W lipcu minęły trzy lata od zakończenia piłkarskich mistrzostw świata w Brazylii, a wkrótce minie rok od igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Obie te największe imprezy sportowe na świecie kosztowały brazylijskich podatników miliardy dolarów. I już wiadomo, że te pieniądze wyrzucono w błoto.
Brazylia ubiegała się o przyznanie jej roli gospodarza mundialu i igrzysk w czasie, gdy gospodarka tego kraju była na fali wznoszącej i w państwowej kasie robiło się ciasno od nadmiaru pieniędzy. W takich sytuacja zwykle rozsądek idzie w odstawkę i zamiast sensownego wydawania publicznych środków zaczyna się spełnianie zachcianek. Zabiegi o organizację piłkarskich mistrzostw świata jeszcze od biedy można było zrozumieć, w końcu na całym świecie obowiązuje stereotyp, że wszyscy Brazylijczycy kochają futbol. W 2014 roku okazało się jednak, że wcale nie wszyscy, a nawet ci, którzy faktycznie ten sport kochają, nie obdarzają go bynajmniej bezwarunkową miłością.
Maracana zarasta chwastami
Masowe protesty tu i ówdzie przeradzające się nawet w groźne zamieszki, towarzyszyły mundialowi na wiele tygodni przed pierwszym meczem, zdarzały się w trakcie imprezy, a dzisiaj ich istota nieustannie powraca w publicznych debatach, które wywołuje każde kolejne doniesienie w mediach o kolejnych mundialowych czy olimpijskich arenach popadających z braku pieniędzy i troskliwych gospodarzy w kompletną ruinę. Nie obronił się przed tym nawet słynny na cały świat stadion Maracana, który zbudowano na pierwsze mistrzostwa świata organizowane w Brazylii – w 1950 roku. Jak głosi legenda rozstrzygający o mistrzowskim tytule mecz Brazylijczyków z Urugwajczykami oglądało na Maracanie ponad 200 tysięcy widzów. Dzisiaj legendarny obiekt po gruntownej modernizacji mieści „ledwie” 76 tysięcy, a właściwiej byłoby powiedzieć – mieścił, albowiem od grudnia ubiegłego roku na Maracanie sportowe życie zamarło.
Legendarny stadion niemal zaraz po igrzyskach zaczął popadać w ruinę. Otoczenie obiektu zarosło chwastami i zostało zasłane tonami śmieci, ale to najmniejszy z problemów. W październiku 2016 roku po raz ostatni wymieniono murawę boiska, by piłkarze mogli rozgrywać tam swoje mecze. Ostatni rozegrano 28 grudnia ubiegłego roku, ale gdy tylko kibice opuścili obiekt, miejska elektrownia z powodu niezapłaconych rachunków odcięła prąd, więc przestał działać system nawadniania boiska i słońce wypaliło trawę. Nikt jej nie regeneruje, bo nawet nie bardzo wiadomo, kto jest dzisiaj właścicielem obiektu. Nikt też nie sprząta śmieci w środku i na zewnątrz, nie kosi trawników, nie naprawia odpadających tynków i różnych elementów elewacji, nie pilnuje przed złodziejami, przez co z trybun zaczynają znikać masowo krzesełka, a z pomieszczeń stadionowych wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, od gniazdek elektrycznych po armaturę łazienko i meble. Maracana w obecnym stanie cuchnie od walających się w niej śmieci i odchodów tysięcy bezdomnych zwierząt, które znalazły tu przytułek.
Już teraz przywrócenie Maracanie dawnego blasku będzie kosztownym przedsięwzięciem. Operatorem obiektu formalnie jest prywatna spółka Maracana SA, która oskarża komitet organizacyjny Rio 2016 , że po igrzyskach oddał stadion w złym stanie i bez przeprowadzenia koniecznego remontu. Komitet broni si twierdząc, że przejął obiekt w równie złym stanie i musiał wydać na jego przystosowanie ponad dwa miliony reali (ok. 2,6 mln zł). Maracana SA od dłuższego czasu próbuje więc pozbyć się stadionu, bo nie przynosi jej spodziewanych zysków.
Niszczeją też olimpijskie areny
Rio de Janeiro wygrało rywalizację o igrzyska z Madrytem, Tokio i Chicago, czyli miastami znacznie bogatszymi i lepiej zarządzanymi. Nikogo nie zrażało wtedy zacofanie cywilizacyjne miasta, wysokie wskaźniki przestępczości, nieprzestrzeganie elementarnych standardów ekologicznych. Chociaż Dick Pound, członek MKO, pozwolił sobie na opinię, którą do dzisiaj się pamięta: „Istnieją powody, dla których nigdy wcześniej nie organizowano tu igrzysk”.
Brazylijczycy oszukali świat zapewnieniami, że bazę olimpijską oprą na istniejącej już infrastrukturze sportowej zbudowanej na potrzeby organizowanych przez Brazylię w 2007 roku Igrzysk Panamerykańskich. Okazało się jednak, że z niej nie skorzystano, tylko za astronomiczne kwoty wybudowano nowe obiekty – welodrom, baseny, korty tenisowe, hale sportowe itd. Dzisiaj miejscowe media publikują wstrząsające zdjęcia tych aren, które ledwie w rok po igrzyskach zamieniły się w ruiny.
Ruiny z korupcją w tle
Najbardziej przygnębiający widok sprawia tor kolarski, bo wygląda jakby został solidnie zbombardowany przez lotnictwo. Niewiele lepsze wrażenie robią zdjęcia olimpijskich basenów, strzelnic czy kortów tenisowych. Słynne hale Carioca 1 i 2 też stoją puste i niszczeją. Według ministerstwa sportu, olimpijskich aren postawiono po prostu zbyt wiele, a do tego nie pomyślano wcześniej jak je wykorzystać po igrzyska. Dlaczego tak się stało tłumaczą wstrząsające co rusz brazylijską opinię publiczną oskarżenia o korupcję. Przed sądem stawali już nawet gubernatorzy – jednemu z nich postawiono zarzut przyjęcia prawie 70 mln dolarów łapówek za kontrakty budowlane związane z przygotowaniami do mundialu i olimpiady.
W Polsce, która pięć lat temu była w połowie gospodarzem Euro 2016, takich problemów nie mamy. Wszystkie stadiony wybudowane na tę imprezę są na co dzień wykorzystywane, chociaż ich utrzymanie i spłata kredytów wciąż obciążają znacząco miejskie budżety. Ale już działa armia lobbystów namawiająca do podjęcia starań o organizację olimpiady.