Od dwóch miesięcy trwa formalny, albo nieformalny rozejm między talibami i dżihadystami z Państwa Islamskiego (PI) w Afganistanie. I powstał swego rodzaju podział pracy przy atakowaniu wojsk rządu w Kabulu.
W rezultacie, PI skupiło się na walce ze wspieranymi przez USA siłami rządowymi w prowincji Nangarhar i przesunęło się na północ do prowincji Kunar. Tam utworzyło nowy przyczółek w wieloletnim bastionie talibów, a wcześniej al-Kaidy. Naczelny dowódca wojsk szkoleniowych USA w Afganistanie, gen. John Nicholson uważa, że rozejm w prowincji Kunar jest kruchy i w każdej chwili może się załamać
Zbrojne forpoczty PI pojawiły się w Afganistanie w 2014 r. po proklamowaniu przez kalifa Abu Bakra al-Bgdadiego Państwa Islamskiego w Mosulu w Iraku. Od roku dało się zauważyć, że między talibami i dżihadystami dochodzi do krwawych starć. Jednak zbliżyła ich wspólnota celu: rewolucja islamska. Jedni i drudzy są sunnitami, dążą do zatarcia wszelkich śladów po niewiernych i wprowadzenia porządków koranicznych, co talibowie już praktykowali latach 90-tych.
Różnica jest taka, że talibowie myślą lokalnie, tj. chcą szariatu w Afganistanie, ewentualnie w Pakistanie. Dżihadyści myślą globalnie – o objęciu kalifatem całego świata islamu i ziem utraconych, jak Hiszpania, czy Bałkany, Austria i Węgry. Siły PI są dużo mniejsze, niż talibów i dużo jest w nich cudzoziemców. Jednak to oni przyznali się do lipcowego zamachu samobójczego w Kabulu, gdzie zginęło ponad 80 osób, najwięcej od bardzo wielu lat.