23 kwietnia br. w Skopje podczas meczu piłki nożnej miejscowego klubu Vardar z drużyną Shkupi (alb. Skopje) doszło do incydentu z flagą „Wielkiej Albanii”. Zwisała z unoszącego się nad boiskiem drona z mapą, zapełniona nazwiskami albańskich bohaterów. Pomimo, że albańscy kibice drwili oraz obrażali Macedończyków z Vardaru, mecz zakończył się planowo i zwycięstwem 2:0 tych ostatnich. Ten eksces był reakcją na to co, kilka dni wcześniej ogłosili oficjele Albanii i Kosowa.
Podobny incydent miał miejsce w październiku 2014 r. podczas eliminacji Euro 2016 w Belgradzie. Wówczas spotkanie Serbii z Albanią zostało przerwane po tym jak nad murawą pojawił się dron z albańską flagą z mapą Wielkiej Albanii obejmującej również Kosowo, część Macedonii i Czarnogóry. Maszynę próbowało ściągnąć kilku zawodników gospodarzy, najaktywniejszy był w tym serbski piłkarz Stefan Mitrović, z którymi zaczęli przepychać się albańscy zawodnicy. Atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca i w rezultacie sędzia zdecydował się na przerwanie spotkania. Albańscy piłkarze schodzili z boiska obrzucani różnymi przedmiotami i wyzwiskami przez serbskich pseudokibiców. Winnym tych zamieszek okazał się brat premiera Albanii, który jak się później okazało stał za akcją z dronem.
I o ile tego rodzaju ekscesy i incydenty miały wcześniej sporadycznie miejsce podczas imprez sportowych, bądź uroczystości politycznych, i były one wywoływane przez nieodpowiedzialnych fanatyków, to w ostatnim czasie przybrały one oficjalny charakter z udziałem premierów Albanii i Kosowa.
Jeśli nie drzwiami, to oknem…
Jeżeli Unia Europejska zamyka drzwi dla Kosowa, to wszyscy Albańczycy z regionu, będą mieszkać w jednym pokoju, powiedział w Radiu Wolna Europa Hashim Thaci, prezydent Kosowa. Jest to reakcja na oświadczenie premiera Albanii Ediego Ramy, który stwierdził, iż zjednoczenie Kosowa i Albanii nie można wykluczyć skoro UE unika przyjęcia obydwu krajów do tej wspólnoty.
Dwa dni wcześniej Rama stwierdził, że nikt nie chce należeć do małych unii, bo każdy chce być w wielkiej. Ale jeśli nie ma nadziei, nie ma perspektyw i nie ma miejsca, to mała unia może się zdarzyć (Albanii i Kosowa – przyp.red.) Jeśli zostanie zahamowane dalsze rozszerzanie UE, to może doprowadzić do destabilizacji całej Europy. Niektórzy albańscy nacjonaliści chcą stworzyć zjednoczoną Albanię z Kosowem, pomimo że nie jest to moim pragnieniem, to może się tak zdarzyć, w przypadku zamkniętych drzwi unii.
Najostrzej na słowa Thaciego i Ramy zareagowali politycy w Serbii. Potępili oni tę retorykę, twierdząc, że zjednoczenie Albanii z Kosowem i Metohją nie może być osiągnięte przy pomocy środków pokojowych i może wywołać „poważną awarię”. Konsekwencją tego był wymowny i prowokacyjny tytuł w belgradzkiej gazecie „Informer” – „NATO gotowe do inwazji na Serbię”.
Prezydent-elekt Serbii Aleksandar Vučić stonował wystąpienia swoich kolegów ministrów i powiedział, że zjednoczenie tych krajów pozostaje w „sferze pragnień”. Na uzasadnienie tego poglądu stwierdził, iż unifikacja Kosowa i Albanii jest zagrożeniem, ponieważ osiągniecie takiego zjednoczenia wszystkich Albańczyków nie jest możliwe bez wejścia w konflikt z kilkoma krajami Bałkanów. A gdybym powiedział, że wszyscy Serbowie powinni żyć w jednym państwie, powieszono by mnie na maszcie w Brukseli.
