Po prawie dziewięciu latach więzienia, chrześcijanka Asia Bibi wyszła na wolność. Jednak miliony ludzi w Pakistanie chciałyby ją powiesić, więc nikt nie wie gdzie jest. „W kraju, w bezpiecznym miejscu” – tyle tylko wiadomo z oświadczenia MSZ. W największym mieście kraju Karaczi trwa wielka manifestacja na rzecz skazania niepiśmiennej Bibi na śmierć za obrazę Boga i urażenie uczuć religijnych osób wierzących. W piątek takie manifestacje odbędą się w innych miastach.
Pakistan od lat przeżywa konsekwencje kobiecej sprzeczki z 2009 r., na polu zagubionej pendżabskiej wsi, gdzie nie ma bieżącej wody i prądu. Do obrazy boskiej doszło, gdy Asia napiła się wody z kubka, który przyniosła dla dwóch muzułmanek. Ich zdaniem „zbrukało” to wodę. Kiedy Bibi odpowiedziała, że Mahomet by się z tym nie zgodził, bluźnierstwo było gotowe. W Pakistanie grozi za nie kara śmierci, co doprowadziło już do wielu nieszczęść. Dokładnie osiem lat temu, ósmego listopada 2010 r. sąd skazał Bibi na szubienicę.
Siedziała sama w celi bez okna, aż pod koniec października pakistański Sąd Najwyższy uwolnił ją od zarzutów. Dla radykalnej partii religijnej TLP („Pakistański Ruch Jestem Tutaj”), która domaga się utrzymania kary śmierci za bluźnierstwo, było to powodem protestów, które sparaliżowały kraj. Rząd musiał obiecać, że Asia Bibi nie opuści Pakistanu. Tymczasem jej mąż prosi różne kraje o azyl dla całej rodziny: zwrócił się do USA, Kanady i Wielkiej Brytanii. Włochy i Francja są gotowe ją przyjąć. Adwokat chrześcijanki uciekł już do Europy.
Rząd zaprzeczył jakoby kobieta miała być w samolocie lecącym za granicę. W kraju nie czeka ją nic dobrego. Dla Abdula Aziza Molany, imama wpływowego Czerwonego Meczetu ze stołecznego Islamabadu, uwolnienie Bibi to obraza boska: „decyzja niesprawiedliwa, okrutna, nienawistna wobec szariatu”. Portrety uwolnionej z pętlą na szyi stały się stałym motywem religijnych manifestacji.