Donald Trump, który będzie 8 listopada walczył z Hillary Clinton o zasiedlenie Białego Domu, oświadczył, że „będzie mieć bardzo, bardzo dobre stosunki z (prezydentem Władimirem) Putinem i z Rosją”. „Oni chcą pokonać Państwo Islamskie (PI) tak samo, jak my. Czy nie było by cudownie, abyśmy ze sobą współpracowali i wspólnie dali sobie radę z PI?”, pytał.
Wskazywał, że Putin jest silnym przywódcą i cieszy się ponad 80 procentowym poparciem. „Putin jest bardziej przywódcą swego kraju, niż Obama przywódcą Ameryki”, zauważył kąśliwie. Ale zapewniał, że nie jest łasy na ciepłe słowa Putina. „Kiedy nazywa mnie człowiekiem błyskotliwym, przyjmuję ten komplement, ale to jemu nic nie da. To nie będzie mieć żadnego znaczenia”.
Kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta i jego rywalka z Partii Demokratycznej przedstawili poglądy na temat polityki zagranicznej i obronnej w specjalnym programie telewizji NBC pt. „Forum z wodzem naczelnym”, występując po sobie. Wystąpili na lotniskowcu-muzeum „Intrepid” w Nowym Jorku przed widownią złożoną głównie z weteranów wojen.
Clinton przyznała po raz kolejny, że popełniła błąd głosując w 2002 r. za najazdem na Irak, ale wskazywała, że jako kandydatka na wodza naczelnego ma szerokie doświadczenie w sprawach międzynarodowych – co jest niewątpliwą prawdą, bowiem była sekretarzem stanu, senatorem, a przede wszystkim przez 8 lat nie tylko żoną prezydenta Williamia Jeffersona Clintona, ale aktywnie uczestniczyła – formalnie – w kształtowaniu jego polityki.
Clinton zauważyła, że Trump udaje dziś, że był przeciwny obalaniu władcy Iraku, Saddama Husajna, a przecież głośno to popierał. Zadeklarowała użycie siły za ostateczność. „Będę ostrożna, jak tylko to możliwe, w wysyłaniu wojsk na front i nie skieruję wojsk lądowych do akcji przeciwko PI w Iraku i w Syrii, zapewniła.
Trump, zdając sobie sprawę z niskich notowań wśród wojskowych – o generałach amerykańskich mówił, że o PI wiedzą mniej niż on – na wiecu w Filadelfii zapowiedział odbudowę „osłabionej armii”, położenie kresu obniżaniu wydatków na zbrojenia, co dzieje się od zakończenia zimnej wojny, a zwłaszcza za prezydentury Obamy. Obiecał, że jako prezydentem, zwiększy liczebność wojsk lądowych do 540 tys. żołnierzy służby czynnej, siłę piechoty morskiej do 36 batalionów, marynarki wojennej do 350 okrętów, a lotnictwa do co najmniej 1200 samolotów myśliwskich.
Najnowsze sondaże wskazują, że Trump dogonił w popularności Clinton, a w niektórych nawet wyprzedza ją nieco.