem Łęczna (0:1). Co prawda piłkarze Dundalk FC w ostatnim czasie także nie grzeszyli formą, bo przegrali dwa mecze w rodzimej lidze, ale nie wolno zapominać, że dwa tygodnie temu w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów rozbili u siebie białoruski BATE Borysów 3:0. Na swoim boisku ekipa Dundalk jest więc groźna, czego nie da się powiedzieć o ekipie Legii, która w ekstraklasie nie wygrała jeszcze na Łazienkowskiej meczu, a w kwalifikacjach Ligi Mistrzów pokonała u siebie tylko Zrinjski Mostar (2:0), ale już ze słowackim AS Trencin ledwie wywalczyła bezbramkowy remis. Przed własną publicznością legioniści mogą mieć zatem problem z odrobieniem jakiejkolwiek straty bramkowej, a co dopiero, odpukać, powtórki wyniku BATE Borysów.
W ekstraklasie legioniści po pięciu kolejkach znajdują się w strefie spadkowej, ale ich strata do czołówki wciąż jest niewielka. Wystarczy wygrać dwa mecze z rzędu i dystans do przewodzących w tabeli zespołów Zagłębia i Jagiellonii może zostać odrobiony. Potencjał kadrowy Legii jest zdecydowanie wyższy od potencjału wyprzedzających ją w tabeli drużyn i to w końcu znajdzie odzwierciedlenie na boisku.
Podobnie rzecz się ma z zamykającymi stawkę drużynami Wisły Kraków i Lecha Poznań. „Kolejorz” chyba kryzys ma już za sobą, co potwierdzają dwa wygrane ostatnio mecze – z Podbeskidziem w Pucharze Polski i Cracovią w lidze, natomiast w przypadku „Białej Gwiazdy” mamy do czynienia z klasycznym przykładem buntu piłkarzy, którym nowy właściciel klubu jak na razie obiecuje jedynie pogorszenie warunków płacowych. Jakakolwiek zmiana tej sytuacji na bardziej korzystną dla zawodników odmieni oblicze tej drużyny jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Jeśli zmiany nie będzie, nie będzie też lepszych wyników, a dymisją zapłaci za to zapewne trener Dariusz Wdowczyk.