Podczas swej niedawnej wizyty w Polsce Prezydent Biden w swym ważnym i emocjonalnym przemówieniu w Arkadach Kubickiego nie powiedział, zdaniem niektórych komentatorów, żadnych konkretów. Ja się z takim poglądem niezupełnie zgadzam.
Nie mam w tym wiele satysfakcji, ale wyznać muszę, że nie znalazłem nigdzie żadnych komentarzy dotyczących stwierdzenia Prezydenta, że w ciągu najbliższych 5 lat Stany Zjednoczone (i Zachód?) podejmą decyzje, które będą mieć znaczenie na kilka dziesięcioleci. Wypowiedź ta ma zasięg geopolityczny, ale wygłoszona w Warszawie oznacza, że Stany Zjednoczone stają się patronem (przyznam, że nie brzmi to zbyt ładnie) naszego środkowoeuropejskiego regionu. „Dzięki” okrutnej rosyjskiej agresji na Ukrainę, Bukaresztańska Dziewiątka (B9) oraz NATO stają się dodatkowym spoiwem całego regionu między Rosją, Niemcami, Turcją i Włochami, oraz od północy Norwegii do południa Grecji.
Wszechstronne przełożenie
Funkcje obronne B9 mieć będą wszechstronne przełożenie na Środkową Europę, przede wszystkim polityczne, ale i gospodarcze. Istnienie Bukaresztańskiej Dziewiątki będzie miało pozytywne znaczenie zarówno dla Inicjatywy Trójmorza, jak i dla Grupy Wyszehradzkiej, w której przypadek Węgier wymaga krótkiego komentarza. Ważnym wydarzeniem dla regionu będzie przystąpienie Szwecji i Finlandii do Sojuszu północno-Atlantyckiego
Europa Środkowa usiłuje się integrować już od dwustu lat, ze zmiennym powodzeniem. Pomińmy tu wydarzenia w XIX wieku i wysiłek intelektualny wielu wybitnych przedstawicieli regionu, którzy dowodzili potrzebę integracji. Spełniła się ona częściowo po I wojnie światowej, gdy po klęsce Niemiec, Austro-Węgier i Turcji powstały 2 federacje: czechosłowacka i jugosłowiańska. Powstanie tych federacji nie wszystkim sąsiadom było w smak, a ich wewnętrzne problemy też je osłabiały. Decydujące znaczenia miały jednak nie wewnętrzne trudności tych federacji, lecz przede wszystkim brak wsparcia (patrona) ze strony aktualnie decydujących o porządku światowym mocarstw lub przynajmniej ich przyzwolenia na istnienie federacji. Obydwie federacje przetrwały okres międzywojnia, a następnie zawieruchę II wojny światowej. Podczas wojny powstała idea powołania federacji środkowoeuropejskiej (od Gdańska do Salonik), w której miały się znaleźć powołane wcześniej 2 federacje: grecko-jugosłowiańska i czechosłowacko-polska. Początkowo na powołanie środkowoeuropejskiej federacji wyrażały zgodę Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, ale wkrótce nie zgodził się na to Stalin i nastąpił podział regionu na strefy wpływów. Po II wojnie dyskusje odnośnie powstania federacji środkowoeuropejskiej trwały nadal, głównie na Zachodzie, w kręgach uczonych i publicystów. Od czasu do czasu pojawiały się tam też głosy przypominające o nieudanych planach powołania konfederacji polsko-czechosłowackiej. Ta ostatnia idea zrealizowana została później w postaci nieformalnej Grupy Wyszehradzkiej, przypominającej z „bardzo daleka” swój pierwowzór, w którym miejsca dla Węgier nie było. W Grupie Wyszehradzkiej natomiast znalazły się Węgry, którym pamięć o wielkości z okresu przed Traktatem Trianon przeszkadzała już w międzywojniu i przeszkadza obecnie w zrozumieniu aktualnych realiów politycznych w regionie i na świecie. Pozostałe kraje Wyszehradu (Polska, Czechy, Słowacja) wykazują na ogół chęć dalszej współpracy, jakkolwiek istnieje zawsze obawa, że przy niekorzystnej zmianie rządów w którymkolwiek z krajów, nastąpić mogą przejściowe perturbacje, a kraje Grupy zamiast rozwiązywać swe problemy we własnym gronie, skarżyć na siebie będą do Brukseli (przykład Turowa). Z istnieniem Grupy Wyszehradzkiej pogodziła się Europa, pogodził się świat, może dlatego, że jest to grupa nieformalna i na razie nie ma większej mocy sprawczej.
