Uratowana przez polskich himalaistów Elisabeth Revol po powrocie do Francji udzieliła wywiadu agencji AFP. W swojej relacji o dramatycznych wydarzeniach na Nanga Parbat wyjaśnia, dlaczego zostawiła Tomasza Mackiewicza.
Francuska himalaistka wyjawiła, od kiedy rozpoczęły się ich problemy. „Była 17:15, kiedy zdecydowaliśmy, że mimo późnej pory jednak zaatakujemy szczy. Weszliśmy na Nanga Parbat mniej więcej 45 minut później. Poczułam niesamowitą euforię, ale ona trwała tylko moment, bo Tomek powiedział mi, że nic nie widzi. Zaczęliśmy schodzić z góry, jednak szło nam to bardzo opornie. Tomek opierał się na mnie, więc nie mogliśmy poruszać się zbyt szybko. W pewnym momencie nie mógł oddychać, zdjął z twarzy maskę zabezpieczającą przed niską temperaturą i zaczął na moich oczach zamarzać. Jego nos zrobił się po prostu biały. Postanowiliśmy schować się pod kopułą szczytową i przeczekać noc. O świcie mogłam wreszcie zobaczyć, w jakim stanie jest Tomek i załamałam się na jego widok. Z jego usta stale ciekła krew, miał objawy obrzęku płuc, ostateczny etap choroby górskiej. Choroby, która kończy się śmiercią, jeżeli człowiek nie trafi bardzo szybko pod opiekę lekarza.
Wysłałam informacje o jego stanie do ludzi organizujących pomoc dla nas. Napisali mi, że mam zejść na poziom 6000 metrów, a Tomka później z poziomu 7200 m zabierze helikopter. Nie ja zdecydowałam o jego pozostawieniu, to zostało mi narzucone. Powiedziałam o tym Tomkowi, że śmigłowiec przyleci po niego późnym popołudniem i że mnie polecone zejść niżej. Nie reagował, ale jeśli usłyszał i zrozumiał, co mu powiedziałam, żył z przeświadczeniem, że pomoc wkrótce nadejdzie. Zabezpieczyłam go na ile było to możliwe i zaczęłam schodzić. Ja też cały czas miałam nadzieję, że usłyszę helikopter, ale okazało się, że pomoc nie nadejdzie i drugą noc przyjdzie mi spędzić na takiej wysokości.
Byłam bez sprzętu, ale bardziej bałam się o Tomka niż o siebie, chociaż zmęczenie i mnie zaczęło dopadać. Miałam halucynacje. Wyobrażałam sobie gorącą herbatę i że w podziękowaniu za nią muszę oddać buta. Trzymała więc stopę na przeraźliwym mrozie przez pięć godzin. To o jej uratowanie walczą teraz lekarze. Po zejściu na 6800 m postanowiłam się tu zatrzymać, ale po nawiązaniu kontaktu dowiedziałam się, że muszę jeszcze poczekać na ratunek, ale już informacji, że idzie mi na pomoc dwóch Polaków nie odczytałam. Dlatego gdy zobaczyłam światełka lampek na głowach Denisa Urubko i Adama Bieleckiego zaczęłam krzyczeć. Targały mną wtedy straszliwe emocje” – opowiedziała Elizabteh Revol.
Himalaistka przebywa obecnie w szpitalu w miejscowości Sallanches, we francuskich Alpach. Tam trwa walka o to, aby nie straciła palców obu rąk oraz lewej stopy dotkniętych odmrożeniami III i IV (najwyższego) stopnia. Dobrze, że Elizabeth Revol znalazła siłę, żeby powiedzieć, co naprawdę działo się z nią i Tomaszem Mackiewiczem na Nanga Parbat.