8 listopada 2024

loader

Przy pustych trybunach

Dwadzieścia sześć goli w ośmiu meczach to daje średnio ponad trzy bramki na jeden mecz. Taki był strzelecki urobek piłkarzy Lotto Ekstraklasy w 18. kolejce. Mógł być jeszcze lepszy, gdyby nie bezbramkowy remis w spotkaniu Piasta z Lechem.

Graczom lidera ekstraklasy nie trzeba specjalnej zachęty do zabawy w strzelanego. Piłkarze Górnika Zabrze są najskuteczniejsi w naszej ligowej elicie. W 18 spotkaniach zdobyli już 39 bramek, z czego aż 19 wpadło na konto przeżywającego na polskich stadionach drugą młodość hiszpańskiego weterana Igora Angulo. W meczu z Wisłą Kraków snajper zabrzańskiej drużyny trafił tylko raz, i to z rzutu karnego, bo obrońcy „Białej Gwiazdy”, który w lipcu w 3. kolejce Hiszpan ośmieszył w Zabrzu hat-trickiem, tym razem pilnowali go jak źrenicy oka i nie dali mu strzelić gola z akcji. Nic im to jednak nie dało, bo inni zawodnicy trenera Marcina Brosza też potrafią strzelać gole. I to nie byle jakie. Rafał Kurzawa pokonał bramkarza Wisły z rzutu rożnego, jak w 1977 roku Kazimierz Deyna w meczu z Portugalią na Stadionie Śląskim. Była to 12. bramka dla Górnika zdobyta po zagraniu z kornera, ale pierwsza z udziałem tylko jednego gracza.
Wiślacy walczyli twardo z liderem, chwilami nawet z tą twardością przesadzali. Arkadiusz Głowacki zapłacił za przerost ambicji czerwoną kartką, a wprowadzony w jego miejsce inny weteran, Marcin Wasilewski, także powinien wylecieć z boiska za brutalny faulu na 20-letnim Szymonie Żurkowskim. Miał jednak farta, bo sędzia Daniel Stefański sięgnął tylko po żółty kartonik. Farta miał też utalentowany pomocnik Górnika, że „Wasyl” nie jest już taki szybki jak kiedyś i nie trafił go tak, jak zamierzał. Gdyby trafił, Żurkowski wylądowałby pewnie ze złamaną nogą w szpitalu, a Wasilewski nagle spadłaby woalka „legendy polskiej reprezentacji” i stałby się tym, kim był przez całą swoją długą piłkarską karierę – boiskowym brutalem.

Piękne dni Marcina Brosza

„Chciałem pochwalić swój zespół za to, że poradził sobie w tym niezwykle Intensywny tygodniu, gdy graliśmy mecze zarówno w Ekstraklasie, jak i w Pucharze Polski. Spotkanie z Wisłą od początku nie układało się nam tak, jak sobie planowaliśmy. Ciężko nam było zdominować Wisłę. To, że dzisiaj odnieśliśmy zwycięstwo to również zasługa naszych kibiców, którzy w Zabrzu odśnieżyli nam boczne boisko i dzięki temu mogliśmy odbyć normalny trening przed wyjazdem do Krakowa. Ich wysiłek nie poszedł na marne” – powiedział po meczu trener Górnika Marcin Brosz. On przeżywa teraz piękne chwile i pewnie zwieńczyłby 2017 rok tytułem „Trenera Roku”, ale już wiadomo, że tę nagrodę we wszystkich możliwych plebiscytach zgarnie bez wątpienia selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka.
Trudno natomiast przewidzieć jak długo potrwa ta niezwykła passa Brosza i jego zespołu. Nie zapominajmy, że jeszcze w marcu tego roku kibice Górnika zdzierali koszulki z piłkarzy i chcieli ich bić, bo zespół grał słabo w I lidze i w tabeli był daleko od miejsca zapewniającego awans do ekstraklasy. A teraz ci sami zawodnicy leją w ligowej elicie wszystkich jak leci, grając niemal bez przerwy tym samym składem, bo trener Brosz nie ma na ławce zbyt wielu wysokiej klasy rezerwowych. I jakimś cudem piłkarze to wytrzymują, choć przecież oprócz meczów ligowych grali też z powodzeniem w Pucharze Polski i wciąż mogą zdobyć podwójną koronę, bo są w półfinale tych rozgrywek i wiosną o awans do finału powalczą z Legią. Niewykluczone, że te dwa zespoły rozstrzygną też między sobą walkę o mistrzostwo Polski, ale na razie jest stanowczo za wcześnie na takie prognozy. W przerwie zimowej zadłużeni po uszy zabrzanie mogą zostać zmuszeni do sprzedaży kilku kluczowych graczy i wiosną to może już być zupełnie inna, ale na pewno znacznie gorsza drużyna.

Pustki na trybunach

Mecz Wisły Kraków z Górnikiem odbył się bez udziału kibiców gości, ale i bez nich frekwencja na obiekcie „Białej Gwiazdy” była najwyższa w 18. kolejce – 16 808 widzów. Na żadnym z pozostałych siedmiu stadionów widownia nie przekroczyła liczby 10 tysięcy, a na pięciu nie przekroczyła nawet pięciu tysięcy. Łącznie osiem spotkań obejrzało z perspektywy trybun 47 402 kibiców, co daje średnią na jeden mecz 5925. Tak słabego zainteresowania rozgrywkami w tym sezonie jeszcze nie było. Średnia frekwencja w tym sezonie wynosi 10 085 widzów na jedno spotkanie.
Frekwencja w naszej ekstraklasie w znaczący sposób uzależniona jest od wyników zespołów. Nieprzypadkowo liderem w liczbie widzów jest obecnie Górnik Zabrze, który „wykręcił” średnią 22 619. Drugi w tym zestawieniu jest Lech Poznań (20 688), a trzecia Legia Warszawa (16 589). Kolejne miejsca zajmują: Wisła Kraków (15 947), Śląsk Wrocław (14 678), Lechia Gdańsk (11 365) i Jagiellonia Białystok (10 363). Czołówkę tworzą jak widać kluby posiadające największe stadiony w ekstraklasie. Niespodzianka jest odległe miejsce rewelacyjnie spisującej się w tym sezonie Korony Kielce, na meczach której średnia frekwencja wynosi 8387 widzów. Słabiutko wypada też Wisła Płock z liczbą 5193 osób, a właśnie w tym mieście zapadła decyzja o budowie nowego stadionu na 15 tysięcy widzów za 150 mln złotych. Nie mogą się takiej ofiarności ze strony włodarzy swojego miasta doczekać piłkarze Sandecji Nowy Sącz, których mecze rozgrywane gościnnie w Niecieczy ogląda średnio niespełna 2300 kibiców. Taki wynik plasuje Sandecję na dnie tego zestawienia.

trybuna.info

Poprzedni

Każdy jest podejrzany

Następny

Propozycje dla Lewicy