Orbity wpływów
Powstanie federacji czechosłowackiej i federacji jugosłowiańskiej w rezultacie I wojny światowej nie miało nic wspólnego z ideami komunistycznymi.
Dopiero po II wojnie Czechosłowacja znalazła się w orbicie wpływów radzieckich, a w Jugosławii prezydent Tito realizował swoją wersję socjalizmu. „Widmo komunizmu” stało się pretekstem do rozbicia tych federacji. Ich istnienie przeszkadzało najwyraźniej państwom Zachodu. W przypadku Czechosłowacji wydaje się, że przede wszystkim Niemcom, a w przypadku Jugosławii lista państw zachodnich niechętnych tej federacji jest dość długa (m.in. Niemcy, Stolica Apostolska, Stany Zjednoczone). Upadającej Jugosławii nie pomogły też próby wsparcie ze strony Chin i Rosji. Wręcz przeciwnie! Jednak państwa Środka Europy po tych trudnych doświadczeniach i pomimo tych doświadczeń, poszukują nadal sposobów na integrację i wsparcia ze strony decydujących mocarstw. Obok formatów współpracy w regionie popieranych w mniejszej lub większej mierze przez państwa zachodnie (Grupa Wyszehradzka, Inicjatywa Trójmorza, Bukaresztańska Dziewiątka) istnieje format 16+1 zaproponowany przez Chińską Republikę Ludową, który obecnie, w związku z wojną rosyjsko-ukraińską i jej uwarunkowaniami, nie ma większych szans na realizację. W warunkach pokojowych format chiński i formaty wspierane przez Zachód mogłyby współistnieć. Tymczasem odnieść można wrażenie, że zbliża się coś na kształt zimnej wojny.
Wspólnota geograficzna
Do wspólnoty środkowoeuropejskiej, (integrującej się w ramach Unii Europejskiej, a nie przeciwko Unii), pragnie dołączyć Ukraina. Swego czasu odmówiono jej przystąpienia do Grupy Wyszehradzkiej. Obecnie pomyślnie zapowiada się współpraca Ukrainy z Inicjatywą Trójmorza. Przede wszystkim jednak Ukraina pod przywództwem prezydenta Zełenskiego pretenduje do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Równocześnie wyraża wolę przynależności do wspólnoty środkowoeuropejskiej. Pojawiają się nawet opinie, że powstać powinno polsko-ukraińskie państwo. Pomysł ten został już i słusznie, skrytykowany. Pozostaje natomiast aktualny pogląd, że ewentualny nowy Traktat polsko-ukraiński powinien, jeszcze bardziej niż poprzedni, wzorem traktatu francusko-niemieckiego, zbliżyć obydwa państwa i narody. Jeszcze większy nacisk niż obecnie powinien w nowym Traktacie zostać położony na wzajemne, częste konsultacje na wszystkich możliwych szczeblach. Inna sprawa, że w praktyce te konsultacje już mają miejsce. Nowy Traktat polsko-ukraiński nie będzie oznaczał próby „konkurowania” w Europie z duetem francusko-niemieckim, gdyż państwo polskie przywiązywało będzie dużą wagę do istnienia i sprawnego funkcjonowania Trójkąta Weimarskiego (Francja, Niemcy, Polska) oraz cenić swą przynależność do Unii Europejskiej.
Optymalnie niechciane
Ambicją Ukrainy jest wyzwolenie wszystkich ziem opanowanych przez Rosję, łącznie z Krymem. Padają już oficjalnie lub mniej oficjalnie propozycje negocjacji pokojowych. Zachód pozostawia Ukrainie decyzję, w którym momencie rozpocząć się mają negocjacje i na jakich warunkach. Wydaje się, że wejście Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO powinno być poprzedzone zagwarantowaniem jej przez społeczność międzynarodową bezpiecznych i ostatecznych granic.