Prawdą jest, że Kosowo jest jedynym krajem na Bałkanach, którego mieszkańcy są pozbawieni prawa do swobodnego podróżowania po krajach Europy. Skomplikowana procedura wizowa zniechęca również przedsiębiorców kosowskich do rozszerzania swoich kontaktów biznesowych. Obietnice składane w Kosowie przez unijnych przedstawicieli o rychłym zniesieniu ograniczeń wizowych jak na razie pozostają tylko pustymi deklaracjami. Tego rodzaju podejście jest okazją do rozszerzania się w Kosowie działalności różnego rodzaju grup przestępczych oraz coraz silniejszych wpływów ekstremistów muzułmańskich.
Premier Kosowa Isa Mustafa ocenił wystąpienie premiera Ramy jako populistyczne, mówiąc, że „Kosowo nie ma innej orientacji jak zjednoczenie z UE. I nawet jeśli unia przymyka te drzwi dla nas, to my i tak wejdziemy do niej oknem”.
Rama i Thaci podnoszą ciśnienie
W listopadzie ubiegłego roku Edi Rama, podczas wizyty w Grecji, powiedział, iż jego kraj oraz on sam nie ma żadnego planu, ani zamiaru zabierać terytorium innym krajom bałkańskim w celu stworzenia „Wielkiej Albanii”. Zaznaczył przy tym, że w albańskich szkołach nie ma map z „Wielką Albanią”, a uczniowie uczą się jedynie o krajach, w których żyją Albańczycy. Albańczycy zaś mieszkają w Albanii, Kosowie, Macedonii, Czarnogórze, Serbii i Grecji.
Wcześniej podczas Szczytu Bałkanów Zachodnich w Paryżu, a następnie w czarnogórskiej Podgoricy Rama przedstawił plan działania na rzecz usuwania barier pozataryfowych ułatwiających handel i transport pomiędzy krajami bałkańskimi. Jednocześnie wyraził zadowolenie z tego, że Unia Europejska, a zwłaszcza Angela Merkel i François Hollande są bardzo zdeterminowani, aby przyśpieszyć proces integracji z krajami Bałkanów Zachodnich.
Od dwóch miesięcy Albanią wstrząsają demonstracje opozycji, która domaga się dymisji rządu, nowych, uczciwych wyborów a do tego czasu utworzenia rządu technicznego. Społeczeństwo domaga się m.in. skuteczniejszej walki z korupcją, z handlarzami narkotyków, przyspieszenia rozwoju gospodarczego kraju oraz głębokich reform w sferze polityki społecznej.
18 lutego tego roku, członkowie Partii Demokratycznej Albanii, pod przewodnictwem Lulzima Bashy wspólnie z innymi przedstawicielami partii opozycyjnych rozbili olbrzymi namiot przed siedzibą premiera w Tiranie domagając się spełnienia ich postulatów. Najważniejszy z nich dotyczy przesunięcia terminu wyborów zaplanowanych na 18 czerwca tego roku. Przez cały czas organizowane są kilkugodzinne marsze protestacyjne w Tiranie i innych miastach Albanii. W poniedziałek 24 bm., na wezwanie Demokratycznej Partii Albanii, mieszkańcy blokowali przez godziną główne drogi w Tiranie, zapowiadając przy tym, że protesty będą kontynuowane do czasu powołania rządu technicznego. Ich szczyt ma odbyć się 7 maja, gdy w albańskim mieście Kavaja ( alb. Kavajë) będą odbywać się wybory burmistrza.
Te niepokoje i niezadowolenie społeczne zmusiły premiera Ramę do zmiany dotychczasowej retoryki i „szukania winnych tych wydarzeń” w Unii Europejskiej. Dodatkowo narracja ta napotkała na bardzo podatny grunt w Kosowie, które jest o wiele uboższe od Albanii i również ma niestabilną sytuację polityczną i gospodarczą.
Dość powiedzieć, że dialog Prisztiny z Belgradem jest chwilowo zawieszony, wytyczenie granicy z Czarnogórą podobnie, a projekt powołania do życia armii kosowskiej autorstwa prezydenta Hashima Thaciego został bezterminowo wycofany z parlamentu.
