Zespół Lecha Poznań nie przegrał w czterech ostatnich meczach, a mimo to zarząd klubu zwolnił trenera Jana Urbana i w jego miejsce zatrudnił Chorwata Nenada Bjelicę. Z kolei w Ruchu Chorzów doszło do zmiany prezesa.
Urban przejął drużynę Lecha w połowie października ubiegłego roku, zastępując Macieja Skorżę, który cztery miesiące wcześniej zdobył mistrzostwo Polski. W przerwie letniej jego piłkarze chyba zapomnieli jak się gra w piłkę, bo nowy sezon rozpoczęli serią kompromitujących porażek. Skorża nie miał pomysłu jak wydobyć zespół z kryzysu i z pokorą przyjął dymisję. Jego następca dość szybko, choć nie bez kłopotów, opanował sytuację, ale cudów nie zdziałał. Pod wodzą Urbana lechici zdołali uciec ze strefy spadkowej, kończyli jednak rozgrywki na miejscu nie gwarantującym startu w europejskich pucharach, przegrali też z Legią finał Pucharu Polski.
Jesteśmy wdzięczni i… do widzenia
Zarząd Lecha postanowił mimo to przedłużyć kontrakt ze szkoleniowcem w nadziei, że w nowym sezonie zespół pod jego rządami podejmie skuteczną walkę o czołowe miejsca w ekstraklasie. Niestety, lechici zaliczyli falstart i chociaż czterech ostatnich potyczek nie przegrali, to jednak ich gra była daleka od oczekiwań. Urban miał świadomość, że nad jego głową zbierają się czarne chmury i dlatego stosował najprostsze taktyczne rozwiązania. Liczył, że zdobyte przez zespół punkty zadowolą przełożonych i osłabią rosnącą wobec niego niechęć poznańskich kibiców, ale w tych rachubach się przeliczył. „Trener Jan Urban wypełnił powierzoną mu misję, wyprowadził zespół z trudnej sytuacji, zdobył Superpuchar i był finalistą Pucharu Polski. Umiejętnie prowadził też młodych zawodników w pierwszej drużynie. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Ale Lech potrzebuje nowych impulsów, tak pierwsza drużyna, jak i cały klub. Chcemy stawiać sobie nowe cele i je osiągać” – uzasadniał swoją decyzję zarząd klubu.
Ów „nowy impuls” ekipie „Kolejorza” ma dać nowy szkoleniowiec. Został nim 45-letni Chorwat Nenad Bjelica, który związał się z Lechem dwuletnim kontraktem. Jako pikarz ma on w dorobku 9 występów w reprezentacji kraju oraz grę w m.in. hiszpańskich zespołach klubowych – Betisie Sewilla i Las Palmas oraz w niemieckim 1.FC Kaiserslautern.
Trener o twardej ręce
Karierę trenerską Bjelica rozpoczął we wrześniu 2007 w austriackim FC Karnten – początkowo był grającym zawodnikiem. Później prowadził FC Lustenau, Wolfsberger AC, a w lipcu 2013 roku przejął Austrię Wiedeń. Awansował z nią do Ligi Mistrzów (po ograniu w dwumeczu 4-3 Dinama Zagrzeb), a w fazie grupowej Austria wywalczyła pięć punktów (zwycięstwo 4-1 i remis 0-0 z Zenitem St. Petersburg, remis 1-1 w Porto), ale zajęła ostatnie miejsce i odpadła. Jednocześnie jednak mistrz Austrii zawodził w krajowych rozgrywkach i Bjelica został w lutym 2014 roku zwolniony. W kolejnym sezonie dostał angaż w Spezia Calcio, ale we włoskiej Serie B wytrwał tylko do listopada ubiegłego roku. Od tamtego czasu był bezrobotny.
Chorwat ma opinię szkoleniowca, który trzyma piłkarzy „twardą ręką”, czyli jest przeciwieństwem Jana Urbana. Oby Belica okazał się lepszym trenerem, bo zamordyzm może nie wystarczyć do zaspokojenia wygórowanych aspiracji szefów „Kolejorza”.
Walka o władzę w Ruchu
Janusz Paterman niespełna przed miesiącem przejął obowiązki prezesa zarządu Ruchu Chorzów. Obiecywał, że przeprowadzi audyt sprawdzający faktyczny poziom zadłużenia „Niebieskich”. Wyniki kontroli były porażające, bowiem wykazały, że chorzowski klub jest winien różnym podmiotom ponad 50 milionów złotych. Gdyby nie 18 milionów złotych pożyczki udzielonej mu przez władze miejskie Chorzowa, zespołu 14-krotnych mistrzów Polski dzisiaj nie byłoby w ekstraklasie, bo nie uzyskałby licencji. Paterman nie zamierzał ukrywać tych niewygodnych faktów, wydaje się jednak, że nie to było jedynym powodem jego dymisji ogłoszonej podczas poniedziałkowego posiedzenia rady nadzorczej klubu. Tymczasowym prezesem Ruchu został przewodniczący rady nadzorczej Aleksander Kurczyk. A pierwszą decyzją jaką zarząd pod jego przewodem podjął, było wydanie zgody na transfer Mariusza Stępińskiego do FC Nantes za 2,2 mln euro (40 procent tej kwoty przypadnie niemieckiemu 1.FC Nuernberg). Paterman na tę transakcję się nie chciał zgodzić, bo ponoć miał na biurku dwukrotnie wyższą ofertę z Lokomotiwu Moskwa. Problem w tym, że w sprawie przejścia do FC Nantes już wcześniej porozumiał się poprzedni prezes Ruchu Dariusz Smagorowicz, którego szkodliwe dla klubu działania w jakimś stopniu legitymizował Aleksander Kurczyk jako szef rady nadzorczej.
Po odwołaniu Patermana rządy w chorzowskim klubie wróciły więc ponownie do grupy osób związanych ze Smagorowiczem, który wciąż pozostaje głównym udziałowcem, a którego ustąpienie z funkcji prezesa zarządu wymusiły przed miesiącem władze Chorzowa. Nie najlepiej to wróży na przyszłość drużynie „Niebieskich”, bo choć prezes Kurczyk obiecał pozyskać nowych sponsorów, to raczej żaden z nich nie zechce spłacić ciążącego na Ruchu 50-milionowego długu.