Takie byłoby optymalne rozwiązanie, bo przyjęcie Ukrainy do UE i NATO przed podpisaniem traktatu pokojowego Ukrainy z Rosją oznaczać by mogło wciągnięcie Zachodu w bezpośredni i niewykluczone, że długotrwały konflikt z Rosją, przerywany krótkimi rozejmami. „Teoretycznie” rzecz biorąc wszystko rozstrzygnąć się może ostatecznie na polu bitwy i to na korzyść Ukrainy. Niemniej jednak trudno nie zauważyć, że największym problemem okazać się może sprawa wyzwolenia przez Ukrainę Krymu. Obecnie na Krymie 60 proc. ludności to Rosjanie, a dla 70 proc. ludności język rosyjski jest językiem ojczystym, co nie przesądza oczywiście jej ewentualnej lojalności do państwa ukraińskiego.
Historia Krymu to tysiące lat wpływów greckich i 3 wieki panowania tureckiego, które zakończyło się 8 kwietnia 1783 roku, gdy caryca Katarzyna II przyłączyła Krym do Rosji. W Związku Radzieckim Krym wchodził w skład Rosji. Zmienił to Nikita Siergiejewicz Chruszczow w roku 1954, kiedy oddał Krym radzieckiej wówczas Ukrainie. Nikita Siergiejewicz nie przewidział wówczas, że przekazanie Krymu Ukrainie oznaczać będzie w dalszej przyszłości, biorąc pod uwagę „zachodnie” ambicje Ukrainy, oddanie Krymu Zachodowi. Formalnie przekazanie odbyło się legalnie, bo zaakceptował je radziecki parlament.
Co skłoniło Chruszczowa do podjęcia takiej decyzji, dokładnie nie wiadomo. Jedni twierdzą, że wyrzuty sumienia po Hołodomorze na Ukrainie w latach 30., kiedy to miliony Ukraińców umarło z głodu w wyniku zbrodniczych decyzji i kretyńskich eksperymentów społecznych. Sam Chruszczow miał ponoć uznać, że Rosjanie nie radzą sobie na Krymie z rolnictwem, sadzą ziemniaki, a nie potrafią uprawiać roślin południowych, w czym lepsi będą Ukraińcy. Krym przekazano Ukrainie z okazji 300 lecia ugody perejasławskiej. Sytuację Krymu umacnia dodatkowo w ramach państwa ukraińskiego memorandum bukaresztańskie z 1994 roku, w którym Ukraina otrzymała od Rosji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii gwarancję integralności terytorialnej w zamian za przekazanie Rosji swego arsenału jądrowego. Te gwarancje okazały się nic niewarte.
Strzeżcie się darów!
Gwarancje nie przeszkodziły Rosji dokonać interwencji zbrojnej w marcu 2014 roku, przeprowadzić nielegalne, zdaniem wielu, referendum, w którym wzięło udział 30% uprawnionych i zaanektować Krym. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania niewiele zrobiłyby temu zapobiec. Zgodnie z prawem międzynarodowym Krym należy więc do Ukrainy, ale jego zdobycie przez wojska ukraińskie nie przyjdzie łatwo i raczej nie nastąpi to szybko. Zanosi się zatem na długotrwałą i wyniszczającą obydwie strony wojnę. Zginą kolejne setki tysięcy osób, w tym dzieci i ludność cywilna. Krym został przez Rosjan znacznie wojskowo umocniony i nie wiadomo ponadto czy ludność Krymu zechce być chętnie wyzwalana przez Ukraińców. Czy będzie to zatem tzw. wojna wyzwoleńcza i sprawiedliwa? Przy czym, kiedy w 1954 i 1994 roku decydowano o przynależności Krymu do Ukrainy, to nikt nie pytał miejscowej krymskiej ludności o zdanie.
