8 grudnia 2024

loader

Walka o prymat

Po raz pierwszy od 16 lat finałowy pojedynek kończącego sezon turnieju Masters miał też rozstrzygnąć który z walczących w nim tenisistów – Andy Murray czy Novak Djoković – zakończy rok na pierwszym miejscu rankingu ATP.

Po raz pierwszy od 2000 roku wynik finałowego meczu turnieju Masters miał zadecydować też o tym, który z tenisistów zakończy rok na pozycji lidera światowego rankingu. Po US Open liderujący w tym zestawieniu w ostatnich latach Novak Djoković został zepchnięty na drugą pozycję właśnie przez Andy Murray’a, ale w Londynie Serb mógł i bardzo chciał odzyskać prowadzenie. I chociaż ostatnio nie prezentował swojej optymalnej formy, szczęście zdawało się być po jego stronie. Brytyjczyk na dojście do finału musiał bowiem poświęcić znacznie więcej sił.
Murray wygrał wszystkie spotkania w grupie i w półfinale pokonał Milosa Raonicia, ale tocząc te pojedynki spędził na korcie w sumie dziewięć godzin i 56 minut. Dla porównania Djoković w minionym tygodniu rywalizował przez sześć godzin i 33 minuty, ale dwa ostatnie mecze kończył po 70 minutach gry, najpierw w fazie grupowej ze Szwajcarem Stanem Wawrinką, a następnie w półfinale z Japończykiem Keiem Nishikorim, z którym wygrał bez problemów 6:1, 6:1.
Tymczasem Murray w sobotę stoczył heroiczny bój z Kanadyjczykiem Milosem Raonicem, trwający trzy godziny i 38 minut. Był to jeden z najdłuższych pojedynków w historii turniejów Masters, jednak tylko o 18 minut dłuższy od poprzedniego rekordu, ustanowionego także przez Murray’a na na spółkę z Japończykiem Keiem Nishikorim w środę, w meczu drugiej kolejki fazy grupowej. Tego dnia obaj tenisiści spędzili na korcie londyńskiej hali 02 trzy godziny i 20 minut, co dla Japończyka okazało się wysiłkiem na tyle wyniszczającym jego siły, że w półfinałowej potyczce z Djokoviciem był już cieniem samego siebie i nawet nie podjął walki.
Murray w starciu z Roanicem zaimponował znacznie lepszą kondycją. Obaj tenisiści zmierzyli się po raz dwumasty, a po raz czwarty w obecnym sezonie. Brytyjczyk walczył jak lew, ale grał nierówno. W trzecim secie w tie-breaku zmarnował trzy piłki meczowe, a przy stanie 8-8, po świetnej akcji serwis-wolej, to rywal miał meczbola. Murray wyszedł jednak z opresji i zdołał w końcu przechylić szalę na swoją korzyść. Po wygrywającym serwisie wypracował czwartą piłkę meczową (na 10-9), przy której w wymianie Raonić uderzył z bekhendu w siatkę. Krańcowo zmęczony Murray nawet nie miał sił się cieszyć z awansu do finału. Mecz trwał trzy godziny i 38 minut, co czyni go najdłuższym w historii londyńskich Finałów ATP World Tour.
Przed niedzielnym finałem zarówno czas spędzony na korcie, jak i statystyki przemawiały przeciwko Andy’emu Murrayowi. Szkocki tenisista obiecywał jednak swoim fanom, że da z siebie wszystko, co mu jeszcze pozostało. „Mam za sobą jeden z najcięższych meczów tego sezonu. Spotkanie było bardzo długie, a do tego męczące pod względem mentalnym. Dzielnie walczyłem przez cały tydzień. Również przez ostatnie miesiące. Po niewykorzystanych meczbolach w tie breaku i okazjach wygrania meczu przy swoim podaniu, mogłem się nieco załamać, ale nie zrobiłem tego. Walczyłem z całych sił i tak też zrobię w niedzielę” – zapewniał.
Finałowe spotkanie Murray – Djoković rozpoczęło się o godz. 19:00 i zakończyło po zamknięciu wydania.

trybuna.info

Poprzedni

Klub został spadkobiercą

Następny

Bayern nie dał rady Borussii