Biało-czerwoni na fatalnej murawie Stadionu Narodowego wygrali 4:2 z Czarnogórą i przyklepali awans do mundialu w Rosji oraz miejsce w pierwszym koszyku podczas losowania grup. Na boisku znów najlepszy był Robert Lewandowski.
Wściekłość z jaką kapitan biało-czerwonych kopnął reklamę tuż po strzeleniu gola na 3:2, pokazuje poziom frustracji tego wybitnego sportowca na partnerów z drużyny. To już drugie eliminacje do wielkiej imprezy, które dźwigał na swoich ramionach. Swoimi 13 golami przepchnął ekipę Adama Nawałki do Euro 2016, teraz to samo zrobił w eliminacjach do mistrzostw świata. Z 28 zdobytych przez polska drużynę bramek „Lewy” zdobył 16, czyli grubo ponad połowę. Zagrał we wszystkich 10 meczach i w każdym z nich jeśli nie był najlepszy w zespole, to przynajmniej należał do najlepszych.
Eliminacje Lewandowskiego
Jak bardzo wybitnym jest piłkarzem uświadomiliśmy sobie jednak dopiero po ubiegłotygodniowym meczu z Armenią, w którym zaliczył hat-tricka i osiągnął magiczną barierę 50 goli w reprezentacji, bijąc po drodze datowany od lat 70. ubiegłego wieku rekord Włodzimierza Lubańskiego (48 trafień). A Lubański to jedna z największych legend polskiego futbolu, napastnik który dla kilku pokoleń kibiców jest piłkarską postacią o mitycznych wręcz umiejętnościach i dokonaniach. I chociaż „Lewy” wcześniej pozbawił go polskich rekordów w europejskich pucharach, podobnie zresztą jak wszystkich innych polskich piłkarzy, dopiero jak przeskoczył Lubańskiego w klasyfikacji strzelców wszech czasów w reprezentacji dotarło do nas wreszcie, że oto na naszych oczach rodzi się nowa legenda polskiej piłki nożnej.
Kto wie, może za dwa lata na stulecie PZPN to właśnie jego kibice wybiorą na najlepszego piłkarza. Kosztem Kazimierza Deyny, wspomnianego Lubańskiego, Ernesta Wilimowskiego, Grzegorza Lato, Józefa Młynarczyka czy Zbigniewa Bońka. To oczywiste, że dzisiaj jest w stanie osiągnąć taki status wygrywając z Bayernem Ligę Mistrzów, Klubowe Mistrzostwa Świata, Superpuchar Europy, a po drodze zdobywając kolejne laury w niemieckiej Bundeslidze. „Lewy” marzy też o „Złotej Piłce” i tytułach „Piłkarza Roku UEFA” i „Piłkarza Roku FIFA”. Te trofea z pewnością wywindowałyby go na sam szczyt futbolowej hierarchii na świecie, a co za tym idzie niejako przy okazji zapewniłyby mu także pozycję najwybitniejszego polskiego piłkarza w historii. Ten splendor może jednak zapewnić sukces w finałach mistrzostw świata, ale co najmniej równoważny dokonaniom pamiętnych drużyn Kazimierza Górskiego w 1974 roku i Antoniego Piechniczka w 1982 roku.
Tylko czy kadrę Adama Nawałki na coś takiego stać? Nie ma się co ekscytować piątym miejscem w rankingu FIFA i miejscem w pierwszym koszyku podczas grudniowego losowania grup, bo to tylko buchalteria. Jak słusznie zauważył Kamil Glik, wiele ekip z pozostałych koszyków będzie chciało trafić do jednej grupy z Polakami, bo świat jeszcze nie uważa ekipy Nawałki za wielki zespół klasy Niemiec, Hiszpanii, Francji czy Włoch. Owszem, zostało zauważone, że to dla nich drugie eliminacje z rzędu zakończone awansem do wielkiego turnieju, ale potencjalni rywale widzą przede wszystkim wielki wkład Lewandowskiego w te osiągnięcia i całkiem rozsądnie zakładają, że jeśli odetną go od podań i obstawią dwoma, trzema obrońcami, to wtedy krzywdy im nie zrobi. To trudne, ale możliwe do wykonania. Natomiast samemu strzelić gola Polakom nie jest dzisiaj wielką sztuką. W eliminacjach MŚ 2018 niezbyt przecież mocni rywale wbili biało-czerwonym aż 14 goli, średnio 1,4 na mecz. Nawet trener Nawałka raczył zauważyć, że jego zespół ma problemy w grze defensywnej. Nie przeszkodziło mu to jednak wygłosić pochwalnych opinii o grze Michała Pazdana, choć nie jest to piłkarz którego jest za co chwalić. Nie ma jednak dzisiaj w Polsce śmiałka, który miałby odwagę podważyć trenerskie kompetencje selekcjonera.
Furtka dla Nawałki
Dzień po meczu z Czarnogórą Lewandowski wpadł na prywatną uczelnię w Warszawie, której jest studentem, i obronił po rocznej zwłoce licencjat z zarządzania sportem. Tego samego dnia prezes PZPN na zwołanej konferencji poinformował, że kontrakt z Nawałką został automatycznie przedłużony do końca finałów mistrzostw świata w Rosji, czyli de facto do połowy lipca przyszłego roku. A co potem? „Dzień po mundialu spotkamy się na kawie i wszystko ustalimy. Nie przewiduję problemów, bo znamy się od 40 lat i rozumiemy bez słów. Ale przecież Nawałka może zdobyć mistrzostwo świata i po finałach dostać ofertę pracy za dziesięć milionów euro. Trzeba więc poczekać na to, co się w Rosji wydarzy” – powiedział Boniek.
Do tego czasu nic złego selekcjonerowi kadry nie grozi, nawet gdyby biało-czerwoni przegrali w listopadzie z Urugwajem i Meksykiem, a w marcu z Brazylią. Poprzeczka poszła mocno w górę.