Decyzja właściela Legii Warszawa Dariusza Mioduskiego o zmianie trenera i całego sztabu szkoleniowego była zaskakująca. Co prawda spodziewano się jej, ale jeśli już, to dopiero w przerwie zimowej.
Magiera mógł poczuć niepokój już w sobotę na pomeczowej konferencji po przegranym 1:2 spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Dziennikarze zbyt natarczywie pytali go o to, czy nie obawia się dymisji po powrocie do Warszawy. Odpowiadał, że takich obaw nie ma, czemu trudno się dziwić, skoro kilkanaście dni wcześniej prezes Mioduski sam z własnej woli ogłosił w mediach, że trener ma jego pełne poparcie i że właśnie szykuje dla niego nowy kontrakt, którym zapewni mu spokój i komfort pracy na lata. Dlatego zapewne nawet nagłe wezwanie przez pryncypała, żeby stawił się w jego biurze we wtorkowy poranek, nie musiało podnieść Magierze ciśnienia. Miał prawo sądzić, że czeka go tylko rutynowa rozmowa o przyczynach porażki we Wrocławiu i planach na następne mecze. Wyszedł jednak z gabinetu szefa jako bezrobotny.
Mioduski swoją wersję przebiegu spotkania kazał zamieścić na oficjalnej stronie internetowej klubu. Brzmi ona tak: „Spotkałem się z Jackiem dziś rano i podziękowałem mu za wszystko co zrobił dla Legii, nie tylko jako pierwszy trener, ale przez te wszystkie lata, które spędził w klubie. To była dla mnie osobiście bardzo ciężka rozmowa, bo darzę Jacka olbrzymim szacunkiem i sympatią. On jest i pozostanie częścią klubu. Mam nadzieję, że kiedyś tu jeszcze wróci. Nigdy nie zapomnimy mu pięknych chwil, które przeżyliśmy w Lidze Mistrzów oraz mistrzostwa Polski. Dzisiaj w klubie konieczne są jednak głębsze zmiany w obszarze sportowym, które mają nam pomóc osiągnąć cel na ten rok, jakim jest obrona mistrzostwa Polski, ale przede wszystkim zbudować w klubie długofalową jakość, która będzie fundamentem trwałego rozwoju i sukcesów sportowych na miarę naszych ambicji i oczekiwań. Dlatego musieliśmy podjąć trudne, ale przemyślane decyzje” – oznajmił właściciel Legii.
Zastanawia jednak dlaczego Mioduski dokonał rewolucji w pionie szkoleniowym klubu akurat w tym momencie? Nie musiał się przecież aż tak spieszyć, bo przecież Legia już zdążyła odpaść z europejskich pucharów, więc największe zło już się dokonało, a w ekstraklasie sytuacja stołecznego zespołu mimo porażki ze Śląskiem daleka jest od alarmującej. Mimo trzech porażek w ośmiu dotychczasowych kolejkach legioniści tracą do prowadzącego Lecha Poznań tylko dwa punkty. Owszem, styl gry zespołu pozostawiał wiele do życzenia, ale zważywszy na poniesione latem straty kadrowe trudno się temu dziwić. Legia nie jest dzisiaj silniejsza kadrowo od Lecha, Zagłębia Lubin, Lechii Gdańsk czy nawet Śląska, a pod względem dynamiki i zaangażowania zawodników ustępuje też Górnikowi Zabrze i Jagiellonii Białystok. Na tle tych drużyn nie wypada jednak aż tak beznadziejnie, żeby już tera ścinać głowę trenerowi. Gdyby jeszcze zastąpił go uznany fachowiec z bogatym w sukcesy trenerskim CV, a tymczasem Mioduski powierzył prowadzenie zespołu facetowi, który wcześniej nie prowadził samodzielnie żadnego zespołu na poziomie seniorów. Jeśli nie jest to ryzykanckie posunięcie, to z cała pewnością zdumiewająco niefrasobliwe.
Następca Magiery Romeo Jozak ma za sobą karierę dyrektora sportowego Dinama Zagrzeb i pracę z juniorskimi reprezentacjami Chorwacji. Z Legią podpisał umowę do końca sezonu. Inne najważniejsze funkcje w pionie sportowym Legii Mioduski także powierzył Chorwatom. W drugą stronę z Łazienkowskiej wyemigrowali asystent Magiery Tomasz Łuczywek, trener przygotowania fizycznego Sebastian Krzepota, a ponadto dyrektor Sportowy Michał Żewłakow, za którym podążył także odpowiedzialny w klubie za skauting brat Marcin.
W niedzielę Legia gra u siebie z Cracovią. Dopiero po tym meczu wszyscy będziemy mądrzejsi.
KOMENTARZ
Jest zakład pracy, taki jak inne, w którym pracownicy zatrudnieni na boisku różnią się od cieciów, babć klozetowych i ogrodników, krojem uniformu. Kierował nimi przyuczony przodujący robotnik, którego horyzonty określają kajeciki z opisem wszystkich meczów Legii od początku świata. Czy coś z tego rozumiał? Pep Guardiola ustawiał Manchester City na mecz z Liverpoolem 1-3-5-2. O sukcesie decyduje atak, tj. środek pola i napastnicy. Ze środka pola znacznie bliżej jest do bramki przeciwnika niż spod własnej bramki. Tu także rozbijane są kontrataki. Trzej obrońcy są właściwie strażą przednią bramkarza, w razie niebezpieczeństwa wspomagają ich gracze środka pola. Gra jest szybka, bez kiksów, jej celem jest zdobywanie bramek.
Kierownik zakładu pracy z „Ł” ustawiał przed bramkarzem czterech obrońców i trzech defensywnych pomocników. Oni pykali (od czasu do czasu nawet celnie) w poprzek pola i do tyłu. Kierownik nazywał to cierpliwym budowaniem ataku. W końcu został zmieniony. Nowy kierownik ma inną wizję, ponoć lepszą, tyle że jeszcze nigdzie nie sprawdzoną.
Niejeden stracił już fortunę przy zielonym stoliku. Pan Mioduski zatrudniając panów kierowników koniecznie chce udowodnić światu, że fortunę znacznie szybciej i łatwiej traci się na zielonej murawie Łazienkowskiej 3.
Stary kibic