Rozkaz prezydenta USA Donalda Trumpa, aby armia rozpoczęła przygotowania do organizacji defilady na Dzień Niepodległości wywołał falę ośmieszających prezydenta komentarzy. W USA nigdy nie było tradycji udziału wojska w ceremoniach państwowych – ich celebra kładła raczej nacisk na wymiar obywatelski – ale po ubiegłorocznej wizycie we Francji, gdzie prezydent Emmanuel Macron gościł go na obchodach 14 lipca, Trump pozazdrościł mu napoleońskiego rozmachu parady i janczarskiej muzyki.
Wielkie parady wojskowe towarzyszące obchodom państwowym organizują Rosja, Chiny i Korea Północna. W Europie – jedynie Francja i – od niedawna, odkąd pojawiła się moda na potrząsanie szabelką aby straszyć nią Rosję – także Polska. W Wielkiej Brytanii w takich świętach jak oficjalne urodziny Jej Królewskiej Mości armia bierze udział, ale jest to wyłącznie gwardia, która odprawia rodzaj przedstawienia będącego połączeniem musztry paradnej i baletu znanego pod nazwą „trooping the colour”. W Niemczech – ze względu na możliwość skojarzenia ze stylistyką III Rzeszy, wielka parada wojskowa jest czymś zupełnie niewyobrażalnym. Zresztą – nawet we Francji podtrzymywanie tej tradycji uważane jest za anachronizm nie pasujący do nowoczesnego wizerunku państwa.
Zapraszając Trumpa na obchody Dnia bastylii Macron chciał go ewidentnie olśnić przepychem. I udało mu się. Już niedługo potem jego gość zaczął przebąkiwać, że chciałby tak samo. Bo przecież jak to? Prezydent Francji otoczony jest takim splendorem, a on, prezydent hipermocarstwa, nie?
Do pomysłu Trumpa została dorobiona ideologia. Jak poinformowała rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders, prezydent Trump „jest solidarny z wojskowymi, którzy ryzykują życiem dla naszego bezpieczeństwa”.
Komentarze ze strony demokratów są miażdżące. Dla nikogo nie jest jednak tajemnicą, że nie o „wdzięczność” tu chodzi, ale o schlebianie swojemu ego, jak to określił członek władz Partii Demokratycznej Charles Allen. „Kolejnym idiotycznym pomysłem naszego nadętego przywódcy” nazwał ideę organizowania defilad kongresman Keith Ellison. „Rodzi nam się Napoleon” – stwierdziła członkini Kongresu Jackie Spier. Takim sposobem „okazania wdzięczności” nie są szczególnie zainteresowani też sami weterani. „Nie żyjemy w monarchii ani w państwie dyktatorskim” – przypomniała senator Tammy Duckworth, który w Iraku stracił obie nogi.
Zwraca się także uwagę na koszty. Parada po zakończeniu I wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. kosztowała 8 mln dolarów. Teraz koszty będą znacznie większe. „Marnotrawstwo pieniędzy, aby zabawić prezydenta” – stwierdził demokratyczny senator Dick Durbin.
Ale – jeśli defilada dojdzie do skutku – prezydent Trump będzie mógł się przechwalać przed Kim Dzong-unem nie tylko większym guzikiem, ale zyska dodatkowy „argument”.