Stany Zjednoczone wierzą, że prezydenta Serbii Aleksandra Vuczicia uda się przeciągnąć do obozu zachodniego, dlatego Belgrad jest w tej odsłonie konfliktu ugłaskiwany. Nic na razie jednak nie wskazuje na ewentualny sukces tych posunięć; dla samego Vuczicia byłoby to wewnętrznie bardzo niebezpieczne – ocenia Jakub Bielamowicz, ekspert Instytutu Nowej Europy, komentując ostatnie zaostrzenie konfliktu pomiędzy Serbią i Kosowem.
Jak tłumaczy Jakub Bielamowicz – „USA kierują się podejściem stabilokratycznym; Zachód nie koncentruje się na ustanowieniu długotrwałego pokoju, ale przede wszystkim na spokoju, tu i teraz”. W odpowiedzi na ostatnie napięcia w Kosowie, do których doszło po objęciu stanowisk burmistrzów większościowo serbskich gmin przez polityków albańskich, USA i Unia Europejska wezwały obie strony do podjęcia kroków deeskalacyjnych i rozmów pod pośrednictwem Brukseli.
Problem USA z Kosowem
To Kosowo jednak wykluczono z organizowanych na Bałkanach międzynarodowych ćwiczeń wojskowych – w ubiegłym tygodniu żołnierze amerykańscy i serbscy rozpoczęli inne manewry międzynarodowe w Serbii – a wysłannik USA ds. Bałkanów Gabriel Escobar przyznał, że „istnieją wyzwania w relacjach dwustronnych z premierem Kosowa Albinem Kurtim”.
„Poprzednia ekipa rządząca w Kosowie była dla USA wygodna; amerykańskiego ambasadora nazywano niekiedy +wice królem+. Żadnej ważnej decyzji nie podejmowano bez uzgodnienia z Waszyngtonem. Kurti zerwał z tą polityką” – wyjaśnia ekspert, komentując reakcje zaangażowanych w konflikt USA i UE.
Zarówno Belgrad, jak i Prisztina ostrzegali przed możliwością wybuchu regionalnego konfliktu po tym, gdy trzech kosowskich policjantów trafiło do serbskiego aresztu. Strona serbska utrzymuje, że zostali oni złapani na terenie Serbii, kosowska – że porwano ich z terytorium Kosowa.
Ryzyko wybuchu wojny
„Ryzyko wybuchu wojny czy konfliktu na szerszą skalę jest jednak na ten moment ograniczone” – uspokaja ekspert. „Ostrzejsza retoryka z obu stron jest wykorzystywana na potrzeby krajowe, poza tym jest również formą komunikacji ze społecznością międzynarodową” – zaznacza.
Analityk Instytutu Nowej Europy zwraca uwagę, że „sama Serbia nie rozważa na poważnie klasycznej militarnej interwencji w Kosowie, nawet w obronie mieszkających tam Serbów”. „Wkroczenie do Kosowa byłoby całkowitym wypisaniem się ze wspólnoty międzynarodowej, a Belgradowi zależy na tym, żeby pozostawać w szpagacie pomiędzy Wschodem i Zachodem” – mówi, przypominając, że „na północy Kosowa stacjonuje też około 4 tys. żołnierzy NATO”.
Wskutek zamieszek pomiędzy lokalnymi Serbami i siłami NATO, do których pod koniec maja doszło na północy Kosowa, rannych zostało 30 żołnierzy sił pokojowych Sojuszu (KFOR). W odpowiedzi na zajście sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ogłosił wysłanie do kraju dodatkowych 700 żołnierzy.
Czy stronom zależy na rozwiązaniu sporu?
Zapytany o to, czy stronom zależy na rozwiązaniu sporu, czy wygodniejszym jest dla nich utrzymywanie konfliktu i podgrzewanie go w razie dyktowanych sytuacją krajową potrzeb, ekspert zwraca uwagę na odmienne podejście obecnych władz w Prisztinie i Belgradzie.
„Premier Kosowa usilnie dąży do konsolidacji państwa, do ustanowienia realnej władzy nad jego całym terytorium, także północą zamieszkiwaną w większości przez Serbów. Zależy mu na normalizacji i faktycznym uznaniu, lub co najmniej tolerowaniu, państwowości przez Serbię” – podkreśla Bielamowicz. „Do Serbów zwraca się po serbsku, chce im pokazać, że jest także ich premierem” – dodaje.
„W debacie publicznej Serbii z kolei nie ma obecnie żadnej znaczącej siły, która otwarcie postulowałaby uznanie Kosowa. Prezydent Vuczić wywodzi się z kręgów ultranacjonalistycznych – w latach 90. był jeszcze bardziej na prawo od Slobodana Miloszevicia. Jego deradykalizacja wydaje się w dużej mierze powierzchowna, symulowana na potrzeby relacji z Zachodem; możliwość odpuszczenia kwestii Kosowa jest bardzo mało prawdopodobna” – ocenia. Zdaniem eksperta serbski prezydent wykorzystuje problem Kosowa „do wywoływania lęku i odwracania uwagi od problemów wewnętrznych”.
Czego oczekuje Serbia, a czego Kosowo
Głównym postulatem podnoszonym przez Belgrad w trakcie prowadzonych za pośrednictwem UE rozmów z Prisztiną jest utworzenie w Kosowie Wspólnoty Gmin Serbskich (ZSO) – regionu autonomicznego, do którego ustanowienia Prisztina zobowiązała się porozumieniem brukselskim z 2013 roku.
„Serbia utrzymywała po 1999 roku (zakończeniu wojny z Kosowem) i po ogłoszeniu przez kraj niepodległości w 2008 roku finansowanie i wsparcie organizacyjne serbskich struktur na północy Kosowa, które częściowo istnieją nadal. Serbowie są często na podwójnych pensjach – Kosowa i Serbii – i dla nich sytuacja, w której mają całkowicie podporządkować się Prisztinie, jest trudna do zaakceptowania” – mówi ekspert, tłumacząc perspektywę Serbów.
„Władze kosowskie powtarzają natomiast, że nie chcą powtórzenia błędu popełnionego w Bośni i Hercegowinie, gdzie jednej z mniejszości etnicznych – Serbom – oddano daleko idące możliwości blokowania procesów decyzyjnych w państwie. Jeśli autonomia Serbów w Kosowie wiązałaby się z rozbudowanymi kompetencjami, w tym np. wykonawczymi, zupełnie realna stałaby się poważna blokada samego państwa, a w kolejnym kroku być może nawet dążenie do oddzielenia się tego regionu” – wyjaśnia Bielamowicz, przywołując punkt widzenia władz Kosowa.
„Strona kosowska postuluje horyzontalną koordynację pomiędzy gminami serbskimi; rozbieżności są ogromne – strona serbska chce szerokich kompetencji ZSO. Wszystko będzie zależało od ewentualnego porozumienia i statutu wspólnoty” – dodaje. USA i UE podkreślają konieczność powołania Wspólnoty, zaznaczając przy tym, że to od stron konfliktu zależy jej ostateczny charakter.
ALF/PAP