Piłkarze ręczni Orlen Wisły zremisowali na wyjeździe z HBC Nantes 25:25 (11:14) w rewanżowym meczu play off Ligi Mistrzów, którego stawką był awans do ćwierćfinału. W gronie ośmiu najlepszych europejskich ekip znalazła się drużyna z Płocka, która była skuteczniejsza w rzutach karnych.
„Nafciarze” nie pomylili się ani razu. To historyczny awans płockiej drużyny. Po raz pierwszy w historii dwa polskie zespoły – Wisła i Industria Kielce – znalazły się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Pierwszy mecz 1/8 finału zakończył się remisem 32:32 (14:18). Można powiedzieć, że obie drużyny miały takie same szanse na awans do ćwierćfinału. A jednak faworytem był wyżej notowany HBC Nantes, aktualny wicemistrz Francji, zespół, który zajmuje trzecie miejsce w tabeli StarLigue.
Mecz rozpoczął się przy wypełnionej do ostatniego miejsca Hall XXL de la Beaujoire La Trocardiere w Nantes od prowadzenia Orlen Wisły. Pierwszego gola w meczu rewanżowym rzucił Sergiej Kosorotow, ale zaraz wyrównał Valero Rivera. Po dwóch golach Jorge Maquedy, do głosu doszedł Aymaric Minnie, który w 12. min rzucił swoją piątą bramkę. Trener Xavi Sabate poprosił o czas. Na tablicy był wynik 8:4.
Ale rozmowa z trenerem nie pomogła, bo w 23. min Wisła przegrywała 6:12, popełniając kilka fatalnych błędów, jakich na tym etapie rozgrywek nie powinny się zdarzać. Ta duża różnica wyraźnie zamiast podciąć dodała skrzydeł „nafciarzom”, bo w 28. min na tablicy był wynik 13:10. W ciągu ostatnich siedmiu minut pierwszej połowy płocczanie uzyskali pięć, a rywale dwie bramki. Ostatecznie z różnicą „tylko” trzech goli „nafciarze” schodzili do szatni. Przed tygodniem po pierwszej połowie meczu w Płocku było 18:14 dla HBC Nantes, a mecz zakończył się remisem 32:32.
Po przerwie, przez pierwsze pięć minut padały bramka za bramkę i tablica pokazywała wynik 17:13, ale potem na wyżyny swoich umiejętności wspiął się Ignatio Biosca, a płocczanie zaczęli trafiać. W 40. min był wynik 17:17 i trener gospodarzy Cojean poprosił o minutę przerwy. Zawodnicy wrócili na boisko, a Biosca po raz pierwszy w tym spotkaniu zatrzymał Aymarica Minnie, który do tej pory zdobył siedem goli. W odpowiedzi Orlen Wisła wywalczyła rzut karny, który na bramkę zamienił Tin Lucin, a jego zespół wyszedł na prowadzenie 18:17. Za chwilę podwyższył prowadzenie do dwóch goli.
Gospodarze szybko odpowiedzieli i po niemal kwadransie gry był znowu remis 19:19, a trener Sabate poprosił o czas. Co prawda Orlen Wisła nie wykorzystała od razu szansy, ale w 47. min do pustej bramki trafił Lovro Mihic, a chwilę później do pierwszego w tym meczu rzutu karnego dla Nantes podszedł Valero Rivera, który przed tygodniem zdobył 10 bramek. Za chwilę ponownie Biosca obronił rzut Rivery i ten zrezygnowany usiadł na ławce.
Za to do głosu w drużynie gospodarzy doszedł Linus Persson. W 49. min na tablicy był wynik 19:21, a potem cztery kolejne gole zdobył zawodnik HBC Nantes, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie 23:22 w 54. min. Abel Serdio wyrównał, a Biosca zatrzymał Perssona. Walka na parkiecie była niesamowita, o każdy metr, o każdą piłkę. Kiedy gospodarze nie mogli sobie poradzić ze świetną obroną Orlen Wisły, w 58. min o ostatni czas poprosił trener HBC Nantes.
Pół minuty przed końcem pojedynku przy stanie 24:25 o czas poprosił Sabate i swoją ostatnią akcję rozgrywała Orlen Wisła. Jednak faul w ataku popełnił Tomas Piroch, goście wyrównali rzucając do pustej bramki i o awansie do ćwierćfinału miały zadecydować rzuty karne, w których skuteczniejsi byli płocczanie.
PAU/pap