Polscy szczypiorniści zakończyli mistrzostwa świata we Francji ostatecznie na 17. miejscu, pokonując w finale Pucharu Prezydenta Argentynę 24:22. Nie zmienia to jednak faktu, że z imprezy wracają na tarczy.
Nieudany występ naszej reprezentacji we Francji wymaga gruntownej analizy. Wyjaśnienia wymaga choćby fakt, że W kadrze na mistrzostwa świata znalazło się tylko trzech zawodników, którzy wystąpili w ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Żadna szanująca się drużyna narodowa nie pozwala sobie na taki masowy exodus doświadczonych zawodników między dwiema najważniejszymi imprezami. Szwedzi i Niemcy także odmłodzili swoje kadry po igrzyskach, ale nie na taką skalę jak zrobił to Związek Piłki Ręcznej w Polsce.
Selekcjoner biało-czerwonych Tałant Dujszebajew nie musi jeszcze obawiać sie o swoją posadę, ale to nie oznacza, że „francuska wtopa” zostanie mu łatwo wybaczona. Działacze ZPRP już zapowiadają, że będą domagali się od niego wnikliwego raportu wraz z ocenami przydatności poszczególnych zawodników, bo przecież było wyraźnie widać, że niektórzy nie zdali reprezentacyjnego egzaminu. Na razie jednak na rozrachunki nie ma czasu, bo przed kadrą stoi trudne zadanie wywalczenia awansu do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Trudne, bo biało-czerwoni zaczęli eliminacje od dwóch bolesnych porażek z na kolejne nie mogą już sobie pozwolić.
Głównym celem jaki wyznaczono Dujszebajewowi jest zbudowanie mocnej reprezentacji, która w 2020 roku będzie w stanie powalczyć w Tokio o upragniony medal olimpijski. Problem w tym, że najpierw trzeba się do igrzysk zakwalifikować, a bez udziału w mistrzostwach Europy w 2018 roku i kolejne mistrzostwa świata w 2019 roku biało-czerwonym będzie piekielnie trudno przebić się przez olimpijskie kwalifikacje.