Wszyscy oczekiwali na spektakularną inicjatywę Donalda Trumpa w ciągu pierwszych 100 dni jego prezydentury. I co? Nadal oczekują.
W sobotę 29 kwietnia upływa 100 dni od objęcia urzędu prezydenckiego przez Donalda Trumpa. Utarł się już od czasów prezydenta Franklina Delano Roosevelta zwyczaj tzw. pierwszych 100 dni nowego prezydenta. Jest to tzw. okres miodowy w którym opozycja nie atakuje prezydenta dając mu szansę sformowania gabinetu, zaprezentowania swojej polityki oraz zabłyśnięcia jakimś sukcesem. Tak m. in. postąpił Richard Nixon zaskakującą wizytą w Chinach w 1972 r. Podobnie postąpił George W. Bush ogłaszając swoją wojną z terroryzmem i Barack Obama inicjując program rozszerzenia opieki zdrowotnej.
Jako autor biografii wszystkich prezydentów USA od Jerzego Waszyngtona do Baracka Obamy stwierdzam, że Donald Trump, 45. prezydent Stanów Zjednoczonych jest osobą unikalną pod wieloma względami. Zanim wkroczył do Białego Domu, nie miał żadnego doświadczenia politycznego, nie pełnił żadnej funkcji obieralnej i nigdy nie służył w wojsku. Objął urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych nie mając obycia międzynarodowego w sprawach politycznych. Mimo, że kandydował na prezydenta z ramienia Partii Republikańskiej, miał luźne i późne związki z tą partią. Wcześniej był członkiem Partii Demokratycznej i założonej przez siebie Partii Reform. Kampanię wyborczą 2015-2016 w znacznym stopniu sfinansował z własnych środków. Jest najbogatszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych. Swój majątek ocenia na ok. 10 mld dolarów. Inni oceniają go niżej – na 3-4 mld.
Na to wszystko należy nałożyć specyficzne cechy jego charakteru. Donald Trump jest nieprzewidywalny w poglądach i podejmowanych decyzjach. Jest podatny na różne, często sprzeczne ze sobą naciski zewnętrzne. Jest chaotyczny w organizacji swojego sztabu w Białym Domu i w organizacji administracji amerykańskiej. Mimo, że jest ponad trzy miesiące prezydentem nie obsadził jeszcze połowy z 4000 stanowisk jakie prezydent Stanów Zjednoczonych ma do obsadzenia. Nie potrafi konstruktywnie współpracować z republikańskim Kongresem i demokratyczną opozycją. Dotychczas nie przedłożył w Kongresie żadnej inicjatywy ustawodawczej, poza projektem budżetu, który konstytucyjnie należy do obowiązków prezydenta. W sprawowaniu władzy nie wykorzystuje komfortowej sytuacji mając, jako republikanin, większość republikańską w Izbie Reprezentantów, w Senacie i w Sadzie Najwyższym USA. Trafną ocenę wystawił Trumpowi prof. Zbigniew Brzeziński mówiąc: „Mamy do czynienia z bardzo dziwnym prezydentem, który właściwie nie jest strategiem i sprawy międzynarodowe go nie interesują. Ameryka reaguje ad hoc na wydarzenia w świecie i oczywiście na inicjatywy osobiste prezydenta, który wypowiada się w sposób nieodpowiedzialny, niezbyt poważny i w sprawach bardzo błahych”.
W ciągu pierwszych 100 dni swojej prezydentury Trump odnotował pewne sukcesy. Przede wszystkim w sprawach, które mogą być załatwione nie poprzez ustawy Kongresu, a za pomocą dekretów prezydenckich. Kiedy Obama, jako demokrata, korzystał z dekretów ponieważ miał do czynienia z republikańskim Kongresem, który blokował jego inicjatywy, Trump ostro krytykował swojego poprzednika. Sam teraz mimo że ma za sobą republikański Kongres intensywnie podpisuje dekrety. W sumie podpisał już ponad 20 dekretów.
Dekrety Trumpa dotyczyły m. in. zobowiązania rządu do respektowania zasady, że w miejsce nowej regulacji zostaną usunięte dwie dotychczasowe. Podpisał również dekret zakazujący członkom jego rządu przez pierwsze 5 lat po opuszczeniu stanowiska podejmowania jakiejkolwiek działalności lobbystycznej. Jeden z dekretów Trumpa dotyczył walki z międzynarodowymi kartelami narkotycznymi. Inny natomiast upoważniał Departament Sprawiedliwości do wykorzystania istniejącego prawa do skuteczniejszej walki z przestępcami atakującymi policję. Inny dekret dotyczył redukcji przestępczości i przywrócenia bezpieczeństwa publicznego.
Mimo braku doświadczenia w sprawach międzynarodowych Trump wykazuje się dużą elastycznością, przyjmując zarówno w Białym Domu jak w swojej prywatnej posiadłości na Florydzie prezydentów i premierów z różnych krajów. W większości są to wizyty protokolarne, rzadko kończą się konkretnymi porozumieniami, ale dają Trumpowi-showmanowi możliwość wykazania się aktywnością w zadbaniu o interesy globalne Stanów Zjednoczonych. O zmienności poglądów Trumpa w polityce zagranicznej świadczą jego zmienne stosunki z Rosją. Na początku prezydentury zapowiadała się poprawa wzajemnych stosunków. Kiedy siły przeciwne poprawie stosunków z Rosją nacisnęły na Trumpa, uległ on tym naciskom.
Trump zaostrzył nie tylko retorykę ale także politykę wobec Rosji co zaważyło na przebiegu wizyty sekretarza stanu Rexa Tillersona w Moskwie 12 kwietnia. Wizyta ta nie przyniosła poważniejszych rezultatów, ale stworzyła pewne nadzieje na poprawę atmosfery w stosunkach Waszyngton-Moskwa. Tego samego dnia, 12 kwietnia, po spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem w Waszyngtonie, prezydent Trump powiedział: „byłoby cudownie jeżeli NATO i nasz kraj mogły mieć zgodne stosunki z Rosją”.
W kwietniu 2017 r. można powiedzieć, że zaobserwowaliśmy zmianę miejsca Rosji i Chin w polityce Trumpa. Chiny awansowały z głównego przeciwnika do roli kooperatywnego partnera. Rosja zaś z roli kooperatywnego partnera zdegradowana została do roli głównego przeciwnika. Potwierdził to prezydent Trump mówiąc: „We are not getting along with Russia at all, we may be at an all-time low” („Nie jesteśmy w ogóle zgodni z Rosją, jesteśmy w najniższym niżu”). Natomiast swoje stosunki z prezydentem Chin Xi Jinpingiem Trump określił jako przykład „bardzo dobrej chemii”.
Notowania prezydenta Trumpa są nadal niskie, najniższe spośród wszystkich prezydentów ostatnich kilkudziesięciu lat. Według sondażu ABC/„Washington Post” 42 proc. ankietowanych Amerykanów wyrażało się z aprobatą o jego prezydenturze, a 53 proc. oceniało ją negatywnie. Sondaż ten wykazał również, że obie główne partie Partia Demokratyczna (67 proc.) i Partia Republikańska (62 proc.) nie troszczą się o problemy Amerykanów.