Nie wiadomo również, kiedy Kosowo powtórnie ubiegać się będzie o członkostwo w UNESCO, po pierwszej nieudanej próbie.
Poza granicami Kosowa mieszka ponad 400 000 osób (tzw. diaspora), z których od 2009 roku 40 000 zrzekło się obywatelstwa. Liberalizacja przepisów wizowych dla Kosowian – zaproponowana w 2016 roku przez Komisję Europejską – nie nastąpiła, co powoduje, jak mówią sami mieszkańcy, że czują się oni „obywatelami drugiej, trzeciej kategorii”. Sytuacja ta nie sprzyja łączeniu rodzin, które już dawno wyemigrowały z Kosowa. Powołanie do życia międzynarodowego Trybunału w Hadze do osądzenia zbrodni byłych bojowników Armii Wyzwolenia Kosowa (UĆK) powoduje olbrzymi niepokój wśród obecnego kosowskiego establishmentu, którego członkowie wywodzą się właśnie z tych kręgów. Prezydent Thaci ma powody do obaw, nie tylko z powodu czekającego go ewentualnego procesu właśnie przed tym sądem międzynarodowym, ale również z powodu doniesień, iż oczekujący na wyrok francuskiego sądu Ramush Haradinaj został wysunięty przez opozycję na kandydata do fotela prezydenta Kosowa w ewentualnych wcześniejszych wyborach, których od pewnego czasu domaga się opozycja.
Te fakty w połączeniu z argumentami premiera Albanii Ramy, idealnie wręcz dały asumpt do formułowania tez o powołaniu „Wielkiej Albanii”, co ma być szantażem wobec Unii Europejskiej i krajów w niej zrzeszonych jak również USA, które odgrywa istotną rolę w bałkańskiej polityce. Obaj politycy – Rama i Thaci – skutecznie „podnieśli ciśnienie” mieszkańcom Serbii, Macedonii (FYROM), Czarnogóry i Grecji.
Gdy nie ma miodu – straszy się krwią
Zapowiedzi o utworzeniu „Wielkiej Albanii” bardzo pomogły Aleksandarowi Vučiciowi w walce o fotel prezydenta Serbii, ponieważ zmonopolizowane przez niego media od razu postraszyły wszystkich „zbliżającą się wojną”, a jego samego okrzyknęły najlepszym gwarantem pokoju. To z kolei zmobilizowało również UE, której wysłannicy od razu zaprosili przedstawicieli Kosowa i Serbii do Brukseli w celu mediacji. Przewodniczący Senackiej Komisji Obrony USA, senator John McCain niedawno odwiedził Słowenię, Chorwację, Serbię, Bośnię, Czarnogórę, Albanię i Kosowo. Wizyta ta miała na celu zacieśnienie współpracy z krajami bałkańskimi w walce z terroryzmem. J. McCain jako orędownik rozszerzania NATO na Bałkany wspierał przystąpienie Chorwacji, Albanii, a ostatnio Czarnogóry do Paktu. Wszystko to w celu uspokojenia sytuacji w „bałkańskim kotle”.
Oświadczenia Ediego Ramy nie są szantażem, a jedynie próbą zwrócenia uwagi UE na Bałkany i ewentualnych konsekwencji pozostawienia tych krajów samych sobie. A obawa przed wojną z Serbią jest mniejsza niż przed zjednoczeniem z Kosowem, bowiem Albanii nie stać dziś na taki wydatek jakim byłaby tzw. „mała unia”. Z kolei postawa Hashima Thaciego to „ solidarne zachowanie młodszego brata” wobec Ramy oraz troska o zachowanie swojej pozycji wobec wyborców z Kosowa.
Obserwatorzy polityczni na Bałkanach zgodnie wypowiadają się, iż te stwierdzenia są naiwne i niepoparte żadnymi racjonalnymi argumentami. I nie ma powodów do strachu, bowiem to taki międzynarodowy bluff potrzebny zarówno Ramie jak i Thaciemu, których kraje są w głębokim politycznym kryzysie.
A ja dodam, że „Bałkany” pochodzą od tureckiego słowa „Bau”, czyli „krew” i „kan” – miód. I gdy brakuje miodu, to straszy się krwią – to też takie bałkańskie.