Narzuca się więc w tym miejscu łacińska fraza nawiązująca do wojny trojańskiej: Timeo Danaos et dona ferentes. (Obawiam się Danaów (Greków), nawet gdy przynoszą dary). Sentencja ta nie odzwierciedla być może w pełni zaistniałej sytuacji, niemniej jednak Krym jest darem, którego Ukraińcy nigdy nie oczekiwali, a sami Rosjanie w gruncie rzeczy o tym nie decydowali.
Może więc warto przeprowadzić na Krymie jeszcze jedno referendum, tym razem pod kontrolą międzynarodową? Sytuacją Krymu zainteresowana jest też Turcja, państwo należące do NATO. Wypada przypomnieć, że Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski dokonanych m.in. przez Katarzynę II, tę samą, która Krym podbiła. Trzeba natomiast w obecnych czasach mieć na uwadze, że Krym ma znaczenie strategiczne, stąd można kontrolować Morze Czarne, ale czy to ma decydować o wszystkim?
W ciągu najbliższych 5 lat, jak zapowiedział prezydent Biden, Stany Zjednoczone podjąć mają decyzje mające znaczenie na wiele dekad. W skali globalnej decyzje te dotyczyć będą najpewniej m.in. relacji z Chinami, będzie to współzawodnictwo o 1. miejsce świecie w każdym wymiarze. Elity władzy w obydwu państwach analizują dokładnie wewnętrzną sytuację u „przeciwnika”.
Amerykanie od dawna oczekują w Chinach perturbacji (George Friedman) wynikających m.in. z powstających tam nierówności społecznych, bezrobocia, spowolnienia gospodarczego, częściowego rozdrobnienia Chin. Ostatnie kłopoty wewnętrzne Chin mają jednak raczej inny charakter, są związane z demografią oraz covidem, Dodajmy do tego problemy z Hongkongiem i Ujgurami.
Mimo tego Chiny wychodzą obecnie z powodzeniem z gospodarczego kryzysu. Podobnie Stany Zjednoczone, które odnotowały niewątpliwe sukcesy gospodarcze. Jednak istniejące właśnie w Stanach od dawna nierówności wynikające z neoliberalnego systemu grożą wybuchem społecznego niezadowolenia, któremu sprostać mogłaby odpowiednia długofalowa polityka demokratycznej administracji. Amerykanie, podobni jak cały świat, z podziwem przyjęli sposób, w jaki społeczeństwo polskie i władze przyjęły uchodźców z Ukrainy.
Jeżeli wziąć pod uwagę samą bezpłatną pomoc medyczną, jaką Ukraińcy otrzymują w Polsce, to trzeba powiedzieć, że takiego poziomu opieki lekarskiej nie doświadcza w Stanach większość obywateli. Należy się spodziewać, że bliskie relacje Stanów z Unią Europejską spowodują przyjęcie w Ameryce niektórych unijnych rozwiązań socjalnych. (A nasze pamiętają jeszcze czasy PRL-u). Nie wiadomo jak długo wyborcy amerykańscy ufać będą demokratom.
Społeczne myślenie
Przydałoby się wsparcie dla społecznego myślenia demokraty Bernie Sandersa w samej partii demokratycznej i wśród elektoratu. Jeżeli w najbliższych latach wyborcy poprą republikanów, możemy być świadkami kolejnych neoliberalnych decyzji przyczyniających się do wewnętrznych trudności i upadku znaczenia Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Profesor Zbigniew Brzeziński powiedział kiedyś, że „Ameryka może wiele, ale nie wszystko”. W praktyce oznacza to dzisiaj potrzebę sojuszu Ameryki z Europą. Chodzi w tym przypadku o kontynuację polityki prezydenta Bidena polegającą na zacieśnianiu więzi transatlantyckich. W przeszłości w polityce amerykańskiej wobec Europy Zachodniej wiele było wrogości (szczególnie wobec Francji i Niemiec). Z drugiej strony nastroje były podobne, szczególnie we Francji. Obecnie w obliczu zagrożeń ze strony Rosji i Chin wspólnota transatlantycka wydaje się zwierać szeregi. Nie wszystko jednak jest jednoznaczne i oczywiste.
