Bardziej restrykcyjne normy w zakresie wznoszenia budynków na terenach zalewowych uratowały kilka teksańskich gmin przed katastrofą, jaką huragan Harvey przyniósł nieodległemu Houston. Podobne normy miały obowiązywać w całych Stanach Zjednoczonych, ale dekret w tej sprawie anulował prezydent Trump.
Barack Obama przed odejściem z urzędu zamierzał wprowadzić centralne regulacje chroniące mieszkańców terenów narażonych na naturalne kataklizmy przed ich dramatycznymi skutkami. Chciał inspirować się samorządami takimi jak Seabrook, gdzie uznano, iż federalne normy bezpieczeństwa budynków mogą być niewystarczające. Miasto wymaga od inwestorów, by przy wznoszeniu obiektów mieszkalnych budowali je nie na poziomie gruntu, ale wyżej, na betonowych słupach, przynajmniej na wysokości stopy (31 cm) ponad poziomem, który wskazuje się jako skrajny możliwy poziom, jaki może osiągnąć fala. Trzech stóp wymagają pobliskie Harris i Taylor Lake, gdzie regulacje uratowały przez huraganem wszystkie domy wzniesione w zgodzie z normami. Dla porównania federalne przepisy zezwalają budować na poziomie równym z tym skrajnym zasięgiem wody (takim, który według szacunków specjalistów wystąpi z prawdopodobieństwem jednoprocentowym).
Dekret wykonawczy Obamy nie zdążył jednak wejść w życie i Donald Trump w ubiegłym miesiącu po prostu go odwołał. Wyszedł m.in. z założenia, że to bezsensowna decyzja związana z wiarą w globalne ocieplenie i zmiany pogody, podczas gdy Trump uważa, że jedno i drugie to pospolite wymysły. Swoją rolę mogły odegrać także firmy budowlane, które zażarcie krytykowały decyzję Obamy, rzecz jasna twierdząc, że budowanie bezpieczniejszych domów wywinduje do niemożliwości koszty inwestycji.