9 listopada 2024

loader

Z życia PZPN: Prezes z Białegostoku za prezesa z Rzymu

Zwycięstwo Cezarego Kuleszy (na zdjęciu) w wyborach na prezesa PZPN nie było zaskoczeniem. Ze 118 delegatów na zjazd zagłosowało na niego 92, natomiast na Koźmińskiego tylko 23. Zmiana władzy nie oznacza, że w polskim futbolu zacznie dziać się lepiej lub gorzej, co najwyżej, że będzie inaczej.

Na wyznaczone na 18 sierpnia Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze Delegatów PZPN piłkarskie środowisko czekało z zaciekawieniem, bo chociaż już wcześniej było wiadomo, że wraz z odejściem Zbigniewa Bońka ze stanowiska prezesa dojdzie w federacji do poważnych personalnych zmian na szczytach władzy. Niewiadomą była tylko skala przetasowań, bowiem walka o wyborcze głosy trwała niemal do ostatniej chwili. Triumf Kuleszy został de facto przesądzony już przed rozpoczęciem obrad, w co z obecnych na sali wątpił chyba tylko Koźmiński, czego dowodem może być jego półgodzinna płomienna przemowa przed głosowaniem. Niepotrzebnie strzępił sobie język, bo nic mu to nie pomogło, a tylko zraził do siebie litanią pretensji wielu wpływowych ludzi. Jego rywal przemawiał przez dwie minuty, bo tyle czasu zajęło mu przywitanie delegatów. Nie musiał się sprężać, bo i tak zagłosowało na niego 92 delegatów, a na Koźmińskiego tylko 23. W sumie ze 118 uprawnionych do głosowania delegatów w wyborach wzięło udział 116, z których jeden oddał głos nieważny.
Przyznanie Bońkowi tytułu honorowego prezesa oraz pozostawienie Macieja Sawickiego na posadzie sekretarza generalnego to ewidentny dowód cichego porozumienia między starym a nowym sternikiem naszej futbolowej nawy. To wyjaśnia dlaczego Kulesza odrzucił ofertę Koźmińskiego, który w lipcu był gotów zrezygnować z kandydowania w zamian za miejsce w nowym zarządzie dla siebie i kilku swoich stronników oraz zostawienie Sawickiego w roli „genseka”. Nie jest to pierwszy w najnowszej historii PZPN-u przypadek piętrowej intrygi, z której zwycięsko wychodzą ci, którzy mają mocniejsze karty. Koźmiński w tej rozgrywce grał znaczonymi kartami i musiał przegrać. W nowym rozdaniu stanowisk zwycięski obóz nie znalazł dla wiceprezesa ds. międzynarodowych w pierwszej kadencji Bońka i wiceprezesa ds. szkolenia w drugiej, nawet honorowej funkcji. Bez wątpienia jest on największym przegranym dokonanych zmian, ale trzeba też uczciwie przyznać, że przez dziewięć lat woził się na plecach Bońka i nie pozostawił po sobie nic godnego zapamiętania. A jeśli do czegoś w jakiś istotny sposób się przyczynił, to cały splendor bez żadnej żenady zagarnął Boniek. „Dzięki pracy zarządu PZPN oraz mojemu zaangażowaniu, wychodzę dumny i szczęśliwy, że zostawiam związek w bardzo dobrej sytuacji” – stwierdził w swoim przemówieniu. Mógł pleść sobie co chciał, bo wiedział, że nikt go na zjeździe nie zaatakuje. W potajemnych rokowania zostało przecież ustalone, że przekazanie władzy odbędzie się pokojowo, bez szarpaniny i wywlekania związkowych brudów na światło dzienne. Dlatego też sprawozdanie finansowe za 2020 rok zostało przez delegatów przyjęte, chociaż wyszło z niego, iż Polski Związek Piłki Nożnej zamknął rok ze stratą 54,5 mln złotych. Deficyt wytłumaczono jednak skutkami pandemii koronawirusa i przypomniano, że związek przeznaczył 50 mln złotych na wsparcie klubów – od ekstraklasy do III ligi. Delegaci nie drążyli tematu, nie zgłoszone też sprzeciwu, gdy padł wniosek aby przez aklamację przyznać Bońkowi tytuł honorowego prezesa.