Nie we wszystkim sprawdziły się wcześniejsze wizje geopolityczne wybitnych publicystów i uczonych. Rosja w najbliższym czasie nie wejdzie do NATO i wbrew oczywistym faktom nie obawia się, że Chiny mogą zawładnąć Syberią (Zbigniew Brzeziński), a Niemcy i Francja nie są już (na szczęście!) wrogami Ameryki (George Friedman). Rodzi się nowy światowy porządek. Niepewność co do kierunku rozwoju sytuacji na świecie sprawia, że wielu obserwatorów życia politycznego poczuć się może w pozycji raczkujących dzieci, zaczynających wszystko od początku. Przyznam, że takie odczucia nie są mi obce. W przyszłości może się okazać na przykład, że solidarność transatlantycką trudno będzie pogodzić z naturalną potrzebą współpracy gospodarczej i wymiany handlowej między Europą Zachodnią a Chinami. Podobnych wątpliwości i pytań można postawić wiele.
Elity sprostają?
Nowy światowy porządek i nowe uwarunkowania stawiają przed Europą Środkową i polską klasą polityczną poważne wyzwania. Można mieć wątpliwości dotyczące tego, czy polskie elity polityczne sprostają w pełni tym wyzwaniom. Oskar Halecki, katolicki wizjoner środkowoeuropejski, przestrzegał Polaków przed próbami dominacji sąsiadów w procesie integracji regionu, wzywał do ich uczciwego i poważnego traktowania. Te ostrzeżenia są nadal ważne. Wspomniałbym jeszcze o pewnej polskiej cesze, o genie destrukcji. Ma ona co prawda także pozytywne zastosowanie: 1. Polakom udało się wybić na niepodległość walcząc z zaborcami 2. Kilkaset tysięcy Polaków walczyło z caratem w rewolucji październikowej i przyczyniło się do upadku caratu (przyznajmy się do tego, polska historiografia powinna ten fakt uwzględniać). 3. Polska pokonała bolszewików w 1920 roku 4. Polacy przyczynili się na wszystkich frontach II wojny światowej (a więc także na tym wschodnim) do klęski Niemiec hitlerowskich. Nie mogę nie przypomnieć w tym miejscu o Enigmie 5. W sposób pokojowy Polacy pokonali komunizm. A teraz kolej na negatywne strony tej destrukcji, a właściwie samodestrukcji. Nie będę analizował naszych nieudanych i źle przygotowanych powstań, bo cenię naszych bohaterów, ale należałoby tylko przypomnieć okoliczności, które doprowadziły do rozbiorów i obawiam się, że nasze nieumiejętne „podszczypywanie” Unii Europejskiej doprowadzić nas może do sytuacji, w jakiej znalazła się Wielka Brytania, a czego Brytyjczycy już żałują.
Kolejna sprawa to nasz system edukacyjny, co ma związek z przygotowaniem naszych przyszłych elit do rządzenia. Moja krytyka nie dotyczy tylko sytuacji w edukacji Anno Domini 2023. Ten system jest chory od dawna i ma cechy destrukcyjne. To między innymi niskie płace nauczycieli (powinni zarabiać co najmniej 2 razy więcej!) powodują, że do zawodu nie zawsze trafiają najlepsi. Jak napisał znany profesor znanej warszawskiej uczelni, powołując się na badania naukowe, co najmniej 1/3 z nich z powodu braku odpowiednich predyspozycji nie powinna się w tym zawodzie w ogóle znaleźć. Jak wyglądały będą już niedługo nasze elity skoro połowa licealistów ma problemy psychologiczne?
Za dużo w naszym codziennym życiu jest nienawiści. Robimy wiele, aby dzieciom i wnukom pomóc, ale zróbmy jeszcze więcej, by ratować naszą młodzież! Nie obwiniam oczywiście wyłącznie nauczycieli. Im też należy się wyjątkowo duża pomoc i zrozumienie, „bo takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, rzekł onegdaj Jan Zamoyski. I tego się trzymajmy!