Piłkarze Rakowa Częstochowa wygrali u siebie z cypryjskim Arisem Limassol 2:1 (1:0) w meczu trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Rewanż 15 sierpnia.
Piłkarze Rakowa zrobili kolejny krok na drodze do awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po wyeliminowaniu Flory Tallin i Karabachu Agdam, teraz są bliżej sukcesu w rywalizacji z mistrzem Cypru.
W wyjściowym składzie Rakowa na wtorkowy mecz było dwóch Polaków – Fabian Piasecki i Marcin Cebula. Po przeciwnej stronie od początku wybiegł Karol Struski, a w trakcie drugiej połowy szansę od trenera gości dostał też Mariusz Stępiński.
Wtorkowe spotkanie zaczęło się na gospodarzy wybornie. Już w siódmej minucie pędzący prawą strony Chorwat Fran Tudor dośrodkował mocno na pole karne, tam w piłkę nie zdążył trafić Piasecki, ale akcję skutecznie zamknął nadbiegający z lewej strony Ukrainiec Władysław Koczerhin.
Od tej pory przewagę zaczęli uzyskiwać piłkarze z Limassol, lecz Raków był bardzo dobrze zorganizowany w defensywie, co mógł przećwiczyć już w niedawnym meczu z Karabachem w Baku.
Cypryjski zespół, który w poprzedniej rundzie łatwo wyeliminował BATE Borysów, najbliżej wyrównania był w 20. minucie. Efektownie do strzału złożył się – w ekwilibrystyczny sposób – Szwed Leo Bengtsson, jednak po jego mocnym strzale piłka minęła słupek bramki Rakowa.
Do przerwy wynik się nie zmienił, a w drugiej połowie drużyna Dawida Szwargi zaczęła sprawiać coraz lepsze wrażenie.
Po niespełna godzinie gry nad stadionem rozpętała się ulewa. Pogoda nie jest ostatnio sprzymierzeńcem piłkarzy Arisu – w poniedziałek mieli duże problemy z dotarciem samolotem do Polski (przylecieli z kilkugodzinnym opóźnieniem), a we wtorkowy wieczór tak intensywny deszcz chyba ich zdeprymował i rozkojarzył.
Wykorzystał to Marcin Cebula, który wbiegł odważnie na pole karne gości i został sfaulowany. Sędzia bez namysłu podyktował „jedenastkę”. Do rzutu karnego podszedł Piasecki, zmylił bramkarza i w 63. minucie Raków prowadził już 2:0.
Wydawało się, że ten gol jeszcze bardziej uskrzydli mistrzów Polski. Wkrótce potem kilka razy zagrozili rywalom, ale tym razem obrońcy Arisu byli bardziej uważni.
W końcówce meczu przewagę znów osiągnął mistrz Cypru, choć wciąż niewiele wskazywało na to, że Rakowowi grozi coś złego. Częstochowscy piłkarze aż do 88. minuty bez kłopotów rozbijali ataki Arisu. Wówczas jednak.. jedyny raz się zagapili. Reprezentant RPA Mihlali Mayambela zdecydował się na techniczny strzał z ok. 17 metrów i piłka wpadła w tzw. okienko.
Po meczu trener „Medalików” był zadowolony z postawy swojego zespołu. Ale przestrzega przed hurraoptymizmem.
„Zagraliśmy dzisiaj dobry mecz. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie byliśmy w moim odczuciu zespołem, który kontrolował grę. Może przeciwnik był częściej przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. Czujemy taką sportową złość z powodu tej straconej bramki. To dobrze świadczy o drużynie i musimy tę złość zabrać na Cypr. Tam się wszystko rozstrzygnie. Na razie nie ma co klepać się po plecach z powodu zwycięstwa, bo piłka jeszcze jest w grze”.
Z kolei szkoleniowiec Arisu Aleksiej Szpilewski był rozczarowany wynikiem spotkania.
„Jesteśmy bardzo rozczarowani z powodu porażki. Przegraliśmy przez dwa błędy, które nie powinny się nam przydarzyć. W pierwszej połowie graliśmy to, co zaplanowaliśmy, ale przytrafił się błąd, który zaważył na wyniku. Na Cyprze pogoda jest zupełnie inna i tam się spotkamy w rewanżu, a warunki atmosferyczne będą dla nas korzystne. To znaczy dobrze wpłyną na nas, a negatywnie na Raków”.
Rewanż odbędzie się za tydzień na Cyprze. Raków pojedzie więc z jednobramkową zaliczką – w podobnej sytuacji był w poprzedniej rundzie (najpierw pokonał u siebie Karabach 3:2) i wówczas taką przewagę obronił.
Zwycięzca dwumeczu Rakowa z Arisem zmierzy się w czwartej, ostatniej rundzie eliminacji LM z lepszym z pary FC Kopenhaga – Sparta Praga. We wtorek w Danii padł wynik 0:0, w bramce gospodarzy wystąpił Kamil Grabara.
BN/pap