Emocje zaczęły się dopiero wtedy, gdy nowy prezes zaczął kompletować nową ekipę i przydzielać stanowiska. Trochę zaskoczeń przy tym było, bo inne w mediach krążyły spekulacje. Ostatecznie skład nowego zarządu PZPN wygląda następująco. Funkcje wiceprezesów otrzymali: do spraw organizacyjno-finansowych Henryk Kula, do spraw szkoleniowych Maciej Mateńko, do spraw zagranicznych Mieczysław Golba, do spraw piłkarstwa profesjonalnego Wojciech Cygan orazdo spraw piłkarstwa amatorskiego Adam Kaźmierczak. Członkiem zarządu z ramienia klubów ekstraklasy został Jakub Tabisz, a z ramienia klubów I ligi Marcin Janicki. Pozostałymi członkami zarządu PZPN zostali: Tomasz Garbowski, Sławomir Kopczewski, Zbigniew Bartnik, Karol Klimczak, Tomasz Lisiński, Radosław Michalski, Sławomir Pietrzyk, Robert Skowron, Paweł Wojtala i Eugeniusz Nowak. Na pierwszym posiedzeniu zarządu wybrano Macieja Sawickiego na sekretarza generalnego oraz Tomasza Mikulskiego przewodniczącego Kolegium Sędziów.
Nowy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nie jest postacią tak znaną, jak jego poprzednik. Cezary Kulesza urodził się 22 czerwca 1962 roku w Białymstoku. Ma za sobą niezbyt spektakularną karierę piłkarską – występował w roli ofensywnego pomocnika w Gwardii Białystok, Olimpii Zambrów i Mławiance, a w latach 1988-1990 trafił do Jagiellonii Białystok, ale na boiskach ekstraklasy pojawił się tylko w 14 meczach. Zaliczył też niewielki epizod w klubach zagranicznych, w trzecioligowym belgijskim RFC Aubel, szybko jednak wrócił do Polski i w 1996 roku zakończył sportową karierę. Ale jeszcze jako czynny piłkarz, w 1994 roku, założył firmę fonograficzną Green Star, promującą głównie muzykę disco polo, m.in. w wykonaniu zespołu Boys i Zenka Martyniuka. W XXI roku zainwestował też w hotele i nieruchomości. Do futbolu, już w roli działacza i sponsora, wrócił w 2008 roku, oczywiście do Jagiellonii. Najpierw był w tym klubie doradcą ds. sportowych, a dwa lata później został prezesem zarządu i pełnił tę funkcję do czerwca tego roku. Za jego kadencji białostocka drużyna zdobyła Superpuchar i Puchar Polski (2010) oraz dwukrotnie wicemistrzostwo Polski (2017 i 2018), a w jej barwach występowali tak znani polscy piłkarze, jak Tomasz Frankowski, Kamil Grosicki, Karol Świderski, Michał Pazdan czy Grzegorz Sandomierski. Od 2012 Kulesza był też w zarządzie PZPN, a od 2016 pełnił funkcję wiceprezesa ds. piłkarstwa profesjonalnego. Pełnił też funkcję wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej Ekstraklasy S.A.
Anonimową postacią w polskim futbolu zatem na pewno nie jest, ale nie można też powiedzieć, że jest powszechnie znany. Na pewno będzie mniej aktywny medialnie od Bońka i całkiem niewykluczone, że na dłuższą metę wyjdzie mu to na korzyść. Na razie trudno coś mu zarzucić, bo decyzje podejmuje roztropne. Jak choćby w przypadku Paulo Sousy informując, iż nie planuje zmiany na stanowisku selekcjonera, bo portugalski szkoleniowiec ma ważną umowę, która w razie awansu polskiej reprezentacji do finałów mistrzostw świata automatycznie przedłuży się do końca 2022 roku. Może zatem zmiana prezesa nie okaże się błędem i za cztery lata nikt za Bońkiem nawet nie zatęskni.

trybuna.info

Poprzedni

Pełnoletnia Warszawa Singera

Następny

Lewy lepszy od Haalanda, Mesiego i Cristiano Ronaldo

Zostaw komentarz