Wyjazdowe zwycięstwo biało-czerwonych 6:1 z Armenią odebrało nadzieję na awans nawet Duńczykom. Przed niedzielnymi meczami chyba nikt na serio nie zakładał, że Polacy na finiszu oddadzą im prowadzenie w grupie E.
Licząca niewiele ponad 700 tysięcy ludności Czarnogóra doczekała się grupy niezłych piłkarzy, z których trener Ljubisa Tumbaković zdołał stworzyć waleczny i dobrze grający zespół. Czarnogórcy dopiero w przedostatniej kolejce spotkań, po porażce z Dania 0:1, stracili szanse na wywalczenie bezpośredniego awansu z pierwszego miejsca. Teoretycznie mogli jeszcze zająć drugie miejsce i dostać się do baraży, ale do tego potrzebne były ich wygrana w Warszawie z Polską oraz porażka Duńczyków w Kopenhadze z Rumunią. Nawet w Czarnogórze nikt na poważnie nie wierzył w taki scenariusz wydarzeń.
Trener Tumbaković przed wylotem do Warszawy racjonalnie ocenił szanse swojego zespołu. „Dla Polaków będzie to najważniejszy mecz eliminacji i będą grać przed własną publicznością, a my na dodatek wyjdziemy na boisko mocno osłabieni brakiem kilku kluczowych zawodników, więc mogę obiecać naszym kibicom tylko tyle, że będziemy walczyć o jak najlepszy rezultat”. Ale naa taryfę ulgową ze strony Polaków Czarnogórcy nie mogli liczyć z dwóch powodów. Po pierwsze, biało-czerwoni potrzebowali zwycięstwa nie tylko po to, żeby przyklepać awans do mundialu w Rosji, ale też dla cennych punktów w rankingu FIFA, bo mieli historyczną szansę znaleźć się podczas losowania grup mistrzostw świata w pierwszym koszyku. Drugim powodem była rywalizacja Roberta Lewandowskiego o koronę króla strzelców europejskich eliminacji.
Dzięki hat-trickowi z Armenią kapitan biało-czerwonych dogonił lidera klasyfikacji Cristiano Ronaldo i przed ostatnią serią spotkań obaj mieli po 15 trafień. Kolejny w zestawieniu strzelec, Belg Romelu Lukaku, miał do nich stratę pięciu bramek, a czwarty na liście Szwed Marcus Berg, który Luksemburgowi wbił cztery gole, ledwie osiem. Żaden z nich nie miał więc szans na dogonienie snajperów Bayernu Monachium i Realu Madryt. Lewandowskiemu, który dzięki trzem golom wbitym Ormianom został najskuteczniejszym strzelcem reprezentacji Polski wszech czasów i odebrał ten splendor Włodzimierzowi Lubańskiemu, bardzo zależało na wygraniu rywalizacji o tytuł najskuteczniejszego strzelca eliminacji, bo okazałby się najlepszy w tej rywalizacji po raz drugi z rzędu. Dwa temu w kwalifikacjach do Euro 2016 triumfował z 13 golami.
Nasi piłkarze mieli więc o co walczyć w niedzielny wieczór. W futbolu cuda czasami się zdarzają, ale tym razem nic tego nie zapowiadało. Władze PZPN też były pewne awansu, skoro na mecz zaprosiły nie tylko „wszystkich świętych” naszego życia publicznego, ale też prezydenta FIFA Gianniego Infantino. I słusznie, bo jak się ma taką przewagę na rywalem w każdym aspekcie, to nawet wstyd byłoby dmuchać na zimne. Rosja czeka przecież na najlepsze zespoły na świecie. Ale my pisząc te słowa wyniku nie znaliśmy, bo mecz z Czarnogórą zakończył się po zamknięciu wydania.